niedziela, 11 maja 2014

11.05.14

Przyglądam się tej śmierci, która rozbrzmiewa wokół mnie, coraz to częściej i coraz to intensywniej - bierze mnie w swoje śliskie od dusz ręce i podrzuca pod sam sufit mojego domu marzeń, a robi to tylko po to, by pogruchotać mi kości. By złamać mocnym uderzeniem mój kręgosłup, bo tak bardzo jej zagrażam. Mówiłeś, że to prawda, że grzebanie w swoich ranach nie tylko je zanieczyści, a doprowadzi do odkrycia smętnych obumarłych wspomnień.

Jak to jest dotykać swoich kości, tak miękko osiadających
w kącikach naszych spękanych ust?

Nigdy tak naprawdę nie chciałam zobaczyć łez człowieka, bo jeśli raz je zobaczysz - już nigdy nie wyzbędziesz się tego wirusa ze swojego umysłu. Czuję, właśnie teraz, jak rozrasta się na moim płacie czołowym, jak rozchodzi się pod skórą, jak wyżera Twój lichy obraz. Tak dawno Cię nie widziałam, dlaczego?
Doprowadziliśmy do tragedii i na nic się zda Twoje zaprzeczenie ruchem głowy - dobrze wiesz, że doprowadziliśmy do tragedii. Nadal bardzo nie rozumiem jeszcze Wnętrza. Jeszcze nie potrafię.

Ostrożniej dobieram słowa, więcej obserwuje i staram się zapisywać w swojej pamięci; ćwiczę ją nieustannie, bo jest to teraz (zwłaszcza teraz) bardzo potrzebne.


sobota, 10 maja 2014

10.05.14

Mgła rozpościera swoje malutkie skrzydła; coraz mocniej stapia się z metalem, tworząc przerażająco groteskowe posągi. Powstają w zastraszająco szybkim tempie, otaczają mnie i próbują wchłonąć do swoich skrzywionych umysłów. Coraz mniej mnie w sobie. Nie podoba mi się już zapach włosów, które przygarnęły zapachy starych lasów, w których skrywają się druidzi i elfy. Nie potrafię się skupić na fabule książki, gdyż już po chwili mój wzrok wędruje na czyste kawałki zapisanych stron i całkowicie wyłączam się z rzeczywistości. W momencie, kiedy słowa cisną się na moje usta, szybko zatrzymuje je w sobie. I ta naprawdę nie ma na to właściwego wytłumaczenia. Niebo już zawsze będzie nad nami i to w odcieniach bezkresnej i najbardziej beznadziejnej szarości, a wszystko i tak będzie niczym, w porównaniu do porzuconych marzeń.

  Dzisiaj pozbyłam się wspomnień. Niestety tylko częściowo, bo nie da się wyrzucić ich całkowicie - to na pewno spowodowałoby nieodwracalne roztrzaskanie się umysłu na pół. Na jednej tablicy wspomnień zmieściło się zbyt dużo, dlatego ilekroć zbliżałam się do niej, słyszałam mnóstwo krzyków, które splatały się ze sobą tworząc milion supełków - wygryzłam w opuszkach palców rany, dlatego nie jestem w stanie ich rozplątać - ta przykra sieć umarła, teraz śmierdzi przeżytkiem. Zastygła krew zabrudziła niegdyś krystalicznie białe płótna. Boję się. Podarłam pewną kartkę, na której pewna osoba - już od dawien dawna dla mnie nieistniejąca - napisała dla mnie pozdrowienia. Znalazłam także jej zdjęcie, na którym była mała i uśmiechnięta, a które wysłała mi kiedy jeszcze było między nami coś na kształt przyjaźni, choć ja osobiście nigdy nie czułam do niej tej więzi - spaliłam je, kilka minut temu. Jakiś Pan śpiewał o ogniu, w mojej dłoni paliła się jej karykatura, pozostawiając po sobie bąbelki aż w końcu szary popiół. Spaliło się całe zdjęcie, a ja wreszcie czuje, że ta ohydna i infantylna postać zniknęła całkowicie. Jednak ogień, jak żaden inny żywioł, pozwala na na pozbycie się niepotrzebnych śmieci ze swojego życia.
Moja tablica jest teraz uboższa o te kilka już niepotrzebnych rzeczy, ale tym razem kiedy na nią patrze, nie słyszę krzyków. Już nie. Teraz, kiedy podchodzę i dotykam nieśmiało dłonią śliskich powierzchni... słyszę szepty. Kojące i już nie zatruwające przestrzeń wokół mnie.

Nieistniejący Mój -

  Już nie słyszę tego namacalnego przekwitu marzeń, a w głowie szczebelki zostały połamane. Nadal jest chaos i wiem, że nie wyzbędę się go ot tak - bo do tego dążę już tyle lat. Wiem, że nie i wiem także, że te nadchodzące dni wiele zmienią. Dlatego kiedy zamykam oczy nie widzę już nikogo i pozwalam słowom zamienić się w subtelny czyn. Tak przerażająco białe bielmo na oku - i już wiemy, że ten nasz wspólny demon znowu przychodzi.
  Krew na moich dłoniach nie potrafi się zmyć, czasami myślę, że to takie moje osobiste piętno, które pachnie spalonym ciałem. Nawet Twoje łzy na niewiele się tu zdadzą - nie przynoś mi więcej kwiatów, bo smutno mi patrzeć, jak umierają szybciej ode mnie. Na moich oczach.