czwartek, 31 maja 2012

31.05.12

Dzisiejszy dzień pomylił mi się z Dniem Dziecka i do połowy dnia myślałam, że rzeczywiście dzisiaj jest nasz dzień. Dzień dzieciaków, dzień smrodu i sztucznych uśmiechów. Opiekunowie w przedszkolu dadzą czekoladkę myśląc na zdrowie, udław się i dam mi żyć. Na pewno. Nie wiem co mi się dzisiaj dzieje, jakoś mam sadystyczne myśli i mam ochotę zabić kota a potem go zjeść. A najbliżsi mówią, że jestem normalna... Nie ważne. Padło dzisiaj na czarny humor i od pół godziny czytam sobie dowcipy z nim związane... Aż tu parę zamieszczę, aa co:
Idzie facet obok cmentarza i widzi, że ktoś się tam pieprzy z laską. Podchodzi do nich i mówi -Ej stary! Daj też poruchać! Na co mu ten drugi odpowiada -Wykop se.

Seryjny morderca ciągnie kobietę do lasu. Kobieta krzyczy przerażona:
-Ale ponuro i ciemno w tym lesie. Bardzo się boję!
Na co morderca:
-No, a co ja mam powiedzieć? Będę wracał sam...

Przychodzi młody chłopak do lekarza.
-Panie doktorze! Mam jedno jądro sine.
Lekarz zbadał i mówi:
-Uuu, rak! Trzeba amputować.
Szybko wykonał operacje i pożegnał się z pacjentem.
-Panie doktorze to znowu ja. Teraz mam drugie jądro całe sine.
-Rak! Trzeba amputować.
Nazajutrz znowu ten sam chłopak.
Niestety panie doktorze, przeniosło się na mój interes.
Lekarz nie dowierza, bada i bada i w końcu mówi:
-Eee, panu to tylko jeansy farbują...

Siedzi wędkarz nad rzeką. Podchodzi facet:
-Nie widział tu pan kobitki w fioletowej sukience?
-Aaaa, tak. Jakieś 5 minut temu...
-No to jak się pospieszę, to ją dogonię!
-Wątpię. Dzisiaj w rzece bardzo silny prąd.

Żona do męża:
-Kochanie, umyj dzieciaka.
Po 10minutach wchodzi do łazienki, a mąż, trzymając niemowlaka za uszy, zanurza go w wannie.
-Coś ty zwariował?! Chcesz mu uszy oberwać?
-A co, mam się poparzyć?

Przychodzi pięcioletni chłopczyk, ze zdechłą żabą na smyczy i skarbonką pod pachą do burdelu. Podchodzi do burdel-mammy i pyta: 
- Czy można prosić dziewczynę z AIDS? 
- Mały przecież ty masz 5 lat? Co ty byś z nią zrobił i dlaczego z AIDS? 
Nie, my nie mamy dziewczyn z AIDS! 
- Ale ja naprawdę potrzebuję - mówi i rozbija skarbonkę. 
Szefowa widząc pieniądze staje się bardziej skłonna do negocjacji. 
- No dobrze, ale, po co ci ta dziewczyna z AIDS? 
- Potrzebna! 
- Powiedz, to może coś się znajdzie... 
- No dobra. Chodzi o to, że jak zrobię to z dziewczyną z AIDS to będę miał AIDS. I jak wrócę do domu to moja opiekunka, która mnie wiecznie molestuje też będzie miała AIDS. 
A potem jak mój tatuś ją odwozi to ona mu daje na tylnym siedzeniu... 
I on tez będzie miał AIDS. 
A jak tatuś wraca to w nocy grzmocą się z mamusią... 
i ona też będzie miała AIDS. 
A rano jak tato wychodzi do pracy, to przyjeżdża pan od zbierania śmieci, wpada do nas i mamusia daje mu dupy. 
I on tez będzie miał AIDS. 
I O TEGO GNOJA MI CHODZI, BO MI ŚMIECIARKĄ ŻABĘ PRZEJECHAŁ!!!!


Oczywiście takie tam... Jak się jest cały czas prawie smutnym, to trzeba się chwytać każdej deski ratunku prawda? No.
Jest mi na zmiane raz zimno a raz gorąco. Mam tego dość.

Jesteś podróżą bez końca, 
dlatego kładę mój mały wielki świat w Twoje bezpieczne dłonie.
Twórczość mojej M. <33

Zastanów się Drogi Czytelniku nad tym:
Jakby to było, gdyby ta skorupa, która ciągle oplata Twe ciało nagle zaczęła pękać? Co by się stało, gdybyś któregoś dnia, stojąc przed lustrem zobaczył pierwsze pęknięcie na skorupie, którą masz już od dawien dawna? Patrząc, jak pojawiają się coraz to nowsze pęknięcia, które mnożą się w zastraszającym tempie. Czy przestraszyłbyś się, gdyby zaczęły odpadać coraz większe płaty tej skorupy? Czy zaczął byś panikować, gdybyś zaczął widzieć nie maskę, którą już nawet nie ściągasz, a to, co czujesz i pokazujesz - swoją prawdziwą twarz, nie tanią podróbę? Cisnąłbyś czymś w lustro, które przecież nie jest niczemu winne? A może starałbyś się tą skorupę odbudować? Ale czy posunąłbyś się do tego kroku widząc, że oto dostałeś szansę, oto załamałeś się tak, że nie jesteś w stanie już dłużej jej utrzymywać? Możesz pozwolić, by całkiem opadła, krusząc się na maleńkie kawałeczki u Twoich stóp, ale możesz również wziąć się w garść, i znowu żyć w kłamstwie nawet przed samym sobą. Co czujesz, co wybierasz?

Mhm...

Destroy.
Miliony mikroelementów wszczepiają się w moje ciało.
Naruszają moją duszę, rozszarpując jej włókna i wgryzając się w jej energie.
I nie pozostaje już nic, bo oto wylatuje przez drzwi zakazane ku nicości.

Trwam w wiecznym otępieniu.
Nie wybawiaj mnie ode złego...


środa, 30 maja 2012

30.05.12

Obcy ludzie, obce światy, dwie gwiazdy obracające się w milczeniu, oddzielone tysiącami mil ciemnej przestrzeni. Ludzie z natury są nieobliczalni, nieodpowiedzialni i nieszczęśliwi. Dopiero gdy poskromi się ich zwierzęce instynkty, mogą stać się odpowiednimi, godnymi zaufania i zadowolonymi istotami.
Kiedyś znane mi dawniej osoby, z którymi przeżywałam najlepsze i te najgorsze chwile rozkwitania, kiedyś, kiedy nasze drogi w końcu się rozejdą, niegdyś najbliższe staną się najodległszymi istotami na świecie, będziemy mijać się razem nawet na siebie nie spojrzawszy, albo spojrzymy na siebie ukradkiem i będziemy udawać, że się nie widzimy. Przejdziemy obok siebie obojętnie, zupełnie bez słowa. Będziemy się potem zastanawiać, zapewne przez krótką chwilę, dlaczego to upadło, choć miało trwać wieczność - jak się sami nawzajem zapewnialiśmy? Wtedy nikt nam nie odpowie na to pytanie, tylko my sami. Bo to musimy wiedzieć tylko my. To my musimy wiedzieć co się dzieje w naszym wnętrzu. To my jesteśmy panami naszego ciała, naszych uczuć, serca i umysłu. Nikt inny, tylko właśnie my. Jednakże nie każdy jest tego świadomy, i pozwala, by takie tandetne reklamy jak serce i rozum decydowały bez naszej woli o tak ważnych sprawach.
Cały ten rząd, cała ta polityka, całe to państwo i ludzie, którzy są na czele - pracują na to latami, by opróżnić nasze umysły, byśmy bez żadnych zaprzeczeń im podlegali. Byśmy byli głupi. Byśmy nie potrafili myśleć swoim mózgiem. Wszyscy zachowujemy się tak, jakby dopadła nas miażdżyca. Z mózgu nie zostało nic, istna papka i nic więcej. Tak się zachowujemy, jak ludzie nierozumni.
Zaczęłam znowu losować na chybił trafił cytaty z książki od M..
Oto cytat na dziś:

