wtorek, 31 lipca 2012

31.07.12

Zapach spalonych kwiatów.
Siedząc na łóżku i wpatrując się w ekran telefonu, tak naprawdę nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Myślałam, że oczy mnie mylą, że może rzeczywiście wzrok mi się aż tak pogorszył. Myślałam, uważałam, że to mi się tylko śni, że to tak naprawdę jakiś koszmar, z którego zaraz się obudzę i zacznę z Tobą normalnie pisać. Ale nie. Wyraźnie napisałaś, żebym sobie odpuściła, i to nie pierwszy raz, więc odpuszczam, skoro tak tego chcesz. Od zwariowania i od autodestrukcji uratował mnie, kto by pomyślał - tata. Zaproponował, żebyśmy oglądnęli Epoke lodowcową 4 Śmieszne, nie? Ale zgodziłam się, bo od wybuchnięciem płaczu dzieliły mnie sekundy, jedna mała chwila, jedna chwila. 
Wczułam się w ten film najbardziej jak tylko mogłam, bo co mi innego pozostało? Nic, więc zaczęłam się śmiać. Oderwał mnie skutecznie od tego, co się stało, ale i tak podczas oglądania miałam przebłyski z naszej rozmowy. Coś się kończy, coś zaczyna. Czy to się skończyło? Powiedz mi wprost, wszystko przyjmę. Przyjmę wszystko, choć podświadomie i tak będę się tego wypierała. Pewnie minie trochę czasu, nim zrozumiem, że to koniec(?) i dopiero wtedy zacznę płakać, łzami podobnymi do kwasu, które będą wypalać we mnie dziurę, aż w końcu nie zostanie ze mnie nic. I tak będę wrakiem człowieka, bez ani jednej osoby, która mnie kocha, dla którejś coś znaczę. Smutne to ale prawdziwe, bo przecież tak może się zdarzyć. Wystarczy, że napiszesz, że to koniec. Nienawidzę tego słowa. Nienawidzę tego słowa, które ma sześć liter, jest takie krótkie a tak wiele znaczy, tak wiele może zniszczyć, nawet człowieka.
Szkoda, że Dementorzy nie istnieją naprawdę, a jest to jedynie wymysł autorki. Naprawdę wielka szkoda, bo bez zastanowienia i bez wahania poddałabym się temu pocałunkowi, który wyssałby ze mnie wszystko. Dobrze by było, żeby najpierw wyssali ze mnie wszystkie szczęśliwe chwilę. Nie chce ich, jeśli nie będzie przy mnie Tej Jednej Jedynej Ważnej Osoby. Po co mi one? One nic nie będą warte, bez niej. Dlatego dobrze by było, gdyby najpierw je ze mnie wyssali, a potem dopiero złożyli pocałunek, które zakończyłby wszystko. Nie wiem, czy to jest logiczne, nie wiem, czy to ma sens, ale lubię tak rozmyślać. Wiem, że to pewnie będzie bardzo bolało, ale cóż to dla mnie trochę pocierpieć, by na koniec umrzeć?
Niestety to nie istnieje, a ja jestem zdana jedynie na siebie, bo i Bóg się ode mnie odwrócił. Bo znowu w niego wątpię, bo znowu czuje się osamotniona. Co mi pozostało? Właśnie teraz zdałam sobie sprawę z tego, że nic. Ale to nie szkodzi... Już mi wszystko obojętne, niech się dzieje co chcę, przecież ja nie wiem, co mam robić, więc będę czekała na rozwój wydarzeń. Tak chyba będzie najlepiej.
Po co istnieje przywiązanie się człowieka do drugiej osoby? Po jaką cholerę przywiązujemy się do siebie, skoro wiemy, że kiedyś wszystko musi się skończyć? Gdybyśmy się tak nie przywiązywali do drugiej osoby, byłoby nam o wiele łatwiej żyć. Albo przeżyć, jak kto woli. A tak to cierp ciało, boś na świat chciało przyjść. Cierp duszo, boś na świat chciała przyjść, razem z ciałem. Cierp serduszko, które na świat chciało przyjść, razem z ciałem i duszą. Cierpcie, boście tego chcieli. Boście nie dostali wyboru, jak ja.

Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, by im okazywać, że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych ludzi.

No i chyba wszystko jasne...

AUTODESTRUKCJA
Ot tak.
Właśnie tak się zachowuje od dłuższego czasu.
Siadam i płacze.
I poddaje się.

poniedziałek, 30 lipca 2012

30.07.12

"Pomyliłem się jeszcze raz
A nie da w dłoni zamknąć się dwóch dzikich serc
Nazywam się winny bo cokolwiek zrobiłbym
Już nigdy nie będę właśnie tym z kim chciałaś być..."
No i właściwie te słowa mówią wszystko, może nawet zbyt wiele, ale są dobre. Dość dobre, by ukryć moje zażenowanie cierpienie i takie tam pierdoły, o których pisze chyba wpis wpis. No nic, o czym to ja bym chciała dziś... A tak. Właściwie nie przemyślałam sobie nic a nic na temat tego, co bym chciała w tym wpisie napisać, wyjaśnić, wyżalić się. Nie wiem sama, bo mam taką tradycyjną pustkę w głowie, jak uczeń przed testem lub pytaniem. Chciałabym napisać tak wiele, ale jakoś trudno mi cokolwiek ubrać w odpowiednie słowa, by wyrażały choć minimalnie to jak jest, jak czuje, jak rozumuje. Mam wrażenie, że tylko tutaj mogę o czymś pisać, bo ten blog mnie 'wysłucha'. Na resztę ludzi liczyć nie mogę. Trudno, przywykłam.
Zawsze tak jest, ilekroć stawiamy sobie postanowienie, że będzie kurwa dobrze. I chuj, że tak kurwa powiem. Czuje autentyczne znużenie i znudzenie obecną sytuacją, bo tak zachowują się przedszkolaki. Dzieciaki a ja nie jestem dwunastolatką! Mam w nosie, że ktoś mnie unika, ja po prostu nie będę się w to bawiła, bo to żałosne. Albo piszesz albo spadaj. Wóz albo przewóz. Bo kurwa nigdy nie może być dobrze, przez twoje zasrane widzimisię.
No ale... Nie chcę nawet też o tym pisać. Jakoś tak samo wpełzło pod moje paluchy. Chciałabym, żeby ludzie zaczęli używać te swoje zakichane mózgi o ile w ogóle jeszcze tam jakieś mają, a nie obumarłe coś. Bo prawda jest taka, że ludzie nic a nic nie myślą. Robią wszystko spontanicznie, dają się ponieść emocją, ale zero przy tym rozsądku i opanowania. Jedni są zbyt poważni, inni zbyt tępi. Widze świat zniekształcony, jakby obraz był zakłócany. Jak gdybym nie była już dolna do trzeźwego widzenia, a może właśnie przez to, że za tzeźwo widziałam ten świat, jaki jest okutny i bezwzględny, to odebrano mi tę możliwość? Może zrobiono to dla mojego własnego dobra? Bo że niby co...? Że jestem groźna dla samej siebie? Nigdy nie byłam w psychiatryku, no... tak jakby. Zresztą nie ważne. Ważne jest to, że teraz jestem pośród ludzi a nie tam, gdzie mnie nie chcą. Bełkot co? Wiem, wiem. Właściwie zmuszam się do pisania tutaj teraz, bo po prostu nie mam z kim pogadać. Fakt faktem - pisałam z E. a wczoraj przegadałam z nią calutki dzień, a dzisiaj to samo było z O. No i gitara, ale jednak potrzebuje czegoś więcej, czego nikt mi nie daje. A ja nie nalegam, bo nie warto. Nie warto niszczyć tego, co i tak się chybocze. Ludzie to idioci. Walą te swoje zidiociałe teksty i są tak naprawdę groźni dla samych sobie, przez swoją głupotę. To państwo upada, bo rządzą nim debile. Znadzie się jeden taki, który myśli, ale że idiotów jest więcej, to zostaje przez nich stratowany, aż w końcu też pochłania go debilizm, bo taka jest przecież moda. Wśród młodzieży moda jest na te zakichane sztywne od nadmiaru lakieru do włosów grzywki. Jest moda na te brzydkie czarne kreski pod oczami. Jest moda na poste jak drut włosy, które są nudne i nijakie. Jest moda na rock, którego słuchają żałosne fanki Biebera, Gomez, Lovato i inne tandetne gwiazdki Disney'a. Moda na jakiś skejtów, z kroczem do samej ziemi i z majtkami na wierzchu. Możecie się cmoknąć w dupę, bo ta młodzież spada na psy. Tylko nieliczni widzą sens w książkach, w normalnym ubiorze i nie robienie z siebie brzydkiego kaczątka. Tylko nieliczni. Jest nas zaledwie garstka. Masakra. To ma być przyszłość tego kraju? Barbie i skejci zakochani w swoich deskach, z którymi nawet do kibla chodzą? No to wiadomo, że ten kraj spadnie na jeszcze większe psy niż do tej pory. Amen.

