sobota, 2 marca 2013

02.03.13

Puf. Czuje się tak, jakby mi ktoś przypieprzył w łeb. Ja po prostu wreszcie przejrzałam na oczy. Miłość przez internet nie istnieje. A ja głupia się łudziłam. No ale nic, dostałam za swoje, sparzyłam się i więcej już do czegoś takiego nie dojdzie. Lepiej późno niż w cale, no nie? Ale spokojnie, spokojnie. Jakoś daje rade. Daje radę głównie dlatego, że wiedziałam, że to się prędzej czy później skończy no i też dlatego, że mam co robić, tak więc nie mam czasu na rozmyślanie. Chwała bogu.
Nie będę więcej o tym pisała. Ale jeszcze podziękuje Ci M. za te wszystkie chwile, mimo, że były takie a nie inne. Liczyłyśmy na coś więcej, nie wyszło - trudno. Zerwałaś - okej. Twoja decyzja, ja ją szanuje, i jest okej.

~~~

Bardzo się martwie o mojego psa... Niestety dzieje się z nią coś niedobrego i jest podejrzenie poważnej choroby. Właściwie to dwóch, ale tylko jedna z nich jest uleczalna. Jeśli jest chora na tą nieuleczalną - będzie ją trzeba uśpić. Nie wierzyłam własnym uszom, kiedy C.A. mi to oznajmiła. To się nazywa niesprawiedliwość i wredność życia, do cholery! Życie, och życie, nie mogłeś z cierpieć, że jestem wreszcie... nie w dole, ale też i nie w wyżynach, tylko gdzieś pośrodku, gdzieś, gdzie jest dobrze, i musiałeś zesłać coś takiego? Przyznam szczerze, że dzięki mojej suni wreszcie zaczęłam się uśmiechać... Może nie jakoś rewelacyjnie, nie długo ale jednak... A teraz choroba chce mi ją odebrać. Przecież to są jawne kpiny! Co ja bez niej zrobie? Wiem, że to 'tylko pies', ale dla mnie to jest moja cześć mnie. Naprawdę... Mogłabym być sama do konca życia, byle z nią. Ciągle i ciągle mówie sobie, że będzie dobrze, że jeszcze będę mogła mówić do niej babciu. I mam nadzieje, że tak właśnie będzie. Nic mi już nie pozostało. Dziewczyna ze mną zerwała, pies ma problemy, mam jedynie moje przyjaciółki, dwie istoty, które muszę za wszelką cene pielęgnować i nie dać im odejść. Już nie dam nikomu odejść ze swojego życia. Teraz mam tylko je i musi tak zostać. W głębi duszy nie chcę zostać tak całkowicie sama. Samotność to nic złego tylko wtedy, kiedy człowiek tak właśnie wybrał. Ale nie z konieczności, tylko z wygody. 
Dni mijają dobrze. Nie jest znowu tak źle, jak myślałam, że będzie. I wiem, że będzie lepiej, i gorzej, i znowu lepiej i znowu gorzej itak aż do usranej śmierci, ale to nic. Naprawdę. Moja Droga E. nie ma swojej miłości i tak z Nią żartuje, że teraz jesteśmy takimi dwoma sierotkami i że mogłybyśmy zamieszkać ze sobą, byśmy podtrzymywały się na duchy, że ktoś tam dla nas istnieje - nasza druga połówka... Teraz w to nie wierze. Teraz miłość dla mnie to jedna wielka pomyłka, ale tak chyba zawsze jest po rozstaniach? Z drugiej strony miłość to taka... jedna wielka czarna dziupla, w którą wlewa się gówno z wymiocinami. Kajdankami przypięli mnie do krat bramy cmentarza - jednocześnie więżąc mnie w nim. Nadgarstki mam obdarte do krwi. Z ran sączy się również ropa a skóra odpada, aż widać mięso. To nic strasznego. Nie mam odruchów wymiotnych, jest jedynie świadomość, że coś się skończyło, a coś się zaczęło. 

***

Nie mam głowy tu pisać. Czekam jedynie na: Epoke lodowcową - bo spora dawka śmiechu mi się przyda, Obcy 4 - bo średni horror jest zawsze lepszy od marnego horroru, Awatar - bo lubie niebieski *_* I na nic więcej, bo mam nudne życie. Jestem przeziębiona, smarki się ze mnie wylewają, ogłuchłam, jestem wiecznie zmęczona, aaach... Nawet mnie nikt nie chce, no kurwa spłoooooneeeeeeeeeeeeee, czuje to.

Pomarańcz.