Szczęście przez całe życie! 
Nikt by tego nie zniósł, to byłoby piekło na ziemi.
George Bernard Shaw

Po części się z tym zgadzam. Choć z wiecznym szczęściem nie było by tego smutku, bólu, cierpienia, stresu, łez (chyba że ze szczęścia). Hm... Chociaż nie. Cofam te słowa, bo to chyba guzik prawda. Przecież ludzie zawsze wszędzie znajdą złe strony, tak więc gdyby byli wiecznie szczęśliwi, uważaliby to po pewnym czasie za nudne, bezsensowne i płakali by, bo są tylko i wyłącznie ciągle szczęśliwi. Taa, takim nie dogodzisz.
Coraz częściej mam dość pewnych znajomości, które tak na dobrą sprawę zaczynają mnie tylko męczyć. Nie wiem, ile jeszcze udźwignę, ale coś mi się widzi, że jak tak dalej będzie się to toczyło, to niezbyt długo.
Dziękuje O., za wykupienie pakietu. Ojś, musiałam, wybacz, ale ciesze się z tego niezmiernie, bo teraz będę mogła Cię napastować smsami i Ty mnie, nawet w kiblu. (prawda?<słodkie oczy bezdomnego kociaka ze śmietnika>) Kocham Cię Ośle mój. ;*
Sex on the bitch - kojarzy mi się tylko z drinkiem i książką Ja, diablica. P. pewnie doskonale to pamięta.
Dzisiaj same nudy na całego, prócz tego obżarłam się bułką, rogalem, roglalikiem, jednym kawałkiem ciasta i gulaszem. Niczego nie żałuje, za wszystko przepraszam - chociaż właściwie to nie, bo aż sobie bekłam tak się przyjęło. Ha!!!

Jeżeli przeszłość zacznie być twoim cieniem,
jedynie co ci pozostanie - to wieczna ucieczka.

Wieczny, wieczny KATAR!!!
Jak tak dalej pójdzie, to zasmarkam wszystkie swoje rzeczy.
Boli głowa, z gardłem już lepiej.
C.A. jedzie jutro do swojej znajomej na weekend. Tęsknić będę. A co...

Nie jestem rybą.
Tylko, tylko, tylko człowiekiem.
Jestem topielcem.
Topie się we własnym smutku i łzach skalanych powietrzem.

wtorek, 29 maja 2012

29.05.12

Niczego tak bardzo nienawidzę, jak pomidorów. Niby takie to małe, czerwone i delikatne, a tak paskudne, tak obrzydliwe, tak okropne, że aż mnie mdli jak to piszę. Nie przekonują mnie argumenty, że pomidory powstrzymują nas od zachorowania na raka. Nic a nic. Możecie je ode mnie zabrać? Pewnie nie, bo pewnie nie cierpicie ich tak samo jak ja.
Cały czas mi smutno. Raz uśmiechnę się szczerze, ale zwykle zaraz wraca ten obezwładniający smutek, który łapie od tyłu moje ręce wykręcając je boleśnie, i zmuszając mnie do pochylenia się nad kociołkiem pełnym jakiegoś cuchnącego wywaru (czyt. cuchnącej śmierci). Wciąż nie potrafię odpowiedzieć sobie na pewne pytania, ale mam przynajmniej pewność co do poniektórych spraw. Sesja przestała działać, albo ja jestem taka tępa i już tego nie odczuwam. Ledwo ledwo nauczyłam się na jutrzejszą geografię, choć i tak muszę sobie jutro przypominać na przerwach, bo inaczej czarno to widzę.
Rozmyślałam dzisiaj nad wskoczeniem do przepaści, która łazi za mną już od dłuższego czasu. Ciągłe myśli skacz! połknij je! zabij się! stają się powoli nie do zniesienia. Ale daje radę.
Rozmyślałam nad dawnymi czasami, kiedy to byłam głupiutką malutką dziewczyną (niewiele się zmieniło). Uśmiechałam się, głównie ze smutku, że to już przeminęło. Przeminęło i nigdy nie wróci. Nigdy.
Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. Nigdy. NIGDY!!!
To słowo sprawia, że czuje, jakby przechodziło przeze mnie tysiąc ostrych i grubych kolców. Jak gdyby wysysały ze mnie wszystkie siły witalne, nie pozostawiając już nic, prócz wiecznego smutku. Nigdy - tak wiele się kryje za tym słowem. Tak wiele widzę, kiedy powtarzam je raz za razem w swoich myślach. Oczy powoli zachodza łzami, bo to nigdy następuje zawsze zbyt szybko, zawsze w najmniej oczekiwanym momencie. Możemy przygotowywać się na np. odejście kogoś przez wiele miesięcy, ale ten moment zawsze wywiera na nas zaskoczenie, a przede wszystkim ból i smutek. Tęsknota, która przeczepia się do nas jest tak nachalna, tak wkurzająca, że z bezsilności okaleczamy się czym popadnie, przy tym łamiąc kiedyś obiecane sobie obietnice. Paznokciami haratamy sobie twarz, by nie widzieć już tej maski, którą codziennie nakładamy i która już nas nie opuszcza. Czasami nawet nie zdejmujemy jej do snu bojąc się, że z tego zmęczenia zapomnimy nałożyć ją z powrotem rano...

Nigdy.
Nigdy się razem nie zaśmiejemy.
Nigdy się razem nie obejmiemy.
Nigdy nie spojrzymy sobie głęboko w oczy, ani nawet razem nie zapłaczemy.
Nigdy nie będziemy na tyle blisko siebie, na ile byśmy chciały(li)
Nigdy.

poniedziałek, 28 maja 2012

28.25.12

Jak tak patrzę na to wszystko, co się dzieje do tej pory, to stwierdzam, że całkiem nieźle idzie mi to poprawianie. Jak dobrze pójdzie, to może zdam... No, i nie ma żadnego ale. Muszę być dobrej myśli, bo to jedyne co mi pozostało.
Wiele razy rozmyślałam nad samą sobą i... Macie racje. Jestem dziwna. Czasami nawet dziecinna a w pewnych sprawach niedoświadczona. Jak zapewne wielu z nas. Życie uczy nas rzeczy całkiem nie potrzebnych i rzeczy zupełnie niezbędnych. Tylko że to drugie, uczą nas bardziej ludzie. Wieczna obłuda i naciągarstwo. Oszustwo i rasizm. To wszystko jest na porządku dziennym, bo my, ludzie, jesteśmy w pewien sposób do dupy. No nie czarujmy się Kochani. Człowiek to kompletny niewypał i tu trzeba przyznać racje. Bóg coś spartaczył tworząc nas i to jest pewne.
Nasze życie to niepotrzebny epizod,
zakłócający błogi spokój nicości.
Arthur Schopenhauer