Cierpienie wymaga
większej odwagi niż śmierć.
Napoleon Bonaparte

Oczywiście. Nie umrzemy uprzednie nie cierpiąc. Na cierpienie trzeba mieć odwagę i siłę, co do tego chyba żaden z nas nie ma wątpliwości? Ten kto nigdy nie cierpiał, tak naprawdę nigdy nie dojrzał. To cierpienie uczy nas żyć. To cierpienie uczy nas odwagi i dzięki niemu stajemy się doroślejsi.

Słońce kiedyś zgaśnie.
Bo może.
Nie pozostaje mi nic innego
jak usiąść i płakać.
Łzy są cenniejsze niż życie.

piątek, 27 lipca 2012

27.07.12

Niewytłumaczalnie zero chęci do życia.
W momencie, kiedy zaczęłam dorastać, świat jakby przestał mnie ignorować, a zaczął planować mój upadek. I tak jest chyba z każdym z nas. To chyba dotyczy każdego. Rodzimy się, i świat wtedy łaskawie rzuca na nas okiem, ale już kiedy przyzwyczai się do naszego bytu, zaczyna nas ignorować. W końcu jesteśmy zbyt mali, by go czymś zaciekawić, by dać mu powody do tego, by nas zgnoił. Dopiero kiedy zaczynamy dorastać, kiedy zaczynamy pojmować i wiedzieć, że istnieje coś takiego jak ból, cierpienie, radość i inne tego typu rzeczy, wtedy skupia na nas całą swoją uwagę. Bezczelny zaczyna stawiać nam kłody, kiedy dopiero co ruszamy z dzieciństwa a wkraczamy w ten bardziej skomplikowany świat dorosłości. Wtedy już nie będziemy przez świat ignorowani, tylko jego ślepia zawsze i wszędzie nas wykryją. Nie będziemy potrafili zrobić niczego, aż w końcu odbierze nam i rozsądek. Możemy walczyć, możemy się nie poddawać, ale człowiek to jednak tylko człowiek - wiecznie się starać nie będzie.
Możemy światu stawiać najróżniejsze pytania, ale odpowiedź zawsze będzie ta sama: bo zasłużyłeś. Świat nie da nam szczęścia, tak więc co za tym idzie szczęście, zadowolenie, radość, podniesienie ducha, przyjaciel, miłość - wszystkie te dobre rzeczy - nie będą dane nam od świata, sami będziemy musieli to zdobyć, swoimi siłami i nie mam na myśli zmuszenia się do uśmiechu czy zmuszenia kogoś, by z nami był. świat nigdy nie da nam szczęścia i nie powie: daje ci to, ponieważ na to zasłużyłeś, ciesz się, raduj, bo ja ci na to pozwalam. Zawsze będzie tak mówił, ale tylko w tych złych przypadkach. Dla niego ból i cierpienie to jedyne podarunki, jakimi może nas obdarzyć z czystym sumieniem i nie być przy tym skąpcem. Powinniśmy się do tego przyzwyczaić, bo każda niesubordynacja, bunt jest tutaj nie wskazana. Jeżeli wszczęlibyśmy rewolucje,   to życie by nas zniszczyło jednym machnięciem... palca, podmuchem bólu i rozpaczy jak kto woli, ale wynik będzie ten sam - nasz upadek i to definitywny. Nie mam na myśli apokalipsy, choć może i to tak by wyglądało, bo przecież ci wszyscy, którzy by się zbuntowali - ci wszyscy odważni ludzie zginęli by. A wraz z nimi cała porządna ludzkość. Tak to widzę. Choć przecież mogę się mylić, to co mi zaszkodzi upamiętnić tą myśl? Ten blog to jedyne czego nie usunę, co będzie mi przypominało, jak kiedyś głupio pisałam, jak głupio myślałam. Warto to zostawić... Ludzkość kiedyś wymrze - w tym zdaniu chodzi mi głównie o tych silnych, odważnych, dobrych i miłych, porządnych ludzi. Takich jest przecież bardzo mało. Ze świecą ich szukać, bo przecież trzeba się dużo nachodzić, naszukać, żeby znaleźć choćby jedną osobę, która nie popatrzy się na ciebie wilkiem i pomoże, choćby w tak prostej czynności jak; wniesieniu zakupów na dane piętro, przejście przez ulice, wskazanie drogi... Apokalipsa będzie się raczej wiązała z ich wymarciem, a pozostawieniem przy życiu oszustów, morderców - po prostu złych ludzi. Oni przeżyją. Ale pod ich rządami świat upadnie. 
Będzie coraz gorzej, bo tacy ludzie nie myślą racjonalnie, są samolubni i uwielbiają siać zniszczenie. Będą się wzajemnie mordować,  otruwać, i jak będzie można niby żyć? To będzie cholernie trudne do zrobienia, może nawet wręcz niemożliwe. Nie jestem żadnym prorokiem, dlatego to jest tylko takie pierdu pierdu pierdolejszyns. Ale napisać zawsze warto. Za dużo jest osób, które nie chcą mówić co myślą. Które wolą chować swoje dary w kieszeni, w sobie samym. Za dużo jest osób, które się po prostu wstydzą. Ja również należę do tych osób. Wstydzę się potwornie. Samej siebie, swojej rodziny, która ciągle nic innego tylko się kłóci. Wstydzę się najbardziej właśnie siebie. To, czym jestem, czym się stałam. Już nie jestem tą dawną, młodziutką, malutką, dziecinną mną. Już nie bawię się pluszakami ani lalkami Barbie. Już mi się te lalki nie podobają, i nie uważam ich za najpiękniejszy okaz urody. Owszem, lubię się poprzytulać do misia, którego dostałam od M., ale to nie ma nic wspólnego z dziecinnością. Może gdybym nie miała takiego życia, wyrastałabym w dalszym ciągu na jakąś inną, porządną osobę. Może chciałabym się uczyć i szłoby mi to nawet całkiem nieźle. Może. Nie robię z siebie nie wiadomo jakiej ofiary losu, ale zdanie wypowiedziane przez panią psycholog, wciąż odbija się od mojego mózgu jak echo, przenikając każdą szarą komórkę. To jest to zdanie: faktycznie, jak na ten wiek, bardzo dużo przeżyłaś. 
Śmierć wydawać by się mogło, że jest wierna. Przecież ona jak nikt inny jest przy nas w tych ostatnich godzinach naszego życia. Potrafi nas znaleźć gdziekolwiek będziemy. I na pewno przyjdzie, co już samo w sobie jest podziwem. 

A jeśli bóg istnieje? Tysiące lat cywilizacji uczyniło z samobójstwa tabu, obrazę wszelkich przykazań religijnych. Człowiek walczy, by przetrwać, a nie po to, by się poddać. Ludzie powinni się mnożyć. Społeczeństwu potrzeba rąk do pracy. Kobieta i mężczyzna muszą mieć powód, by trwać razem na dobre i złe, nawet kiedy ich miłość wygasła. Państwu są potrzebni żołnierze, politycy i artyści.
Jeśli bóg istnieje - w co szczerze wątpię - zrozumie, że istnieją granice ludzkiej wytrzymałości. To on stworzył cały ten nieład, gdzie panuje nędza, niesprawiedliwość, chciwość, samotność. Jego zamiary były wprawdzie wspaniałe, ale rezultaty okazały się opłakane. Jeśli bóg istnieje, będzie zapewne wspaniałomyślny wobec stworzeń, które zechciały prędzej opuścić ten padół, a może nawet przeprosi za to, że zmusił nas do odbycia ziemskiej wędrówki?

Co znaczy być szalonym? Szaleństwo to niemożność przekazania swoich myśli. Trochę tak jakbyś znalazł się w obcym kraju - widzisz wszystko, pojmujesz, co się wokół ciebie dzieje, ale nie potrafisz się porozumieć i uzyskać znikąd pomocy, bo nie mówisz językiem tubylców. Każdy z nas czuł to kiedyś, bo wszyscy, w taki czy inny sposób, jesteśmy szaleni.

Niczemu się nie dziwić - to jedno chyba
może uczyć człowieka szczęśliwym.
Horacy
Nie panie Horacy, to nie wystarczy. Aby być szczęśliwym, trzeba mieć ku temu powód, a to, że coś nas nie zdziwi, nie znaczy jeszcze, że nie zaboli. A jak można być szczęśliwym w bólu? Wtedy to nie będzie prawdziwe szczęście, a jedynie jego marna podróbka - nieudolna zresztą. Jak takie cytaty można uznać za mądrość...?

Apokalipsa.
Każdy doświadczył jej w swoim bycie.
Cześć.
Zwariowałam.

wtorek, 24 lipca 2012

24.07.12*

Jem arbuza. Tak, i muszę szczerze przyznać, że to jest najfajniejszy, najlepszy, najszczęśliwszy moment w tym całym cholernym dniu. Teraz najchętniej napiłabym się drugiej kawy latte i zaczęła czytać jakąś dobrą książkę. Obecna jest naprawdę bardzo dobra. Podoba mi się tak, że aż sama jestem tym zdziwiona. Mowa o Weronika postanawia umrzeć, Paulo Coelho. Mimo wielu negatywnych opinii, książka wcale a wcale nie jest taka zła. Magda - chciałaś znać moje zdanie o tej książce, no to już znasz. Polecam Ci ją, ale zrobisz z tym co chcesz.