Kiedy coś się kończy, wracamy myślami do początku tego czegoś. W moim przypadku: pełna zgodność. Przyznaje się bez bicia, że miałam konto fikcyjne na portalu społecznościowym nasza-klasa. Przyznaję się do tego i nie wstydzę się. Nie wstydzę się, bo nie ma czego. A już z pewnością nie tego, że poznałam tam kilka przewspaniałych osób, które, nie wszystkie, towarzyszą mi w życiu do dziś. I jestem im za to dozgonnie wdzięczna. Po co to piszę? Lubię powspominać ot co. Kiedy to stało się zupełnie nudne, postanowiłam z tą zabawą skończyć. Konta nie usunęłam, ze względu na wspomnienia właśnie. Chcę mieć pamiątkę, że kiedyś tam byłam, że kiedyś to było takie modne, że kiedyś pisałam tam z fantastycznymi ludźmi. Kończąc to, nawet dzisiaj, wspominałam swoje początki. Początki były najciekawsze, bo poznawało się to wszystko po raz pierwszy.Początki bywają nieudolne niedopracowane, nieidealne, nawet czasem żenujące. Wielu zraniłam swoją głupotą, bo przecież miałam zaledwie 13lat może 12, nie pamiętam, kiedy to zaczynałam. Tak więc - głupia byłam i tyle. Potem, dorastając, uzmysławiałam sobie, że nie mogę w ten sposób traktować innych. Starałam się być dla nich życzliwa i życzliwością do dzisiaj nie grzeszę. Z tym portalem pamiętam tyle zabawnych sytuacji, podczas których zginałam się w pół siedząc na fotelu i śmiejąc się do utraty tchu. Pamiętam również te... okropne chwile. A zwłaszcza jedną, którą do tej pory, kiedy sobie o niej dogłębnie wspomnę, do oczu cisną się łzy. Choć minęły bodajże dwa lata - nie całe. To nic. To już zawsze będzie siedziało we mnie głęboko. Tak jak inne przykre sytuacje. Ale... Myśląc o tym wszystkim, co tam przeżyłam, jaką świetną zabawę przeżyłam i jakich tam ludzi poznałam, przyznaje że... warto było. Kurde warto było!!! Jak rany. Wiele razy zastanawiałam się, co by było gdybym nie założyła wtedy konta. Nie wiem. Nie znałabym  przekochanej M. ani O. Nie znałabym tak wielu ludzi... Niektóre to by wychodziło nawet na plus, ale przeważnie poznawałam przekochane i wspaniałe osoby. Nie żałuje. Nie żałuje i warto było, choć czasami kruszyło się serce.
Tak więc chyba każdy z nas, kiedy coś się kończy, wraca do początku tego czegoś. Zastanawia się co by było gdyby, i raz się smuci raz uśmiecha na wspomnienie poszczególnych chwil.

Spójrzcie, jak wciąż sprawna,
Jak dobrze się trzyma
w naszym stuleciu nienawiść.
Jak lekko bierze wysokie przeszkody.
Jakie to łatwe dla niej - skoczyć, dopaść.

Nie jest jak inne uczucia.
Starsza i młodsza od nich równocześnie.
Sama rodzi przyczyny, które ją budzą do życia.
Jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym.

Religia nie religia -
byle przyklęknąć na starcie.
Ojczyzna nie ojczyzna -
byle się zerwać do biegu.
Niezła i sprawiedliwość na początek.
Potem już pędzi sama.
Nienawiść. Nienawiść.
Twarz jej wykrzywia grymas
ekstazy miłosnej.

Ach, te inne uczucia -
cherlawe i ślamazarne.
Od kiedy to braterstwo
może liczyć na tłumy?
Współczucie czy kiedykolwiek
pierwsze dobiło do mety?
Porywa tylko ona, która swoje wie.

Zdolna, pojętna, bardzo pracowita.
Czy trzeba mówić ile ułożyła pieśni.
Ile stronic historii ponumerowała.
Ila dywanów z ludzi porozpościerała
na ilu placach, stadionach.

Nie okłamujmy się:
potrafi tworzyć piętno.
Wspaniałe są jej łuny czarną nocą.
Świetne kłęby wybuchów o różanym świcie.
Trudno odmówić patosu ruinom
i rubasznego humoru
krzepko sterczącej nad nimi kolumnie.

Jest mistrzynią kontrastu
między łoskotem a ciszą,
między czerwoną krwią a białym śniegiem.
A nade wszystko nigdy jej nie nudzi
motyw schludnego oprawcy
nad splugawioną ofiarą.

Do nowych zadań w każdej chwili gotowa.
Jeżeli musi poczekać, poczeka.
Mówią, że ślepa. Ślepa?
Ma bystre oczy snajpera
i śmiało patrzy w przyszłość
- ona jedna.

Wisława Szymborska - Nienawiść.


Wciąż przeziębiona!!!
Doszła  jeszcze większa chrypa, że pozostało mi tylko pisanie tu, bo nie mam się komu wygadać. Jak zwykle zresztą.
No.
Niebo samo nie spadnie.
Trzeba je osiągnąć.


sobota, 26 maja 2012

26.05.12

Kolejny beznadziejny wpis, w kolejnym beznadziejnym dniu, w beznadziejnym roku o beznadziejnej godzinie, w beznadziejnym pesymistycznym nastroju. Właśnie w tym momencie zostaje napastowana wirtualnymi prezentami na gadu-gadu przez M.. (durna kobieto, nie wiesz co czynisz!) Dzisiaj 26 maja - dzień mamy. Ha. Jednak nie mieć jednego rodzica niesie za sobą dobre strony. Przynajmniej oszczędziłam na kwiatkach. Beczka śmiechu. Nie ważne.
Przeziębiona!!!
Cholera jasna. Przeziębienie przyszło akurat teraz, kiedy tak bardzo potrzebuje być zdrowa, wypoczęta, skupiona i gotowa do zaliczania. Ja to mam cholernie beznadziejne szczęście.
Beznadzieja szerzy się jak sraczka w moim domu. Ni huhu. Nie wiem co to się z tym światem dzieje, ale mam nadzieje, że wielki wybuch atomowy nastąpi w miarę szybko.
Czuje się beznadziejnie, wstrętny katar toczy ze mną walkę. Skubany przez niego nie mogę spać.
Ktoś wie jaka jutro będzie pogoda? A nie ważne, sama sobie sprawdzę.

Już nawet z bajek robią...
Obrzydzenie. Uhu uhu.

piątek, 25 maja 2012

25.05.12

Jestem osobą, która nie ma szans na normalne życie. Zepchnięta poza margines społeczeństwa, uważam się za największą sierotę i niedojdę, jaka kiedykolwiek łaziła po tej zasranej planecie, na której każdy z każdym toczy wojnę, każdy każdemu wmawia kłamstwo, wszyscy udają, że im wierzą, i wszyscy obrzucają się wzajemnie błotem. Bo tak naprawdę na tym świecie nie ma ani jednej osoby, która zawalczyłaby o przyjaźń, o drugą osobę. Która w momencie, kiedy druga osoba zadecydowałabym odejść, ona łapiąc za jej rękę powiedziała stanowczo nie! Nie pozwolę ci odejść rozumiesz?! Bo przecież o tak ważne rzeczy jak przyjaźń czy miłość należy walczyć. Całe życie to walka, ale jeśli się kogoś bardzo kocha, to zawsze znajdzie się siłę, by dodatkowo rozpocząć nową walkę o tak cenną rzecz. Ale każda dotąd znana mi osoba, kiedy odchodzi jej jedyne szczęście, zamiast walczyć, walczyć i jeszcze raz walczyć, ona po prostu się z tym godzi. Godzi się z tym, i mimo płaczu, mimo jej bezsilności i przeraźliwego smutku... Ona sie po prostu na o godzi. Będzie płakać, szlochać, gryźć sobie wargi czy ręce, ale nie ruszy swego tyłka i nie złapie swojego szczęścia mówiąc Nigdzie nie idziesz. Ty zostajesz tutaj, ze mną. Dobrze wiem, że nie chcesz ode mnie uciec. Chcesz przy mnie być, ale chcesz również czuć się potrzebna. Chcesz wiedzieć, że mi na Tobie zależy. Zależy, więc zostań przy mnie i nie odchodź. Błaganie w oczach.
Cholera.
Przepraszam.

czwartek, 24 maja 2012

24.05.12

W ciągu jednego dnia, w którym zjadłam tylko paczkę herbatników i drugie danie schudłam 1kg. Łał.
Chęć życia - to wspomnienie poszło w niepamięć. Odleciało, jak balonik, któremu dane było wypuszczenie z mej ręki. Wypuszczając go nie czułam nic. Ostatnimi czasy zupełnie zobojętniałam. Nie wahałam się. Nie rozmyślałam zbytnio nad tym, czy dobrze robię. Po prostu puściłam ten cholerny sznurek, a balonik poleciał. On również się nie zawahał. Wypuszczony w wolność gnał do góry jak szalony. Jak gdyby chciał jak najszybciej ode mnie uciec. Całkowicie go rozumiem. Jak widać chęć życia odeszła. Do tej pory jakąś jeszcze miałam. Malutki zapasik schowany głęboko w sobie. Ale i jego wypuściłam. I nie pozostało we mnie już nic, prócz  obojętności i rozpaczy mieszanej z bólem. Zasypiam z błaganiem, by nie dane było mi obudzić się następnego dnia. Jakież rozczarowanie doświadczam każdego ranka, kiedy unosząc powieki widzę ten sam znany mi dobrze od tylu lat sufit, znany mi dotyk łóżka, poduszki. Szczypie się, by mieć pewność, że naprawdę wciąż jestem wśród żywych. Jak widać - wciąż jestem. Niestety. Pukam w szybkę, która wrosła się we mnie stanowiąc ze mną całość. Któż inny, jeśli nie ona sama spełnia to, czego tak bardzo bałam się jak nigdy? Przecież to ta cholerna szybka odcina mnie od świata, od innych ludzi, którzy są zupełnie przygłupi na moje uczucia. Ciskam iskrami z oczów, i każdy, kto się nawinie nimi obrywa. Nigdy nie czuję z tego satysfakcji. Najbliżsi wciąż pytają co się z Tobą stało? Ja tylko wzruszam ramionami. Stało się to, że nie chcę tu być. Nie chcę żyć. Ja po prostu nie cieszę się już z tego życia.
Po śmierci wyrażam zgodę na wycięcie moich organów. Od zawsze się na to zgadzałam.
Po przeczytaniu Nie odchodź, Julio tylko się w tym utwierdziłam. A książkę polecam.
Amen.


środa, 23 maja 2012

23.05.12

Z nerwów wygryzłam dziurę w palcu. Z nerwów wszystko mnie boli. Nawet głowa, mimo nowego leku od lekarza. Czy tylko ja się stresuję tak tą szkołą? Mam 6 zagrożeń. Połowę zdam bez problemu, z drugą połową może być problem. Jeżeli nie zdam to się zabije. Nie żartuje.
Przestałam mieć jako takie życie, teraz mam życie w ciągłym stresie. Ysz, ja już nie wiem co się ze mną dzieje.
Chciałabym, żeby było tylko coraz lepiej. Niestety lepiej nie jest, co mnie również martwi. A martwi mnie wszystko i tak na okrągło. Martwi mnie sytuacja z tymi zakichanymi zagrożeniami. Martwi mnie sytuacja M.. Martwi mnie zdrowie i relacje rodziny, martwi mnie zdrowie P., martwi mnie to, że nie kupie jakiegoś prezentu C.A., który by się jej spodobał, martwi mnie sytuacja mojego taty, martwi mnie wszystko.
Tylko ta pogoda mogłaby być już okej. A wciąż świeci słońce i jest gorąco - cholera jasna.

Widzę twarze chorych braci,
jak proszą o łyk szczęścia,  które każdy stracił.

Dzisiaj w szkole zauważyłam coś, co niezbyt mnie zaskoczyło. Właściwie pozostałam na to całkiem obojętna, ale. B. pali o_O Albo przynajmniej próbuje, bo biedaczka nawet nie potrafi się porządnie zaciągnąć. Pamiętam  to jak dziś... Rok temu idąc na 'dyskotekę szkolną' poprosiła o papierosa, by jej chłopak, który siedział na ławce to zobaczył, że ona 'pali'. Zachowanie które kompletnie nie rozumiałam, nie rozumiem i nie zrozumiem nigdy, bo jej głupota przekracza granice zdrowego rozsądku. Jak rok temu, tak dzisiaj znowu spróbowała, czy też może z tchórzyła - nie wiem, nie widziałam. Do domu szłam. A właściwie po co ja tu to pisze? Po co mam marnować moje cenne miejsce na moim blogu? Ano dlatego, że osoby, które kiedyś były w miarę poukładane zaczynają palić. Hahahaha. Wciągając się w to gówno udowadniacie, jakie jesteście cholernie głupie, wy całkowicie pozbawione rozsądku niemoty! Nie zamierzam obracać się w towarzystwie pijaków i palaczy. Niech wam kij w oko wpadnie przebijając wasze maleńkie rozumki.

Jestem handlarzem śmierci. Możesz mi mówić królu.
Ja pomogę przekroczyć ci znaną granicę bólu.

Żeby była jasność: nie zawsze teksty pisane pochyłą czcionką są czyjeś. Czasami w ten sposób pisze również swoje teksty. Nie było żadnych zażaleń, ale piszę, bo napisać powinnam.
O. działasz mi, cholera, na nerwy jak ja pierdole. Popukaj się w ten swój głupi łeb.
Jest zimno zbyt zimno w duszy. Męczący ból głowy i przerywany sen spowodowany dusznościami, ukazują zwykle detale choroby ale czy w tym przypadku? Czyżby ciało stało się masochistycznym organizmem? Sprawiając mi ból, kiedy chce? Ekspresja twórcza, brak kooperacji ze strony umysłu i ciała. Znów zamknęłam się przed rzeczywistością, przekręcając delikatnie kluczyk w zamku od drzwi, zamykając się w czterech pustych, egzystencjalnych na swój sposób ścianach z dala od ludzkiego ubodzenia. Pochłonął mnie czas nierealny, nierealny tutaj siedząc niewzruszenie w fotelu z kamiennym wyrazem na twarzy, te chwile odrealnione są moją ostoją dobrego samopoczucia. Przez okno wdzierał się szum padającego deszczu, nie miałam ochoty wyglądać przez szklany prostokąt na świat napiętnowany deszczem, wystarczył mi jeden zmysł do tego by ocenić co dzieję się tuż obok mnie, brak kawy, brak trzeźwości w umyśle. Nihilistyczny szept w głowie odrzuca to czego nie akceptuje w tamtym, trudnym świecie, podołać i mu trzeba & ale jeszcze nie pora na to, wypowiedziałam pieszczotliwie zdanie w obrębie mojej nieznanej nikomu świadomości.

MAKSIMUM WYTRZYMAŁOŚCI. 

I to by było tyle w kwestii
'jestem miła, bo kiedyś muszę zacząć'.
Stop wulgaryzmom.
(naprawdę jestem miła, kto mnie zna, to jako tako może to potwierdzić.
Nie jestem wredną osobą, ja po prostu czasami nie wytrzymuje,
i dzieją się niezbyt miłe rzeczy. Ale kto daje sobie radę z tym wszystkim?
Każdy kiedyś po prostu pęknie i rozleje swoją złość na wszystkie strony.
Złość ta będzie pryskać na każde strony
i żadna osoba, żaden przedmiot przed nią się nie uchroni.
Po prostu nie ma takiej opcji.
Takie życie.
Tacy ludzie.
Niestety.

wtorek, 22 maja 2012

22.05.12

Totalny syf. Właściwie tak mogłabym zakończyć pisanie na dzisiaj, bo w tych dwóch wyrazach jest wszystko idealnie zawarte.
Myślałam, że gorzej już być nie może, a tu bam! Jednak może i to wcale nie byle jak. Jak rąbnęło we mnie to nieszczęście, to tak się odczepić nie chce. I co ja mam teraz zrobić? Próbowałam już wszystkich sposobów. Gadałam z zaufanymi osobami (dziękuje Ci Madziu, Moniko, Olu [przepraszam za umieszczenie tu Waszych imion]), starałam się nie myśleć o przygnębiających rzeczach, zajmowałam się pierdołami, chowałam się w książkach, uciekałam. Na tym może stanąć. I co? Zasięgnęłam znowu po leki. Kupiony wczoraj psychotrop jest... Cóż, powiem tyle, że nieźle się po nim odlatuje. To jakbym była na haju. Miałam wrażenie, że pływam w powietrzu, że widzę wszystko ostrzej, że jest dobrze... Rano czułam się jak pijana, kręciło mi się w głowie, jednak potem wszystko było okej.
Tak więc: Wychodzi na to, że sama sobie ze sobą nie radze, tylko szukam szczęścia w tabletkach. Trudno.  Jak będą wakacje, to wszystko pewnie będzie o wiele lepsze. Głównie przez szkołę chce mi się płakać i wymiotować i najlepiej zniknąć z tego świata.
Tak wiem. Jestem pojebana.
B. - niech cię szlag.
Działanie jest najlepszym
lekiem na rozpacz.