I nic nie poradzę na to, że zakochałam się w tej piosence.
Jest piękna...

24.07.12

Ten dzień nie zaliczę do żadnej półeczki. Nie. Po prostu nie. Ponieważ nie, dlatego, że raz było dobrze a raz źle a może nawet wręcz tragicznie. Któż to wie... Zawsze znajdzie się jakaś osoba, która coś spieprzy, bo ma humorki i ja je muszę znosić. Muszę i koniec. Ale spokojnie - przyzwyczaiłam się do tego, a teraz muszę zacząć uczyć się to olewać. Chyba mi się uda, ale to raczej jeszcze nie teraz. Teraz mam co innego do roboty. Dużo planowałam, połowę planów zrealizowałam, a drugą część robię sporadycznie. Niestety. Ale to się również zmieni. Musi się zmienić, bo trzeba się nauczyć, że niektóre zmiany nie są szkodliwe. Przeciwnie, są wręcz niekiedy konieczne. Albo kiedyś były, i do dzisiaj siedzą gdzieś głęboko w nas. Bo każdy człowiek kiedyś nie zrobił czegoś, co powinien, i teraz żre go to od środka. W niektórych dniach ból jest taki, że powracamy do tych myśli co by było gdybym jednak to zrobił... Wtedy żadna siła, żadne talizmany szczęścia, czy talizmany chroniące nas NIE uchronią, NIE pomogą.
Proste, aczkolwiek nie dla każdego logiczne. Trudno, ja do tępoli nie dotrę, choćbym naprawdę chciała. A szczerze to ja mam to po prostu w dupie. Powinnam zająć się przede wszystkim soboą, bo nikt tego za mnie nie zrobi. Ani za mnie, ani dla mnie. Jestem skazana na samą siebie, na swoją własną pomoc, bo nie ma sensu polegać na innych. Zawsze znajdzie się osoba, która nas zawiedzie. NIEODWRACALNIE. Zawsze się taka znajdzie. Choćby nie wiem co byśmy robili, choćby nie wiadomo jak byśmy uważali, jak byli ostrożni - ktoś nas i tak wepchnie w otchłań upokorzenia i cierpienia. Wniosek? To życie, kochanie. Przed nim się nie ukryjesz. Pozostaje Ci tylko jakoś przeżyć.
Egoizm działa na mnie jak czerwona płachta na byka. Cóż, nie moja wina, że coraz więcej jest egoistów, myślących tylko jak by tu sobie zrobić dobrze (i nie, nie mam tu na myśli zbereźnych myśli, ech...). Zresztą, po jakie licho ja to piszę? Nie mam pojęcia, ten dzień jest okropny. Dziękuje za spierdolenie go, bo kurwa inaczej to by ci się coś stało. Ja pierdole. PRzepraszam, jak jestem zła i zmęczona to przeważnie klnę. Choć staram się ograniczyć przekleństwa, to idzie mi to całkiem nieźle, ale nigdy kiedy jestem w takim stanie jak teraz. Mam ochotę coś rozwalić, spalić każdą rzecz, spalić każdą osobę.
Chcę tak wiele, a nigdy nie dostaję nawet ćwiartki.

"Jeśli nie chcesz wpaść w tarapaty, podziel się równo odpowiedzialnością z innymi"
Paulo Coelho - "Weronika postanawia umrzeć"


W tarapaty tak czy owak sie wpadnie, jeśli coś nie wypali w tym planie, ale prawdą jest, że tarapaty podzielą się po równo z współodpowiedzialnymi. Więc ten cytat jest prawdziwy pół na pół - przynajmniej dla mnie. No nie ważne zresztą -.-

Dzisiaj:
Kupiłam cztery książki. To rekord (w tym, że kupiłam na raz aż cztery książki). Kupiłam biały, piękny łapacz snów, amulet na wzmocnienie umysłu, oderwanie się od spraw przyziemnych (o tak) i kamień na ból głowy - wszystko ze sklepu ezoterycznego. Czy w to wierze? Nie, ale bardzo mi się każda ta rzecz spodobała, ponadto ładnie w tym sklepie pachniało, nom.
Założyłam bloga, specjalnie dla O., gdzie przepisuję książkę, której ona nie ma, nigdzie jej znaleźć nie może lub coś tam. Sama to zaproponowałam, więc mimo tego, iż może i pomysł nie jest najlepszy, to sama go zaproponowałam, by wypełnić czas. A wszystko to z dobroci mojego serca. (tak O., musiałam to napisać po raz trzeci :D)
Co planuje... Nie wiem sama. Zabić się może. Ha. Ha. Ha. A zresztą. Obym sczezła. Oby mnie coś trafiło, sraczka na przykład i obym przez nią wysrała całą siebie. O taaak.

Alter ego.
By kochać każdy dzień...
Codziennie uciekam.
Ja wciąż uciekam...

niedziela, 22 lipca 2012

22.07.12

Czasami czytając recenzje na tyle książki, które zazwyczaj są bezwstydnie pochlebne, zastanawiam się, jak można tak oszukiwać ludzi. Wszystko sprowadza się tak naprawdę do jednego: do pieniędzy, do tego, by jak najwięcej wyżebrać od człowieka. Nikt z czystej przyjemności by nie pracował, a co za tym idzie brakowałoby na świecie żywności i innych niezbędnych rzeczy potrzebnych do życia - to wiem, i to jest mocny powód do tego, by na świecie istniały pieniądze. Jednakże wciąż pesymistycznie podchodzę do tych całym monet i banknotów. Przecież to przez nie jest najwięcej nieszczęścia. Ten kto ma ich na pęczki być może jest szczęśliwy, ale najwięcej jest ludzi, którzy robią wszystko, nie pohamują się od niczego, byle tylko 'zarobić' marne grosze. Musiałam to napisać. Musiałam, bo świat byłby piękniejszy, gdyby nie było pien.iędzy, a ludzie nie byliby takimi leniami.
M<333

Przyłapałam się nad tym, że coraz częściej rozmyślam nad tym, czy mam nienawidzić osobę, która trzyma mnie przy życiu? Prawdopodobnie niektórzy byliby zdolni znienawidzić osobę, którą kochają, a która odpowiada za to, że jeszcze żyją, mimo, że niczego tak nienawidzą, nawet tej osoby, jak życia. To życie wyżera ze mnie absolutnie WSZYSTKO, a nie daje nic w zamian. Chociaż nie... To życie jednak mi coś daje... A może nie? Sama do końca nie wiem, ale chyba coś mi jednak dało, oprócz rodziny, dachu nad głową i jedzenia. To tylko te rzeczy , które tak naprawdę nie uszczęśliwiają człowieka, póki ich nie zabraknie, ale nie o tym mowa, bo jak wszyscy, spycham te rzeczy na drobiazgi. Chodzi mi głównie o to, że życie jednak mi coś dało - osobę, która kocha mnie z wzajemnością. Mogę powiedzieć, że to jednak wielkie coś, a raczej ktoś. Tak więc nie - nie mogę, a szczególnie nie potrafiłabym znienawidzić osoby, która trzyma mnie przy życiu. Owszem, niestety bywają chwile, w których jestem na nią zła, ale ta złość jest tak mała jak ziarenko soli, a nawet mniejsze. Nie chcę pisać o tym, jak bardzo chciałabym zniknąć z tego świata, bo wiem, że M. tego nie lubi, a ja nie chcę Jej denerwować, wystarczająco dziewczyna musi przechodzić ze mną, więc postaram się Jej tego oszczędzić.
Kolejny zupełnie bezsensowny dzień, na kolejne bezsensowne przemyślenia. Chyba właśnie w radio leci Justin Bieber, a ja mam takiego lenia, że nawet nie chcę mi się tego ścierwa przełączyć. Postaram się oderwać od rzeczywistości choć na chwilę. To mi się naprawdę udaje. Najczęściej uciekam w inny świat, ten lepszy, którzy sobie stworzyłam, wtedy, kiedy dzieje się naprawdę źle. To już działa automatycznie. To mnie niekiedy wyczerpuje i męczy. To jest niesamowite. Chyba ta ucieczka nie jest najzdrowsza. Uważam, że ta ucieczka jest najlepszym co mnie spotyka w monotonnym życiu. Umierać, nie żyć. Czasem również zastanawiam się, po jakie licho ja tam uciekam? Ale odpowiedź zaraz do mnie przychodzi, bo jest najprostszą odpowiedzią, jaka może być. Uciekam do wyimaginowanego świata, ponieważ jest on taki, jaki powinien dla mnie być,  w którym czuje się o niesłychanie wiele lepiej. W którym mam osobę, którą kocham i jest Ona przy mnie, a nie oddalona niezliczoną ilością kilometrów stąd. A co najważniejsze: ten świat jest mój i mam prawo wyeliminować ludzi, którzy mnie denerwują, którzy nie są mile widziani dla moich oczu. No i nie ma w nim pająków. Ludzie są pracowici, ale robią to  z czystej przyjemności, by mieć co robić, pieniądze nie istnieją, żywności nie brakuje, wody i dachu nad głową również. Jest tam niesamowicie. Niesamowicie niesamowicie niesamowicie. Chorobliwie zazdroszczę swojej wyobraźni, że jest tam cały czas.