Muszę się cholera z tym zgodzić. Dzisiaj wpadłam w spazmy płaczu i tylko działanie wybawiło mnie od czegoś bardzo głupiego, co wkradło się w moje myśli.
Ja nie mogę tak żyć... Naprawdę bardzo chcę coś zmienić, jednak póki co nie mam na to możliwości.
Zabiorę się za sprzątanie swojego życia po wakacjach, kiedy (mam nadzieje) będę mogła odetchnąć z ulgą od wszystkiego i wszystkich. Głównie od wszystkiego.
Na razie jest: działanie, płakanie, stresowanie się, działanie, działanie, staranie się, mobilizowanie siebie i M., działanie, działanie, działanie.
Niech ktoś wygoni ze mnie tego lenia. Błagam.

Dziś po prostu nie czuję się tak dobrze, jak czułam się wczoraj. Mój umysł jest uwięziony w myślach i nie ma jak uciec tylnymi drzwiami. Wszystko było dobrze. Dopóki nie zaczęłam czuć się w ten sposób. Zanim zatrzasnęłam drzwi, zanim przeklęłam, zanim podrapałam swoją twarz. Przed deszczem. Przed zranieniem. Przed kłamstwami, nieufnością, szaleństwem. Przed bólem. Kiedy wreszcie przestaną krwawić moje stare rany? I jak długo potrwa, zanim zacznę zdrowieć? Po każdym moim załamaniu, jakby moje serce przestało bić. Tak jest po załamaniach. Po krzykach. Po wyczerpaniu. Po deszczu. Po zranieniu. Po nadużyciu. Po smutku. Po tym, jak zdejmuję buty i nimi rzucam. Po siniakach. Po odrzuceniu. Po tym jak wariuję i tracę kontrolę. Po kłamstwach, gniewie w moich oczach. Rozdarciu. Winie. Po bólu.

E. proponuje wagary - świat się kończy.

Hihi.
Hoho.

sobota, 19 maja 2012

19.05.12**

Nie wierze w ciebie. W siebie też nie. W nic nie wierze. Bo tak łatwiej. Niewiara nie zabija, ona mi pomaga jakoś to wszystko przetrwać.
Nie mam również nadziei. Nie mam nadziei na to, że wszystko się ułoży. Wolę oszczędzić sobie rozczarowań, bo tak łatwiej. Bo tak będzie mniej bolało.
Powoli przygotowuje się na najgorsze. Z przygotowaniami akurat radzę sobie doskonale. Zawsze mniej więcej wiem, kiedy wszystko pierdolnie i kiedy nie ma sensu tego odbudowywać. Mój cholerny kobiecy instynkt do tej pory nie zawiódł...mnie chyba ani razu, chociaż z moją pamięcią jest gorzej.

Ból jest świętym aniołem - on to bardziej aniżeli wszystkie inne
radości tego świata sprawił, iż wielu osiągnęło dojrzałość.

Śmieszy mnie poprzedni wpis. Rozczarowało mnie to, że nie oddaje on nawet ćwiartki tej złości, którą w sobie miałam (i ciągle mam). Teraz nie przymierze się do kolejnej próby wyrzucenia całej złości na klawiaturę. Nie. Nie warto. Po prostu.
Hm... Przykro mi, ale niestety jestem tylko człowiekiem, z ograniczonymi możliwościami i cierpliwością, która nawiasem mówiąc, już dano się skończyła. Wyparowała. Pozostała tylko miłość - miłość... Haha. Jak rany, czy to jest miłość? Ja już sama nie wiem. Najlepiej byłoby gdyby wszyscy ludzie zniknęli z tego świata. Wszyscy. Albo lepiej. Żeby każdy człowiek miał swoją własną planetę. Swój własny świat. I nie chodzi mi tylko o taki w głowie. Wtedy byłoby wręcz bosko. Żadnego szumu. Żadnego pitolenia za uchem. Żadnego zdenerwowania. Tak - byłoby wspaniale.

Mój kochany motylek.
Nie ważne, że może w każdej chwili odlecieć.
On jest mój i tylko jemu minimalnie ufam.
Tylko jego kocham.
Bo ludzi nie warto. 
Oni nie są tego warci i tak naprawdę nigdy nie byli.

19.05.12

Okazuje się, że człowiek zawodzi się przeważnie i najczęściej na swoich bliskich, niż na całkiem obojętnych mu osobach. I mimo, iż to nie jest żadne odkrycie, to tak jest i to boli. Wiecie co? Możecie się w dupe pocałować w tą swoją fałszywą życzliwość czy pomoc. Nie chcę takich przyjaciół. Nie potrzebuje i nie chcę. Już nie jesteście mile widziani w moim życiu. Nigdy nie byliście, ale jednak musieliście wleźć do niego z tymi swoimi brudnymi buciorami i wstrętnymi grubymi dupami. Niech was szlag! Wszystkich!!!!
Nienawidze ludzi. Nienawidze!!!


Kiedy umrę, pęknie srebrny łańcuszek i gładkie perły potoczą się do swego domu
na dnie morza. Do matek-małży. Kto zanurkuje po moje perły,
kiedy mnie nie będzie? Kto będzie wiedział, że były moje?
Kto odgadnie, że kiedyś cały świat oplatał moją szyję?

Dajcie mi, cholera spokój, bo jesteście beznadziejni. Wolę być sama, niż się na was wszystkich wiecznie zawodzić.
Chudne-chcę schudnąć-i pewnie mi nie wyjdzie, ale to już mnie guzik obchodzi. Wychodzi na to, że z grona moich bliskich, to ja jestem najnormalniejsza i mam najbardziej poukładane we łbie, choć to szok. Debile.

Ta kula jest zarezerwowana dla mnie.
Więc spadaj.

Wkurzona.

czwartek, 17 maja 2012

17.05.12

Co nowego? Z cierpła mi noga i to w zasadzie tyle. A tak na poważnie? Tak na poważnie szkoda marnować klawiatury na opis tego dnia. Więc opiszę go w skrócie.
Biblioteka. Okres. Męki. Pełznięcie za ciocią w poszukiwaniu butów. Obrażona ciocia. Obiad. Afera. Afera. Dupa. Nudy. Stres.
Szczegółowo:
Przed biblioteką, była piękna rozmowa z M.. Dzięki wielkie za takie rozmowy, które tylko dają w dupę i sprawiają, że człowiekowi odechciewa się oddychać. Poprasowałam swoje rzeczy, a potem poszłam do biblioteki gdzie wypożyczyłam dwie książki, dwie przedłużyłam i dostała okres gratis. Za wcześnie. Dużo za wcześnie, cholera jasna. Potem... Potem to tylko pamiętam, że żadne buty mi się nie podobały (paskudztwo totalne) i na koniec obrażona C.A. Dupa. Niech już że ten dzień się skończy, bo to jakaś porażka. Żeby chociaż jakieś dobre wieści - nic. Zero. Null. Zamiast tego znowu stresuje się tak mocno, że do bólu spowodowanego przez miesiączkę, dołącza się ból spowodowany przez stres. Miodzio.

Smutne to, ale cierpienie jest chyba jedynym niezawodnym sposobem
zbudzenia duszy ze snu.

Zastanawiam się cichuteńko... Jutro. Co jutro przyniesie to życie? Na pewno ktoś umrze. Na pewno ktoś spowoduje wypadek i w tym wypadku umrze. Na pewno ktoś trafi do szpitala w stanie krytycznym, lub też ktoś tam trafi z powodu zawału serca. Na pewno ktoś coś złamie, ktoś z kimś się pobije, ktoś kogoś zrani słowami. Jestem pewna, że ktoś kogoś jutro zdradzi, ktoś z kimś przeżyje pierwszy raz, ktoś z kimś zerwie, ktoś z kimś się zejdzie, ktoś kogoś zamorduje. Na pewno jakaś znajomość jutro upadnie. Z całą pewnością ktoś jutro powie kocham cię, na pewno ktoś popłacze się z tęsknoty, a żal będzie ściskać mu serce. Na pewno jutro będę miała pragnienie, aby apokalipsa nadeszła teraz.

Boimy się nie śmierci, lecz tego, co po śmierci nie jest śmiercią.

Jestem takim martwym płodem. Jestem czymś, co nazywa się człowiek. Jestem, choć wcale nie muszę.
Amen.

Buziaki Maleńka...(M.)