Dni to bardzo tajemnicze istoty, moja droga. Czasem przelatują jak strzała, kiedy indziej trwają bez końca, choć zawsze mają dokładnie dwadzieścia cztery godziny. Jest mnóstwo rzeczy, których nie wiemy o dniach.

I to oczywiście czysta prawda. Nie wiem, czy jest sens się nad tym rozpisywać. Nie wiem. Ale prawda jest prawdą. Są trzy prawdy: prawda, tylko prawda i gówno prawda. Ten cytat z książki zaliczę do tylko prawdy. Każdy dzień to wielka niewiadoma. Każdy dzień przynosi czyjąś śmierć. To tak jak z nocą. Nie wiemy, czy w nocy nie zdarzy się jakiś wybuch, powódź czy właśnie śmierć. Na tym świecie jest tyle niewiadomych, największe z nich to dzień i noc, a i tak monotonność maskuje ich piękno i magie.

Piekielnie.
ale tak naprawdę to tylko część tego, co czuje.
Zawsze uciekam. Ilekroć moje oczy są otwarte - uciekam najszybciej, jak się da.
Nie jesteś mnie w stanie zatrzymać.
Wpadłam w trans, i nic nie jest godne tego, bym stanęła.
Uciekam przed życiem.

środa, 18 lipca 2012

18.07.12

Zalana łzami.
Piszę swoją ostatnią piosenkę.
Przerażające. Przeraża mnie to. Niszczy mnie to. Tak, tak, tak. Ludzie, którzy pałają nienawiścią nawet do nieznanych osób. I ci, którzy zabiją innych zupełnie z własnego widzi mi się. Niszczy mnie to, wszystko jest takie dziwne. Każdy każdego oszukuje. Tyle oszustów, naciągaczy. Nie dziwię się, że zaufanie trzeba szukać ze świecą. Przecież żaden mądry człowiek, nie zaufa przypadkowej osobie. Niektórzy mają nawet problem z zaufaniem komuś bliskiemu. Leje mi się krew. Leje się ze mnie żar nienawiści. Wszyscy nie rozumieją tego, co jest tak oczywiste. Nikt nie potrafię odpowiedzieć sobie na swoje własne pytania, ale mądrzą się, jeśli chodzi o pytania kogoś innego. Śmiech jest oznaką życia. Dotąd nie chciałam żyć nie potrafiłam żyć.
I pewnie minie drugie tyle, zanim nauczę się wykrzywiać twarz w tym grymasie na nowo.
Chciałabym, żeby świat się zmienił. Żeby zmienili się ludzie. Żebym zmieniła się ja sama. Chciałabym na nowo poczuć coś, czego już dawno nie czułam. Tej siły, tego poczucia bezpieczeństwa. Tego wyluzowania, odpoczynku, szczęścia, radości, łez z powodu jakiegoś wzruszenia. Chciałabym nie krzyczeć przez sen. Chciałabym krzyknąć ze szczęścia. Mieć tego trzepoczącego z radości ptaka w sobie, który sprawiał, że czułam autentyczne szczęście i wolność. Wolność wolność wolność. Że czułam coś więcej, niż ten bezdenny smutek i rozczarowanie, kiedy otwieram powieki i dochodzi do mnie, że wciąż żyje. Chciałabym... chciałabym chciałabym chciałabym. Wszystko mnie niszczy. Niszczy mnie każde spojrzenie, który dziurawi mnie na wylot. Tak bardzo boli mnie nawet przypadkowe muśnięcie drugiej osoby. Podobno jestem delikatna jakbym była cała z porcelany. Podobno potrafię wiele przetrwać, ale to podobno tylko część moich umiejętności Tak bardzo chciałabym wić się w Twoich ramionach z rozkoszy. Tak bardzo chciałabym , by ogarnął mnie Twój żar. Żar Twojego ciała. Naszych dwóch ciał. Złączonych nicią miłości i pożądania. Tyle bym chciała. Kruchość człowieka to nie jest dobra cecha. Nie każdy ją ma, bo przecież niektórzy ją w sobie zabijają. Z biegiem lat stajemy się silniejsi, odporniejsi, ale nie każdy to potrafi. Ja tego nie potrafie. Nie potrafie nie potrafie. Wiele rzeczy nie potrafię, ale tego pragnę, a nie mogę. Straszne uczucie: pragnąć, mieć to na wyciągnięcie ręki, wystarczy tylko wyciągnąć w tym kierunku którąś ze swoich kończyn, a zarazem nie móc tego dostać. Móc i nie móc, móc i nie móc, móc i nie móc. W ostatnich czasach przyłapałam się na tym, że dosyć często smakuje słowa. Smakuje je. Każde na swój sposób. Zwykle się nimi duszę, ale umieram za każdym razem, kiedy mówie rzeczy, których nie chcę wyrzec. Najczęściej milczę. Ale słowa są cierpliwe. I cierpliwie osiadają na moich wargach. I czekają. Czekają czekają czekają Na mój koniec? Nie wiem... Jestem czasem jak zacinający się ze starości komputer. Jęczę z bólu, kwilę. Wszystko wiruje ale nie ta jedna droga - w dół. W górę - niczego nie ma... Zamknięto przede mną tą drogę. Dlaczego? Bo nie jestem na nią godna. Dość dobra. Gwiazdy osiadają na moich rzęsach. Księżyc jest moich przyjacielem. Nie jest jak słońce, które znika na noc, i nie zawsze widać je podczas dnia. Księżyc zawsze jest na niebie, widzę go oczami wyobraźni, duszy ale najczęściej widzę go oczami, które znajdują się na mojej twarzy - nie pozwalam sobie patrzeć na niego z maską na twarzy - zawsze ją wtedy ściągam i pozwalam by zobaczył mnie taką, jaka jestem. On na to zasługuje, on na to zasługuje...
Kiedyś stąd odlecę, do lepszego świata.
Obiecuję.
to
sobie.

-Trzymasz życie bardzo krótko. -A cóż to ma znaczyć? -Boisz się wszystkiego, nad czym nie masz kontroli.

Masz rację. Boje się. To mnie wręcz przeraża. Codziennie widzę przerażenie w swoich oczach.
Zawsze tam jest. Choć czasami się ukrywa. Tylko wtedy, kiedy odzyskuje siły na nowo, ale ono zawsze tam  jest i nie pozwala o sobie zapomnieć.

NEVER GIVE UP!!!
Zrób to dla siebie. Dla siebie samego.
Patrzę w oczy diabła.
Zachwycają mnie swoją pięknością.
(tak wgl... chcialabym mieć takiego oczyska)


środa, 11 lipca 2012

11.07.12

To tylko deszcz.
Nie żadne łzy.
Jest mi najzwyczajniej w świecie nijak. Ni to smutek, ni to zadowolenie. Po prostu takie jedno wielkie nic i beznadzieja. Skąd wiem, że jest w tym beznadzieja? Ja po prostu swoje wiem. Zaczynam powolutku bać się swoich snów. Czy one są w stanie opanować człowieka? Czy dadzą radę tak zawrócić w głowie, że o niczym innym nie będę w stanie myślała? Kamuflują się znakomicie, ciągle tylko oczekują ode mnie interpretowania na różne sposoby. Ja naprawdę lubię śnić. Ja to nawet kocham. Nawet wtedy, kiedy śnią mi sie koszmary, to wtedy moje zaciekawienie wzrasta. Może to dziwne, ale wolę, gdy śnią mi się koszmary nocne a nie jakieś słodkie przy głupawe, pozbawione sensu sny. W koszmarach jest coś wyjątkowego, i nie sądzę, że jest to strach, bo to akurat czuję na co dzień w rzeczywistości. Ja chyba tak kocham sny, dlatego, że to inny świat. Dlatego tak je kocham i książki również - bo odrywam się od tej codzienności, od tego cholernego świata, który już mnie nie zaskakuje. Chcę śnić, i gdyby się dało, to na jawie również.
Jedno mnie tylko denerwuje. Że nie potrafię kontrolować moich snów. Nie potrafię kontrolować w nich nawet siebie, a wiem, że niektórzy to potrafią. Dowodem jest choćby na przykład taka moja E.. Zazdroszczę Jej, bo ja się tego chyba nigdy nie nauczę. Sny brną w zastraszającym tempie w tej historii i w ogóle mnie nie słuchają. Robią co chcą, nie zważając na to, co czuje. Przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo, ale, na litość Boską, przecież to moje sny! Rozgrywają się w mojej głowie, w moim mózgu, w niczyim innym, tylko w moim! A ja nie potrafię nawet stawić im czoła, przez co to wszystko wychodzi na... To jest zniewolenie. 