środa, 16 maja 2012

16.05.12**

'Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?' Powtarzaj to. Powtarzaj raz po raz. Bo rzeczywiście coś we wszechświecie się nie zgadza. Coś w tym wielkim rysunku nie wyszło.
Cóż eś Ty uczynił...

16.05.12

Pogoda daje się we znaki. Wszyscy się źle czują, wszyscy rozdrażnieni, wszystkich boli głowa. Ciocia zaparzyła mi herbatkę z Egiptu na ból głowy - dobra i nawet pomogła, być może dlatego, że bolała bardzo słabo.
Wszystko mnie martwi. Żyje na ciągłym stresie i tak w kółko, i tak w kółko, i tak w kółko... Nie wiem jak to będzie. Bardzo, ale to bardzo się stresuje. Serce lata jak oszalała, jak gdyby było malutkim ptaszkiem, któremu śpieszno na wolność. Bolało mnie dzisiaj bardzo serce, coś jak by mi ktoś zacisnął na nim pięść. Myślałam, że przewrócę się na chodni ku. Na (nie)szczęście nic takiego się nie stało i wróciłam skonana do domu. Wycieczka była... Cóż, powiedzmy sobie szczerze. Praca w Urzędzie Miasta Kraków nie jest czymś, co bym chciała wykonywać w przyszłości. Masa pracy papierkowej, plus jakieś bezsensowne narady, kto za, przeciw, kto się wstrzymał. Niby robią coś a tak naprawdę nic się nie zmienia. Żeby chociaż na lepsze. Nic.
Dziękuje Ci ojcze, któryś mi właśnie powiedział, że robię się tłusta, przypominając mi, że jestem gównem., tym samym doprowadzając mnie do płaczu. Jedni mówią wyglądasz jak anorektyczka! a On jesteś tłusta. Kto ma racje? Kto...
Dlatego właśnie ten precel, który tak mi smakuje, którego kupiłam w najlepszym stoisku, wyląduje w brzuchu kogoś innego. I jak tu się nie załamywać dodatkowymi obciążeniami?

Wszystkie gwiazdy kiedyś spadną.
Ale gwiazda, to tylko mała iskierka z wielkiego ogniska na niebie.

Płacze. Śmieje się. Stresuje się (ciągle). Smucę się (cały czas). Płacze. Ciągle płaczę. Jebie mi się w głowie. Ciągle mi się jebie.
Jak kiedyś ktoś przeczyta to z mojej rodziny, to pewnie wyśle mnie do psychiatryka, kiedy będę spała.
A to do wszystkich Was.
Którzy udają, że mnie rozumieją.
Którzy udają, że mnie znają.
Którzy udają, że kochają.
Dziękuje.

wtorek, 15 maja 2012

15.05.12

Nie wiem co robić i nie wiem jak mam się zachować. Nie wiem po prostu. Jedni mówią zrób to! inni zaś przestań! Czasami lepiej nie słuchać, kiedy mamy wątpliwości. O, i znowu wątpliwość wskoczyła na swoje miejsce. Znowu penetruje mój mózg i sprawia, że wariuje.
Przepraszam. Tak bardzo przepraszam. Zawsze mam o co, bo zawsze jestem w stanie coś zepsuć. Zawsze znajdę powód do przeprosin. A człowiek tylko patrzy na mnie swymi oczami i tak naprawdę nie widzi prawdziwej mnie, tylko maciupką część. Choć tak naprawdę i ta maciupka część, to złudzenie.
Jeśli porażka jest nawozem sukcesu,
to ja jestem  po pas w gównie i nic  z tego nie chce wyrosnąć.
Kto wie? Może kiedyś jednak coś z tego wyjdzie. Wtedy będzie mnie potrzebowało, bym oczyściła go z tego nie przyjemnego zapachu. Więc teoretycznie jestem tu potrzebna. Przynajmniej na krótką chwilę.
Póki co jest bardzo zimno i chyba dopiero w piątek będzie coś koło dwudziestu stopni C. Ale, jak wiadomo, nie można być tego pewnym. Jak połowy rzeczy na tym świecie.

-Wyobraź sobie, że istnieje tylko jedna płeć. Albo na przykład trzy. Tak, tak chyba byłoby najlepiej.
-Uważasz, że mężczyzna i kobieta nie potrafią narobić dość zniszczeń?
-Może jest tyle zniszczenia właśnie dlatego, że istnieją tylko dwie płcie, zwłaszcza, gdy w rodzinie jest wiele dzieci.

Cóż, chociaż wątpię, by nasze problemy zniknęły za sprawą tej trzeciej płci, to jednak coś w tym jest. Może to nie odkrycie świata, ale jednak coś w tym jest.

Zabierz mnie tam, proszę.
Chcę zanurzyć się w tej lekkiej, delikatnej mgle.
Chcę poczuć coś innego, niż tylko to życie.
Chcę poczuć pod stopami te zimne, piękne skały.
Chcę poczuć ten puchowy mech między palcami.
Chcę, by moje oczy oświetliło to piękne światło.
Tak bardzo chcę...

poniedziałek, 14 maja 2012

14.05.12**

Przychodzi taki czas w życiu, kiedy w naszej głowie pokazują się wątpliwości. Myśli, które wybuchają iskrami, żerują na naszych mózgach mając satysfakcję z tej sytuacji. Zadajemy sobie pytania, czy jesteśmy potrzebni? na tym świecie, w życiu drugiego człowieka. Często zanim zdecydujemy się na rozmowę z tą osobą, wcześniej katujemy się tymi myślami i chociaż nic z tego nie rozumiemy, chociaż zataczamy błędne koło w tych poplątanych myślach, to nie przestajemy w to brnąć. Nie potrafimy wielu rzeczy, ale zawsze boimy się przeprowadzić ważną rozmowę. Mijają dni, tygodnie, czasami nawet i miesiące, a może nawet lata - a my wciąż mamy te cholerne wątpliwości. One tak naprawdę nigdy nie znikną. Nigdy nie wyzbędziemy się niepewności. To zawsze będzie nas 'nawiedzać'.
"Jeśli ktoś prosi nas o pomoc, to znaczy, 
że jesteśmy jeszcze coś warci."
Paulo Coelho
Niestety mnóstwo osób idzie za 'modą' i udają bezuczuciowe osoby. Bo niby tak lepiej. Bo niby łatwiej. W rzeczywistości każdy z nas potrzebuje choćby jednej jedynej osoby, której może się poradzić nawet w tak mało istotnych sprawach jak czy kupić ten ciuch? czy pojechać do sklepu, skoro takiego mam lenia? To śmieszne, ale i jednocześnie kochane, że zawsze znajdzie się taka osoba, która będzie miała na to cierpliwość, która z chęcią odpowie nawet się z tego serdecznie śmiejąc. Ja również potrzebuje takiej osoby. Chcę mieć taką osobę. Nie jestem wyjątkiem. Potrzebuje osoby, która będzie zawsze i zawsze będzie chętna do pomocy. Nie wymagam zbyt wiele. Jestem często niezdecydowana co do spraw drobnostkowych. Czasem nie wiem czy kupić taką książkę, a może kupić taki ciuch. Nie wiem, czy mam jechać do sklepu, kiedy tak bardzo mi się nie chcę, a jednocześnie również nie chcę mi się siedzieć bezczynnie w domu. Nie wiem, czy kupić zeszyt w taką okładkę czy taką. Nie wiem, czy zrobić taki wygląd bloga czy może taki. Nie wiem, czy zmienić to, czy może tamto, a może mam nic nie zmieniać?! Nie wiem dużo rzeczy. Nie chcę zrobić czegoś źle, jednocześnie boje się nic nie robić. Ale czy przez to jestem gorsza? Bo nie idę za tą, powiedzmy sobie szczerze, głupią modą? Nie. Nie jestem. Jestem osobą, która ceni sobie zdanie innych. Bardzo ceni jednocześnie mając swój mózg. Tak...

Czasami wolę sobie wydłubać oczy, by nie patrzeć na to, co się dzieje z tym światem, z tymi ludźmi, ze mną... Po prostu nie patrzeć. Oddzielić się od tego wszystkiego i odpocząć...

(Oj... Bardzo podoba mi się to zdjęcie...)

14.05.12

Jest mi bardzo smutno. Właściwie tak smutno, że czekam na cud, który nie następuje. Leże na podłodze i przyciskam się do niej mocniej. Jest zimna. Jak wszystko w tym domu. Zimne i martwe. Zero życzliwości, zero ciepła, pomocy - nic. Tu są tylko wieczne kłótnie. Złe myśli aż wylewają się z naszych uszu strumieniami. Pod zamkniętą powieką widzę inny świat. Nowy. Lepszy. Tylko mój. Jest kolorowy. Tak, jest pełen najróżniejszych kolorów, których nikt jeszcze nie widział. Ukazuje się piękny wodospad, a jego woda meni się tak pięknie od blasku słońca. Lekki chłodny wiaterek pieści me ciało, a trawa masuje me stopy. Zwierzęta nie uciekają przede mną. Podchodzą, dają się głaskać - trwają przy mnie, jakby uważały się za moich przyjaciół. Wiernych przyjaciół. Pająki tu nie istnieją, ale roślin jest od groma. Kiedy pada deszcz, to jakby został stworzony po to, by obmyć mnie od wszystkiego złego i nieprzyjemnego. Czuję każdą kroplę - jak uderza w mą skórę, jak spływa po moim ciele łaskocząc. Nie mam wtedy świadomości, że w tym deszczu mieszają się moje łzy. Ich po prostu nie ma. Moje oczy zaprzestały je produkować wraz z moim przejściem do tego świata. Krople spadają z głuchym plasknięciem w ziemie, która z chęcią je wchłania. Ziemia jest dobra, jest moją przyjaciółką, która odbiera ode mnie złe myśli i to, co się we mnie złego kumulowało. To jej nie zabija, to ją wzmacnia. Jest mi wdzięczna, tak jak ja jej. Przeglądam się w kałuży własnych brudów, ale ten nowy lepszy świat zadbał o to, by kałuża nie stanowiła zagrożenia dla nikogo. Ptaki się w niej myją, ale im również to nie zagraża. Zło nie stanowi zagrożenia dla stworzeń w tym świecie. Nawet dla mnie. Jestem tu bezpieczna. Nie ma cierpienia. Nie ma tego ciągle towarzyszącego mi stresu i zdenerwowania. Wyciszam się, a wszystko co tu istnieje mi w tym pomaga. Świerze powietrze jest cały czas. Mgła, tak często spotykana wcześnie rano, otula mnie mocno i cieszy się na powitanie. Tu wszystko jest takie piękne. Zawsze chętnie przenoszę się do tego świata. On zawsze jest dla mnie otwarty i czeka.

niedziela, 13 maja 2012

13.05.12***

Ten gif jest jak nadzieja. Jest...Nie ma...Jest... Nie ma... Jest... I znowu nie ma... Jest... Żeby następnie po raz kolejny zgasnąć...

13.05.12**

Wyblakłość - słowo na dziś, na jutro, na zawsze. Kuje gdzieś pod czaszką. Nie daje oddychać. Sprawia, że opuszki palców stają się sine, a paznokcie wyblakłe. I trwa się tak - w zawieszeniu. Między minutą piątą, a kęsem bułki. Cisną się na usta słowa, których nie wypowiadamy. Chcemy tyle powiedzieć, a zwyczajnie się boimy. Tyle znaków - wszystko przepada. I nie wie się, czy to świat jest zaburzony, czy jest się nim samym. Nocą spod powiek ucieka powietrze, wstrzymywane minutę za długo.

13.05.12

Jest zimno. Cholernie zimno. Wręcz lodowato. Przytuliłam się do kaloryferu, który okazał się zimniejszy niż jest w rzeczywistości. Brr... Ja się będę śmiała, jak w lipcu będzie taka pogoda jak dzisiaj. Kreska nie doszła nawet do 15 stopni C.
Boli mnie głowa i krzyż. I oczywiście nie ma osoby, która by mi wymasowała to drugie, bo każdy ma mnie w dupie w tym domu. Tssa, i vice versa!
Przegryzłam sobie wargę... Gryzłam gryzłam, aż zrobiła się piękna ranka, warga zrobiła się po szczepiona i wysuszona. Twarda. Po raz pierwszy w życiu doszłam do tego, do czego chciałam. Ha! Krew się leje. Ale są już mysli, by stosować pomadkę. Tsz sz.
Biedronka zamknięta. Remont. "Wielkie otwarcie" - 18 maja. Czekamy...
Muszę. Kupić. Jakąś. Książkę. No! Muszę kupić jakąś książkę, choć przydałby mi się nowy ciuch.
Dylemat nastolatki.

sobota, 12 maja 2012

12.05.12**

Ja pierdole, wychodzę z tego życia.

12.05.12

Piękna pogoda. Wciąż pada i pada i jest cholernie zimno.
A krople deszczu spływały po szybie. Przez pewien czas przyglądałam się temu zjawisku, by po chwili uświadomić sobie, że to coś mi przypomina. Każda kropla była efemeryczna, delikatna i przeźroczysta. Nie miała tajemnic, dlatego widziałam ją na wylot. Po chwili spadała delikatnie na parapet i zamieniała się w brudną kałużę. Właśnie wtedy zrozumiałam, że każdy z nas jest taka kroplą. Czystą i nieskazitelną. Dopóki nie wejdzie w środowisko innych ludzi. Bo potem tajemnice ściskają go za gardło i nieskazitelne krople produkują już tylko oczy...
Zdecydowanym ruchem przewracam kolejną zapisaną kartkę w moim życiowym pamiętniku. Słowa, niektóre bardzo bolesne, są niewidoczne, jednak zostają głęboko w duszy oplatając ją i dusząc. Słowa zapisane na kartce też są niewidoczne. Dlatego trzeba nastawić kartkę pod światło, ustawić odpowiedni kąt nachylenia, wytężając wzrok... Krótko mówiąc - masa roboty. Właściwie nikomu nie chce się odczytywać tych zapisanych myśli. Nikomu nie chcę się myśleć, co takie słowa robią z psychiką tych, do których są one skierowane. Nikomu nie chcę się myśleć sercem. Nikomu się nie chcę myśleć duszą.

wtorek, 8 maja 2012

08.05.12***

No i stało się. Odcięłam się od wszystkich. Pozostała tylko muzyka i ja. Muzyka, książki i ja. Tyle. Dziwne, że myślę, że to właśnie tyle mi potrzeba, by przetrwać. Bo tak jest.
Podobno "chudnę w oczach". A dziękuje, dziękuje.
Mam zamarznięte dłonie. Przyzwyczajenie - ponieważ nawet w lecie mam lodowate. Teraz jednak zaczynają mnie drogie kochane dłonie boleć. Ale to nic. Ból jest dobry, na zagłuszenie sumienia. Podobno.
Obiecałam, że się więcej nie zapije tak, by w nocy rzygać przez sen. Ciężko jest mi trwać w tej obietnicy. Dlatego zaciskam mocno zęby, a dłonie w pięści tak, by paznokcie przebiły naskórek, i ruszam w drogę ku lepszemu.