Przypatruję się czasami obcym ludziom, kiedy spaceruje sobie kompletnie bez celu po mieście. Jedni są zdenerwowani i biegną co sił w nogach. Spieszą się, nie zważając na nadjeżdżające samochody i tramwaje. Śpieszno im do śmierci. Widzę staruszki, które mimo, że nie mają siły, to wychodzą na zewnątrz i idą po zakupy. Po zakupy! Takie stare, schorowane, co ledwo się poruszają, zgięte w pół... Chętnie bym wszystkim takim paniom pomogła, jednakże nie mam odwagi podejść i zaproponować pomoc. Nigdy nie wiadomo co takiej strzeli do głowy, być może weźmie mnie za oszustkę, złodziejkę... Odstawiła by niezłą szopkę na środku ulicy. Moje oko spotyka również osoby ze szczerym uśmiechem, jak i te ze sztuczną wesołością. Widzę dużo par, które cieszą się sobą na wzajem i nie potrafią oderwać się od siebie choćby na sekundę. Spotykam również panów w garniturach i z teczką w ręce. Ich spojrzenia mówią jedno - jestem ważny, pracuje na wyższym stanowisku od ciebie, więc zejdź mi z drogi szczurze. Ludzie tak naprawdę dzielą się na pięknych, ładnych, brzydkich, okropnych, szczęśliwych, nieszczęśliwych, udających, będących szczerym, dużo płaczących, nie znających słowa smutek, nienawidzących swoich łez, wymuszających uśmiech, na takich, którzy wkładają codziennie rano maskę, pracoholików, alkoholików, zakupoholików, narkomanów, bezdomnych, bezrobotnych, schorowanych, tryskających zdrowiem, napuszonych, poważnych, dowcipnych, umiejących dostrzec krzywdę człowieka, skupiających się tylko na sobie, samolubnych, dręczycieli, złośliwców, starych, młodych, zgorzkniałych, pisarzy, malarzy, budowlańców, bankierów, elektryków, pielęgniarki, lekarzy, muzyków, na umiejących grać w teatrze - aktorów, filmowców, reżyserów.... Ludzie dzielą się na tak wiele kategorii, że nie sposób ich tutaj wszystkie napisać. Pewne kategorie jeszcze nie znamy, bo nie poznaliśmy taką osobę, która taka jest, to potrafi, tego nie... Tak naprawdę nigdy nikogo nie poznamy w 100%. Nigdy. Człowiek zawsze może nas zaskoczyć, w najmniej spodziewanym przez nas momencie. Nigdy nie możemy mieć pewności, że wiemy o tej osobie wszystko. Owszem. Możemy opisać ją tak, jak tylko my to potrafimy, ale ta osoba zawsze będzie miała jedną cząstkę, której pewnie ona sama nie zna. Jeszcze nie zna. To może być zła cząstka, ale niekoniecznie. Trzeba się wczuć. Nie każdy potrafi wsłuchać się w siebie, dlatego to takie niezwykłe i trudne zarazem.

Z życia wzięte:
Milczący spór między mną a C.A. wciąż trwa. Unikamy siebie już... 5 dzień i jak na razie dobrze nam idzie. Wczoraj mnie zadziwiła. Kiedy byłam w łazience dała mi na blat stołu w pokoju leki. Wykupiła je, choć wcale nie musiała. Mogła dać przecież receptę tacie, a jednak sama za swoje pieniądze mi je zakupiła. Nie podziękowałam Jej, ponieważ ja nie potrafię się do Niej słowem odezwać. Czy się wstydzę? To też. Druga połowa leży w tym, że mnie to po prostu zabolało, to, co powiedziała w piątek.
Dzisiaj idę do KFC z P.. Jutro planuje jechać do M1 kupić jakąś książkę, ale nic na siłę, jeśli nie zakupię książki, to kupię może jakiś ciuch, a jeśli i tego nie, to po prostu odłożę pieniądze na coś innego. Odblokowali mi nr więc wszystko wróciło do normy. Poza tym... Cóż, poza tym czuje się nijak.

-ilość wypitych kaw - 1
-ilość zażytych leków - na razie 1
-ilość przeczytanych książek - 1
-ilość zaczętych książek - 1
-ilość wyprasowanych rzeczy - dużo
-ilość szczerych uśmiechów - 0
-ilość uśmiechów oczami - 0
-ilość odetchnięć z ulgą - 1

Sensuality.
Robaki w moim wnętrzu nie dają za wygraną.
Wyżerają ze mnie wszystko, co jest mi wartościowe.
Kwestią czasu jest, kiedy zostanę pustką skorupą.
Cieniem samej siebie.

______________________________________________________


Tytułowa Chelsea Smile.
Moja moja - mrru, mrrru.

wtorek, 10 lipca 2012

Setny wpis

Dzień dobry! Jestem dziewczyną z problemami, które są przy mnie na okrągło, w każdej minucie a nawet sekundzie mojego nędznego żywota. Mam nawet swoje demony, które trzymam na smyczy. Tak, tak - na smyczy. Ale spokojnie, nie wypuszczę ich na nikogo. No chyba, że puszczą mi nerwy, a to rozwiązanie będzie na chwile obecną bardzo kuszące. Demony są przywiązane do mnie niezniszczalną liną. Nazywam ją smyczą, a demony taktuje jak moje pieski. Chociaż nie, niech będzie, że to są moje kotki. Zawsze chciałam mieć kota. Bo widzisz, to jest tak, że owe demony stały się częścią mnie. Nieodłączną częścią mnie. Czasami są spokojne. Oj tak, żebyś ty je widział, jak smacznie śpią. Ich futerka są mięciutkie, ale potrafią krzywdzić nawet dotykiem, także uważaj - nigdy ich nie dotykaj. Tylko ja to mogę obić, bo to są przecież moje demony. Nie martw się, moje ręce już wiele razy były kaleczone, więc w sumie jedna ich krzywda w tę czy w tę stronę to żadna różnica. Staram się trzymać je blisko siebie i ich nie obudzić. To nie jest tak, że nie lubie ich dopieszczać. Och, kocham to, ale to nie jest znowu takie proste. Oj nie... Kiedy otwierają te swoje piękne ślepia, ogarnia mnie przerażenie. Bo jak byś się czuł, drogi czytelniku, gdybyś patrzył się w oczy demona? No raczej do śmiechu by ci nie było.
Więc postaw się w mojej sytuacji. Nie krzywdzę ich, to one krzywdzą mnie. Niesprawiedliwe? No co ty nie powiesz. Kamie je. Ale nie mlekiem. One karmią się moim cierpieniem, a akurat tego mam pod dostatkiem. Postarały się o to. Rozmawiam z nimi. To jak moje alter ego. Kiedy mruczą, to znaczy, że jest im dobrze, a wtedy wiem, że będę cierpiała jeszcze bardziej. Może nie przez nich, bo ich zaspokoiłam, ale życie, to ich przyjaciel. Czasami nawet życie im rozkazuje, jak i kiedy rzucić mi kłodę pod nogi. No ale nie mam im tego za złe. Powinnam ich kochać. Może i nawet kocham? Nie wiem. Ale dlaczego mam ich kochać? Może nie kochać, ale być im wdzięczna. A dlaczego? Och, to przecież tak proste jak 2+2. Ona są przy mnie cały czas. No właśnie - cały czas. Jeszcze nigdy mnie nie zostawiły, nie odwróciły się ode mnie i są przy mnie 24h na dobę, 7 dni w tygodniu i tak będzie przez całą wieczność. Rozumiesz o co mi chodzi? Żaden człowiek nie jest tyle przy mnie co one. Co z tego, że działają w sumie nie na korzyść mnie? Co z tego, że sprawiają, że cierpię i tego cierpienia przybywa? To wszystko staje się niczym, kiedy myślę, że mam je przez cały czas. Cóż, cierpię na samotność, więc jeżeli mam mieć towarzystwo-demony to niech i tak będzie. Prawda? A teraz przepraszam. Demony się budzą. Musze je nakarmić.

A teraz coś z życia:
Po pierwsze: setny wpis. Aż trudno mi w to uwierzyć, bo jak dla mnie to... czuje się tak, jakbym dopiero co założyła tego bloga, a tu już wpisom stuka setka. Wzruszające. Będzie co świętować.
Po drugie: czytanie nieźle mi idzie. Musze się tym pochwalić, bo mam czasem w tych sprawach zastoje, ale ciesze się bardzo, że znowu je pochłaniam.
Po trzecie: boląca żyła po wkłuciu się pani ze szpitala już nie boli, a badanie były tak fajne, że chętnie bym je powtórzyła.
Po czwarte: dzisiaj sądny dzień. Ciekawe, czy tata dostanie wypłatę, czy może znowu mu się to spóźni. Jeśli dostanie, to nareszcie zapłaci ten nieszczęsny rachunek z Orange i odblokują mi numer  (O. nie mówiłam Ci, więc napiszę tu: zablokowali mi ciule numer, bo tata nie zapłacił rachunku - tak, tak cham jeden, ale no niestety oszukali nas. Swoim płaczem i błaganiami w końcu przekonałam Go do tego, by to zasraństwo zapłacił i żeby mieć to z głowy, więc jeśli dzisiaj zapłaci, to dzień, dwa i znowu będę na stałym numerze. Póki co jestem na innym, i jeśli będziesz chciała, to Ci go podam na gadu, bo jeśli odblokują, to chcę wykorzystać smsy żeby się nie zmarnowały :))
Po piąte: nie wiem co ze sobą zrobić, aczkolwiek mam pewne plany. No cóż, chyba mi się okres zbliża.
Po szóste: tyle.