08.05.12**


08.05.12

Paskudny dzień. Mimo, że nie miałam dzisiaj lekcji, to za to miałam test. Nie wiem, po jakie licho. Sprawdzali naszą wiedzę czy coś. Nie wiem, jak wyszłam. Wolę na ten temat nie myśleć, przynajmniej do czasu wyników. W czwartek kolejna część testów. A jutro robię sobie wolne. Nie pytaj mnie, Drogi Czytelniku, dlaczego. Po prostu. Potrzebuje wolności, choć minimalnej, to jednak.
Czeka mnie dużo nauki. Obym tylko zdała.
Whatever.
Dzisiaj temperatura wynosi ledwo, ledwo 13 stopni C. Możesz sobie wyobrazić, że to nie tak dużo, by ubrać się jakby było 18 stopni C. A ja tak właśnie zrobiłam. Nie dlatego, że nie wiem jak się ubrać. Ubrałam się lekko na taki ziąb, ponieważ chciałam coś poczuć. Cokolwiek. Ostatnimi czasy mam wrażenie, że zostałam wyprana ze wszystkich emocji i pozostało tylko słabe ciało, które ledwie trzyma się na nogach. Tak więc ubrałam bluzkę z krótkim rękawem, na to cienki sweter i tak, trzęsąc się jak osika, poszłam na te przeklęte testy. Tak - poczułam coś. To było takie niesamowite. Czułam, jak każdy milimetr skóry zaczyna leciutko zamarzać, zaczyna robić się lodowaty. Uchodziło ze mnie ciepło, jakie dotychczas gromadziłam. To było piękne. Pięknie jest coś poczuć i jeśli to musi być chłód, godzę się na to.
Chciałabym napisać tu tak wiele... Jednak nie mogę skupić swoich myśli, by zebrały się w całość.
Zakupiłam wczoraj melisę. Muszę przyznać, że z początku sceptycznie podeszłam do picia tej herbatki. Byłam przekonana, że na mnie nie podziała. Zostałam mile zaskoczona. Nigdy dotąd nie piłam melisy, tak więc ten błogi spokój, no właśnie spokój, który się we mnie pojawił... Był równie niesamowity, co dzisiejszy chłód. Smakowałam go łapczywie Nie sądziłam, że jest we mnie taki głód, że byłam w stanie z nim żyć tyle lat.
To pięknie. I mimo, że melisa nie należy do najsmaczniejszych napojów, to nie mam problemu z przyzwyczajeniem się do tego smaku.
Zakupiłam sobie dzisiaj drugą część 'Szeptem'. Co z tego, że przeczytałam to tysiąc razy? Pierwsza jak i druga część ma P. a ja, że tak pokochałam te części, musiałam, po prostu musiałam je kupić. Zamówiłam już trzecią część, również już dawno przeczytaną. Z niecierpliwością czekam na czwartą cześć, która jeszcze się nie pojawiła.

Gdzie jesteś, kiedy najbardziej Cię potrzebuje? Nigdy Cię nie ma. Zawsze uciekasz i chowasz się w kąt. Zamykasz się niewidzialną bramą z ostrymi kolcami. Nie widzisz, że te karty przeżera rdza? Już niedługo osłabnie, a wtedy ja Cię dopadnę. Będę musiała to zrobić, bo nie dajesz mi innego wyboru.

niedziela, 6 maja 2012

06.05.12**


06.05.12

Pierwsze co warto napisać:
Wszystkiego najlepszego moje kochanie. Żebyś była i nigdy ode mnie nie odeszła. Byś w najtrudniejszych chwilach zawsze szukała oparcia we mnie, bo ja zawsze będę starała Ci się pomóc całą sobą. Byś śmiała się tak, jak śmiałaś się na swojej imprezie urodzinowej. Byś zawsze wiedziała, co dla Ciebie najlepsze i więcej w żadne gówno się nie pakowała. Byś patrzyła przed siebie, bo o przyszłość należy się martwić - naszą przyszłość. Martw się, bo jeśli przestaniesz, wiele rzeczy może upaść. Płacz, bo dzięki płaczu zawsze człowiekowi lepiej. Płacz, ale ze szczęścia, nie ze smutku. Bądź. Żyj. Często się uśmiechaj. I nie zapominaj - że Cię kocham. Całą sobą i mocniej.


Marzenia, marzenia, marzenia... A tu bam i szkoła. Niestety jutro już trzeba będzie się tam pokazać. Trzeba będzie patrzeć na te wstrętne pyski równie wstrętnych ludzi. Znowu. Wszystko wraca, a jak na mnie przystało, zakładam najgorsze. Przynajmniej się nie rozczaruje. Jeden plus na tle tysięcy minusów, ale to jednak coś. Staram się patrzeć na to wszystko przez okulary optymisty. Marnie mi to idzie, ale spokojnie. Całe życie przede mną, jeśli wcześniej nie dopadnie mnie jakaś choroba, która doprowadzi mnie do szybkiej i pewnej śmierci (Boże daj).
Boli mnie głowa. 21 maja - kochana data pójścia do szpitala na ten mój wstrętny bolący łeb. Nich ten czas przeminie szybciej proszę.
Hymn Euro 2012 - hahaha. Are you fucking kidding me? *.* Chyba tak.
Coś dziwnego dzieje się ze mną. Odpowiadam sobie na niezadane pytania i nie dostrzegam w nich nic, co by mnie powinno choć minimalnie podnieść na duchu. Tak, takie pitolenie, ale jednak coś zmienia się i we mnie, i w moim sercu. Czuje to. I to nie koniecznie zmiany na lepsze.
Tyle.

czwartek, 3 maja 2012

03.05.12

Zapamiętam ten dzień w tym roku na bardzo długo. Nie dlatego, że to święto. Nie. Tylko dlatego, że oto od ponad dwóch tygodni, tych tygodni, w których słońce parzyło niemiłosiernie w dupsko, oto dzisiaj spadł deszcz. Rozumiesz, Drogi Czytelniku? Spadł długo oczekiwany, przynajmniej przeze mnie, deszcz. Zagrzmiało, po błyskało, popadało, choć nie tak dużo jak miałam nadzieje, to jednak. Oprócz tej pogody, w której wystąpiły wszystkie czynniki burzowe, pokłóciłam się a następnie pogodziłam z ważną dla mnie osobą, popłakałam, pośmiałam, nażarłam się, poćwiczyłam, nabawiłam się moich kochanych zakwasów, ściągnęłam moje kochane piosenki na telefon, przeczytałam połowę książek godnych uwagi, powygłupiałam się z C.A i teraz mogę umrzeć szczęśliwa.
A tak serio
Gdzie do cholery mój dawno pogrzebany zapał do nauki ja się pytam?!
Pytam się i oczywiście zero odpowiedzi, zero choćby cienia zaciekawienia, no ale to przecież wszystko normalne. Podobno.
C.A. powiedziała mi, że podczas snu połykamy ileś tam pająków. Nie no świetnie, wręcz bosko. Wiedziałam to już od jakiegoś czasu, ale udało mi się o tym skutecznie zapomnieć, a tu bam! Jak grom z jasnego nieba. Dzięki wielkie, ale ja mam co jeść. Ponad to... Pająki? Nie możemy żreć motylów? Czy czegoś równie ładnego? Tak więc, jeżeli budzisz się, Drogi Czytelniku, rano i masz sucho w jamie ustnej, to wiedz, że właśnie zeżarłeś pająka. Smacznego.
Czy ja robię coś złego? Normalnie sobie przecież żyje, nie czyniąc nikomu żadnej jakieś wielkiej krzywdy czy przykrości. Żyje, robię zwykłe czynności, na tym zwykłym, monotonnym i nudnym świecie. Tak więc dlaczego, dlaczego wszyscy starsi ludzi patrzą na mnie jak na jakiegoś diabła wcielonego? Dlaczego durni kuzyni dają mi pentagramy mówiąc 'ave'. A tak. Bo większość ludności nie zdaje sobie sprawy, że jeśli ktoś ubiera się na czarno, lubi ponosić sobie pieszczochę z ćwiekami to dlatego, że mu się to PODOBA I TO LUBI!!! A nie dlatego, że opętał go demon i jest sługą szatana. Poznam wreszcie osobę, która nie zapyta mnie chociaż raz 'a Ty się tak ubierasz, bo czcisz szatana?'. W dupę się cmoknij konowale.
I'm sorry, I'm sorry, I'm sorry... Nie tak powinien wyglądać ten post. Pewnie wyjdzie na to, że skutecznie nim zaśmieciłam bloga. Ale trudno. Pomyśle nad tym innym razem.

Kto kradnie książki lub wypożyczonych nie zwraca, w tego ręku niech książka zamieni się w jadowitego węża.Niechaj go tknie apopleksja i porazi jego członki. Wrzeszcząc wniebogłosy, niechaj błaga o łaskę i niech żyje w męczarniach, dopóki jego ciało nie zgnije. Mole niech zżerają jego trzewia jak robak śmieci, który nigdy nie umiera. A kiedy stanie na Sądzie Ostatecznym, niechaj pochłonie go ogień piekielny.


Ha. Ka Pe Wu?