Póki co:
-ilość wypitych kaw - jak na razie jedna
-ilość przeczytanych dziś książek - one
-ilość przesłuchanych piosenek - 5
-ilość wypowiedzianych słów - 0
-ilość pozytywnych myśli - 1
-ilość szczerych uśmiechów - 0
-ilość uczucia strachu - 5 może więcej

Run!!!
Again.
Popatrz! To twoje odbicie!
Nie wierzysz? Ale spójrz... Ono ma twoje szpony. 
Jak możesz zaprzeczać? Przypatrz się uważniej.
Widzisz ten żałosny uśmieszek? Tą głupią nadzieje w oczach?
Widzisz tą pustke, w miejscu, gdzie powinno znajdować się serce?
Tak. Teraz nie masz wątpliwości, co?
To Ty. To cała Ty.

_______________________________________________________________

Coś mnie wzięło na starocie. 
Stare ale jare. 
No...

niedziela, 8 lipca 2012

08.07.12

Jest mi... Jakoś tak okropnie smutno. Nie wiem dlaczego, a tym bardziej przez kogo. Może przez samą siebie, bo nie potrafię zająć się sobą. Och O. jakoś nie gadamy i nie gadamy, co to będzie...
Nie wiem o czym chcę dzisiaj napisać. Nie wiem nawet, czy mam na to ochotę, bo ostatnio przeszła mi chęć na wszystko. Wpierdalam ciasto, boje się pająków i tej pajęczyny na moim suficie, w moim pokoju, nad moim łóżkiem, akurat w tym miejscu gdzie kładę moją głowę...


Człowiek ma prawo się smucić. Ma prawo, by było mu źle i nie wesoło. Ma prawo mieć zły dzień i ma prawo warczeć na każdego, kto tego nie rozumie i ma do niego wyrzuty. Sztuką nie jest zobaczyć smutku osoby, lecz umieć to zaakceptować. A nie  każdy to rozumie. Weźmy np. C.A.. Nie odzywamy się, bo jest wpatrzona tylko w siebie. Każdego wokoło krytykuje, ale nie potrafi przyjąć krytyki innych. Dziwne? Nie sądzę. To tak, jakbym uważała, że każdy człowiek to gówno, ale jeśli ktoś tak o mnie powie, to jestem wielce obrażona. Ja znam swoją wartość i nikt mi jej mówić nie będzie. Może mówić pierdoły, wyrażać swoje zdanie, ale ja wiem swoje, choć szanuje jego opinię. Tak więc jeśli człowiek jest smutny, to nie należy od razu go szufladkować do wiecznie smutnych, przecież każdemu zdarzył się taki dzień, w którym wszystko wydawało mu się beznadziejne, bezsensowne, każdy ruch świata ironiczny, smutek walił do niego drzwiami, oknami, uszami, oczami, ustami. Każdy tak miał, a jeśli nie - spokojnie, przyjdzie i na ciebie czas. Więc dlaczego nie akceptujemy tego smutku wśród naszych rówieśników, tylko na siłę próbujemy ich rozweselić? Przecież to nie ma sensu. Jeżeli będziemy kogoś rozweselać i nam się to uda, to tylko pogorszyliśmy sprawę. Bo smutek został wepchnięty w tą osobę głębiej, i mimo, że się schował, nie znaczy to, że odszedł na dobre. Smutku pozbędziemy się tylko wtedy, kiedy pozwolimy mu trwać, i jeśli będzie trwał za długo, to my sami to zauważymy i wreszcie coś z tym zrobimy. Dlatego ja nigdy nikogo nie pocieszam na siłę. Ja jestem przy tym kimś ale się nie narzucam. Trzeba po prostu być, to tak wiele, a zarazem tak mało. Żadnego wysiłku. Dla jednych to koszmar być dla innych podporą, bo są skupieni zwykle na sobie. Katuszą jest dla nich wysłuchanie bliskiej osoby, ale same paplałyby o sobie dniami i nocami, i to im by się nie znudziło. Smutne.

Pogarda to policzek
wymierzony na odległość.
Wiktor Hugo

I zgodzę się z tym w 100% Pogardzić kogoś to straszna rzecz. Jeśli dla ciebie nie jest, to nigdy tak naprawdę o tym nie myślałeś nie zastanowiłeś się, i nie wiesz, że to straszna rzecz, właściwie nie od przeżycia - a już na pewno nie do przeżycia, jeśli gardzi tobą osoba ci bliska. Bo to, że ktoś jest dla ciebie bliski, to nie znaczy, że nie cofnie się przed niczym. A skąd wiesz, czy pewnego dnia coś mu nie odbije i trach! Zrani,choć tak naprawdę tego nie chce. Ech.

Ostatnimi dniami śpię i śpię, i śpię nawet za dnia, co mi się zdarza tak rzadko... Kiedy siedzę, a potem wstaje, to za każdym razem mam plamy przed oczami, nic nie widzę, boli mnie głowa i jest mi źle - to trwa kilka sekund, ale co nie znaczy, że nie jest nie przyjemne i nie uciążliwe. 
Jutro badania. Będzie ciekawie.

Nothing.
Baby.
Drogi Pan, który mi się dzisiaj przyśnił.
Hm... Było bardzo ciekawie.

piątek, 6 lipca 2012

06.07.12

Pocałuj mnie w dupę.
Jak gówno poczuj się.
To niesamowite, jak człowiek przez te upały jest na skraju wyczerpania. A już na pewno wtedy, kiedy w taką pogodę zabiera się za biegi czy ćwiczenia. Lało się ze mnie jak z prysznica. Po prostu masakra. Na całe szczęście od następnego tygodnia będzie podobno 25 stopni C. Mam nadzieje. To jakaś ulga przynajmniej. Kłótnia z C.A. z samego rana nie poprawiła mi humoru, ale trudno. Może jakoś się ułoży, choć w gruncie rzeczy strasznie mnie wkurzyła, tymi swoimi jadowitymi uwagami. W Biedronce jak zwykle dużo ludzi i jeszcze cieplej niż normalnie. Z ludzi się wręcz leje, ledwo zipią i kupują po dwadzieścia butelek napojów.
M<33 (dzisiaj dzień pocałunków Maleńka;**)

Zastanawiam się już od dłuższego czasu, czy anioły stróże istnieją? Poczytałam trochę o tym. Sama głęboko w to nie wierze, choć prawdą jest, że czuję kogoś obok siebie, mimo, że nikogo nie ma. Wiele razy miałam tak i mam do dzisiaj, że głos anioła, często nazywany intuicją, podpowiada mi, jak zrobić to tak, a jak tak. Naprawdę. Niczego sobie nie wmawiam, a coś takiego jest bardzo prawdopodobne, bo każdy ma swojego anioła stróża. Pewnie większość z Was pyta się, tak więc skoro mam anioła stróża, to dlaczego taka krzywda mi się dzieje? Otóż dlatego, że człowiek ma wolną wole i anioł nie może zrobić nic ponad podpowiadaniu Nam co jak zrobić, czego nie robić, co się może zaraz stać. Zawsze wkurzało mnie to wyjaśnienie: bo człowiek ma wolną wolę. Hm, jeżeli to wszystko pic na wodę, to nieźle się zabezpieczyli. Zwalać wszystko na wolną wole człowieka? To niedorzeczne. Podobno Bóg musi 'wykasować' pamięć aniołowi gdyż on bardzo cierpi, kiedy człowiek, z którym był całe życie, trafia do piekła, mimo tego, że anioł walczył o niego całym sobą, a poległ. Sama nie wiem. Nikt tego do końca nie wie, ale czytałam o tym i takie stwierdzenie się pojawiło. Czy ja wiem... Z tą pamięcią to trochę u koloryzowane ale nie mnie oceniać. Swoje zdanie wyrobiłam. Prawdą jest, że ktoś nad nami czuwa. I być może to właśnie anioł stróż bo duchy zmarłych bliskich nam osób powinny zajmować się swoimi sprawami. Choć z drugiej strony wielu ludzi twierdzi, że duch bliskiej osoby również czuwa nad nim - pomaga aniołowi.
Taki właśnie temat sobie dzisiaj wybrałam. Od dawna chciałam na ten temat coś poczytać, jednak za każdym razem wypadało mi to z głowy. Dzisiaj w końcu dopięłam swego i oto proszę - piękny post, który dla czytających może okazać masłem maślanym. Trudno. Nie piszę dla Was, piszę dla siebie.

Istniejesz, więc i wiesz, że istniejesz,
a o tym wiesz dlatego, że wątpisz.
Kartezjusz

Haha.

Te wakacje mijają zdecydowanie za szybko. Już szósty, a dopiero co było przecież zakończenie...
Czytam bardzo fajną książkę. Chciałabym przeczytać ją dzisiaj do końca, ale nie wiem, czy mi się uda.

Chciałabym przenieść się do świata nierealnych marzeń. To byłoby piękne przeżycie, którego nie zapomniałabym do końca swego życia i dłużej. Chociaż raz zanurzyć się cała w tych marzeniach. Chociaż raz poczuć je na własnej skórze, odetchnąć z ulgą, wdychać je łapczywie w swoje płuca. Byłoby pięknie...

Boli mnie tyłek.

Dusza cierpi.
Ale nie bardziej niż ja.
PLAY WITH ME, BABY.

środa, 4 lipca 2012

04.07.12

Czasami życie daje mi w kość. Czasami ja daje w kość życiu.

Potwornie chce mi się spać i to chyba przez te tabletki. Miałam gdzieś wyjść - nie wyszłam. Ale za to byłam na rowerze. Krótko bo krótko ale zawsze. Jestem osłabiona sama nie wiem dlaczego, ledwie trzymam się na nogach, nie mówiąc już o tym, żebym szła. Skończyłam książkę Po tamtej stronie ciebie i mnie bardzo, naprawdę bardzo fajna. Czegoś mi w niej niestety brakuje no i jest happy end... Ale warto było wydać na nią pieniądze, warto było poświęcić jej trzy dni, warto było.
Moczyłam wczoraj paznokcie w lekko podgrzanej oliwie, i jak na razie nie widzę efektów, ale będę tak robiła codziennie, więc może coś się poprawi. Moja pomadka z oliwy Nivea sprawdza się bardzo dobrze, ach no i ten zapach... Kupiłam również bardzo fajny pilniczek. Nareszcie.

Burza to dla mnie coś niezwykłego. Pozwala mi się wyciszyć i może to zabawne, ale tak właśnie jest. Nigdy nie potrafię się bardziej wyciszyć, jak gdy za oknem szaleje burza. Wczoraj to było coś pięknego. Kręcąc się w deszczu poczułam się wolna. Mimo, że krople były zimne i wpadały mi za bluzkę powodując dreszcze - było wspaniale. Moje oczy cieszyły się błyskawicami, a uszy grzmotami. Wreszcie poczułam, że żyje. W nocy błyskało się raz za razem, więc miałam wrażenie, jakby miliony ludzi z aparatami robiło zdjęcia światu. Gdzieś w tym wszystkim byłam ja. Zdezorientowana, ale ucieszona. Błyskawice były nie tylko jak błysk fleszy, ale również jak błyski rozżarzonych oczu wilka i jego zębów. Grzmoty były myślami ludzi. Te wszystkie zgrzyty, całe te emocje, ulatywały z nich, powodują burze... I czyż to nie piękne zjawisko? Jak dla mnie owszem. Mogłabym tak stać przy oknie i wpatrywać się w to widowisko do usranej śmierci, ale zmęczenie przejęło nade mną kontrole. Mhm... Teraz wszystko będzie inaczej. Coś się kiedyś musi zmienić, i jeśli bardzo tego chcemy, to to zmienimy, bo samo z siebie się nie zmieni - nie. Trzeba nas popchnąć do działania, bo jesteśmy takimi stworzeniami, że sami z siebie nic nie zrobimy, choćby skały srały, niebo spadało nam na głowy i przytapiały nas morza. Stwierdzić, że człowiek to gówno to jedno. Być tego pewnym, to drugie. Jest nas zaledwie garstka na świecie i my śmiemy nazywać się panami tego świata? Dobre sobie. To świat nami rządzi, a my jesteśmy jego podwładnymi. Laleczkami na sznurkach, a sznurki pociąga świat. Los czasem mu pomaga, ale ból i cierpienie wżarły się w naszą skórę i już nie puszczą. Nie z własnej woli. Wiec co nam pozostanie? Trwać w tej niesamowitej, aczkolwiek niebezpiecznej burzy, czy wynieść się na powierzchnie, gdzie w końcu staniemy o własnych siłach, z własnymi zamierzaniami, myślami, marzeniami, radością...? Jeżeli my tego nie wiemy, to kto to ma to wiedzieć? Czas leci na przód bez względu na to, czy chcemy, czy coś robimy, czy też stoimy i zbijamy przysłowiowe bąki. Ale przecież człowiek nic nie zrobi, bo mu się nie chcę. Tak się rozleniwiliśmy, że to przechodzi ludzkie pojęcie. Nie wiemy co robić, więc próbujemy odciąć sznurki, ale one są dla nas zbyt dobre. No właśnie - nawet sznurki są lepsze od nas. A to przecież nas przyroda obdarowała mózgami. Ale my oczywiście nie potrafimy tego wykorzystać. Nigdy nie potrafiliśmy i nie potrafimy do teraz.

Pamiętnik: ta część życia,
którą możemy opowiedzieć nie rumieniąc się.
Czesław Miłosz

Czy ja wiem, czy to prawda... Przecież skąd mamy pewność, że się nie rumienimy? Mamy pisać go przy lustrze, by sprawdzać co jakiś czas, czy rzeczywiście nie? Ja chyba czasami się rumienię. Nie jestem pewna, ale przecież jeśli jakaś sytuacja jest żenująca dla mnie samej, a której, ja głupia, uległam, to chyba jasne jest, że będę czerwona jak burak, mimo, że nie mówię tego komuś wprost. Z drugiej strony, są tacy ludzie, którzy przy pisaniu pamiętnika nie rumienią się, a wręcz przeciwnie - mimo tego, co głupiego zrobili, są wdzięczni pamiętnikowi, że 'zawsze ich wysłucha'. Tylko kto w dzisiejszych czasach pisze pamiętnik? Nie takich internetowych, tylko takich w zeszycie. Odręcznie. Własnym pismem. Niewiele. Bo przecież to już nie modne. Boże, widzisz a nie grzmisz.

Czasami mam wrażenie, że dla swoich bliskich jestem taką kulą u nogi. Że to wszystko, ich niepowodzenia, są przeze mnie, z mojej winy, dzięki mnie. Czasem mam ochotę rzucić się pod pierwszy lepszy samochód, albo po prostu przepraszać ich w nieskończoność, by wybaczyli mi tego, czego, może, nie zrobiłam. Słońce wschodzi i zachodzi codziennie, a co się stanie, jeśli pewnego dnia nie wzejdzie? Co zrobimy my, ludzie? Czy wgl to zauważymy? Taki mały detalik...

Smutne to.
Ale prawdziwe.
Życie wcale nie jest normalne.
A już na pewno nie my - ludzie.

poniedziałek, 2 lipca 2012

02.07.12*

Miłość to jedna wielka ściema. To totalnie niepotrzebna kula u nogi. Nie chce jej! Zabierzcie ją ode mnie! Niech da mi żyć! Da oddychać! Tak strasznie chcę, żeby to uczucie zniknęło, nie chcę go! Codziennie depcze go swoimi stopami i spluwam na niego pokaźna ilością śliny, ale to nie sprawia, że on odchodzi! To jakiś obłęd! Chcę w końcu być takim człowiekiem, który nic nie czuje. Już mam gdzieś, czym to się może skończyć. Mam gdzieś, czy ktoś przez to umrze, czy morze umre ja, albo ważna część mnie, czy może stanę się człowiekiem wypranym z emocji, uczuć i czegoś tam jeszcze, mam to totalnie gdzieś! Nie chcę czuć. Nie chcę kochać. To nudne, niepotrzebne uczucie. A ja kocham coraz mniej - to wielki plus. Ja chcę być nie kochana, chcę być nikim dla całego świata, dla każdej osoby, chcę po prostu odetchnąć i powiedzieć sobie teraz o nic nie muszę już się martwić, bo ciągłe zadręczanie się, że mogłam zrobić coś tak a nie tak, mogłam napisać to a nie to, już mnie dołuje i męczy. Nie mam zamiaru wypłakiwać oczu tylko dlatego, że komuś się tak podoba. Chcę w końcu być tym człowiekiem, jakim byłam parę miesięcy temu. Bez duszy w sercu. Tak mi odpowiadało. Mam już każdą osobę w dupie. Niech się dzieje co chce, bo ja już nie potrafię.
Ja nie chcę tak żyć!!!
Bo przez to jak żyje, pęka mi serce. Dosłownie.

02.07.012

Ten dzień jest naprawdę udany. Miałam iść na ower około 06:00, ale wybrałam się na niego przed 08:00. Przyznam, że wahałam się co do tego, by wyjść, ale jednak postanowiłam, że tak. Jutro planuje zrobić wolne od roweru a zacząć ćwiczyć, we środę znowu rower. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale jak się uprę to wyjdzie. Moje paznokcie są w fatalnym stanie, tak więc zmyłam odżywkę i niech sobie pooddychają parę tygodni, może im się polepszy. Skończyłam tą niebywale męczącą książkę i od razu zaczęłam pożerać Po tamtej stronie ciebie i mnie. Nie mogłam się doczekać, aż ją zacznę i już przy pierwszych rozdziałach poleciały łzy. Niebywałe. Kupiłam dzisiaj książkę, tak jak planowałam pt. Tam gdzie spadają anioły, oraz parę golarek i jakiś szampon. Mam wszystko czego mi trzeba a i jeszcze została kasa na jeszcze jedną książkę. Ech?

To ciągłe oczekiwanie na coś, co nie może się zdarzyć jest męczące. Ja jestem zmęczona. Tym wiecznym czekaniem na coś lepszego. No i po o ja tak właściwie czekam? Może warto wziąć sprawy w swoje ręce? Nie sądzę, by w tym przypadku coś to pomogło. Nie potrafię tęsknić. Wreszcie mogę odetchnąć z ulgą - nie tęsknie, jest mi dobrze. To strasznie a zarazem tak piękne, że chcę, by to trwało wieczność. Dlatego nie zrobię nic. Więc pogódź się z tym i nie czekaj. Zabawne. Czasami mam wrażenie, że stoję nad przepaścią. Że już nic nie jest w stanie mnie uratować, ani nawet zaskoczyć. Czasami tylko oglądam się za siebie, by sprawdzić, czy rzeczywiście nikt nie biegnie mi z pomocą. Raz czuję rozczarowanie, a raz ulgę. Nie wiem, co częściej. Mgła, która zasłania mi to, co jest na dole ponoć robi mi przysługę, bo podobno lepiej jest, kiedy nie jestem w stanie zobaczyć, co jest na końcu przepaści. Ale ja chcę to zobaczyć! Dlatego nie pozostaje mi nic innego, jak skoczyć. Rzucić się w wir wieczności i zapomnieć choć na chwilę, a może - raz na zawsze? ze zmartwieniami. Coś każe mi zamknąć oczy i dać się ponieść chwili. Coś a może ktoś szepcze mi do ucha to twoja ostatnia szansa dlatego nie mogę jej zmarnować, dlatego właśnie jestem jeszcze tutaj, na ziemi. Dlatego dotykam bosymi stopami podłoża, dlatego wciąż jeszcze się odwracam. Bo to moja ostatnia szansa, by coś zmienić.

Czy szukam dziury w całym? Nie jestem pewna. Czy dzisiaj szczerze się uśmiechnęłam? Nie. Czy dzisiaj zaznałam coś oprócz uczucia smażenia się na patelni? Nie. Och...
Niebo samo nie spadnie.
Trzeba je osiągnąć.

Otóż tak. Tak właśnie. Nic nam z nieba ani samo niebo nie spadnie, jeśli będziemy stali z założonymi rękoma i nic nie będziemy robić, jak tylko patrzyć się w górę, jak ciele na malowane wrota. Łatwo jest napisać, że trzeba ruszyć to nasze wstrętne dupsko i zrobić coś lepszego z naszym życiem, trudniej jest natomiast wcielić słowa w czyny, ale to nie jest nie możliwe, dlatego warto by było w końcu wziąć się do roboty! Czyż nie? To nie będzie proste, ale nie niemożliwe do zrealizowania. Wystarczy mieć odrobinę cierpliwości, siły i chęci. Reszta zajmie się sama. Będzie sprawiała, że czasem będziemy odczuwać smutek i żal oraz beznadzieje, a raz radość, spełnienie, po prostu szczęście. Sam widzisz, że to będzie trudne i być może nawet się w tym poplątasz, ale trzeba w siebie wierzyć... TRZEBA W SIEBIE WIERZYĆ!!! Inni nie muszą, skoro tak bardzo nie chcą.

Po moim policzku spływa łza. Samotna, smuta, zupełnie jak ja. Biorę ją na opuszek palca i zlizuje. Karmie się własnymi łzami. Smakują szczerym smutkiem.

Jestem zmęczona.
Niestety tym życiem.
Patrze w dół na to chore miasto otoczone chorymi ludźmi i ich chorymi myślami i wyobrażeniami.
I zastanawiam się, czy skoczyć? A może zostać pośród tej beznadziei?

niedziela, 1 lipca 2012

01.07.012

Bardzo rozdwajają mi się paznokcie, pomimo tych wszystkich odżywek. Chyba powinnam je sobie darować i niech sobie paznokcie odetchną. Pierwszy wakacyjny weekend mamy praktycznie za sobą, to również powód do świętowania, choć czas tak szybko leci... Jutro wstaję o 06.00 i na rower. Bez, kurde, żadnego ale chcę mi się spać... Nie ma czegoś takiego. Nie i koniec kropka przecinek dwukropnik... (jak to powiedziała z przejęzyczenia moja dawna znajoma). Oczywiście takie myśli na pewno będą, ale to nic. Kto przy zdrowych zmysłach wstaje w wakacje o 06:00 rano? A tak poza tym, to chyba odpuszczę sobie jutro jazdę na rowerze na AWF, tylko pojadę nad Zalew. Ale to zobaczę rano, bo teraz trudno mi cokolwiek stwierdzić na pewno. Podobno miałam piec ciasto z C.A. ale na razie nic na to nie wskazuje...
M<333

Czy rzeczywiście mamy duszę? Ach. Muszę poruszyć tutaj swoje rozmyślania, bo jak nie tutaj, to gdzieś indziej? Doprawdy nie wiem, czy coś takiego istnieje. Oczywiście ciekawi mnie to, ale nie na tyle, by sprawdzić w internecie, czy ci pożal się boże naukowcy to odkryli czy też nie. Ale jedno jest pewne: czuje w sobie coś. Czuję, że w swoim ciele nie jestem sama, że jest jeszcze coś, co niekoniecznie może być moje, co może być dobre i co może być duszą. A dusza to chyba ma być jednością ze mną hm? Nie ważne. Tak więc, tak naprawdę nie mam pojęcia, poza mocnymi argumentami, czy mamy dusze. Czuć, czuje, ale czuje również, że jest mi z nią(?) ciasno w jednym ciele. Już nie mówię o śmierci, choć wtedy zrobiłoby się luźniej... Dusza obumiera w nas dzień po dniu. Wykańcza się, jeżeli istnieje i w końcu zgaśnie, a wtedy pozostaniemy pustymi skorupami bez cienia szansy na odrodzenie. Ech, nie tak to miało wyglądać. Nie tak chciałam to wszystko napisać i chyba nawet nie o tym miałam pisać, ale przez ten gorąc nic innego nie jestem w stanie zrobić, jak tylko pleść pierdoły, trzy po trzy, jak taka przekupa na targowisku. To nie do pomyślenia, że jest aż 35 stopni! I tam  ma być podobno przez cały tydzień. Nie. Jest. Fajnie. Skoro tak bardzo chcemy ciepło, to proszę bardzo, ale żeby od razu walić z grubej rury? To nie do pomyślenia i gruba przesada.

Porządek trzeba robić,
nieporządek robi się sam.
Tadeusz Kotarbiński

No kompletnie się z tym nie zgadzam. Nie jestem w stanie zgodzić się z czymś, co jest pozbawione sensu i logiki. Jeżeli chodzi o porządek w pokoju, mieszkaniu to jasne jest, że trzeba go zrobić, bo porządek sam się nie zrobi, ale nieporządek też się skądś bierze, i na pewno nie znikąd. Rzeczy nie żyją, same się nie poruszają, same nie rzucają się na podłogę, same nie spadają z szafek, okruszki z chleba same nie spadają na blat stołu, a picie same się nie wylewa - to MY robimy ten nieporządek, który jest i w naszym mieszkaniu i w naszym życiu. Nieporządek w życiu również nie robi się sam z siebie. Do tego potrzebni jesteśmy my, i w tej roli sprawdzamy się niesamowicie dobrze. Niszczymy wszystko tylko potem ciężko jest się do tego przyznać co? Ha. Ten cytat jest głupi w każdym calu. To tylko my sterujemy swoim życiem i my decydujemy, czy będzie w nim porządek czy nieporządek. Więc jak można wgl twierdzić, że nieporządek robi się sam? To przejaw czystej głupoty.

Mieszkała zbyt daleko, by mogła znieść tęsknotę i pragnienie. Była gotowa popełnić samobójstwo, byle tylko móc ją zobaczyć choćby z nieba.
Dzisiaj zbijam bąki, może piekę ciasto, może będę czytała, może będę się uśmiechała, ale na pewno nie pozwole sobie znowu płakać.

Jutro:
  • kupić książkę
  • kupić potrzebne rzeczy (oprócz książki)
  • rower, rower, rower (z rana)
  • zbijać bąki
  • doczytać do końca porypanie nudną książkę.
Czeka mnie pracowite jutro. Ale jutro to nie dzisiaj, więc teraz idę cieszyć się z życia. Ha. Ha. Ha.

Natural.
Nie znasz tego słowa.
Jestem jak kwiat.
Rozwijam się tylko wtedy, kiedy nie jest mi zimno.
Rozwijam się wtedy, kiedy świeci na mnie słońce. A słońce, to ty. 
Ty jesteś mi potrzebna, bym mogła rozkwitnąć.
Mimo wszystko.