czwartek, 28 czerwca 2012

28.06.12

Cóż, ten dzień zaczyna się całkiem nieźle. Zarobiłam... 15.50zł ^^ Nie narzekam, bo teraz mam 30zł i jeszcze troszkę, a jak zwykle zresztą, wydam to na jakąś książkę. No cóż.
W domu płacz, wrzaski, zgrzytanie zębami, a ja zamykam się w swoim pokoju i na to leje. Nie moja wina, że ta rodzina nie potrafi przeżyć od kłótni choćby jednego dnia. No więc niech i tak będzie.
Czy błędem będzie, jeśli zaszufladkuję ten dzień do dnia w miarę okej? No na razie niczego szufladkować nie będę, bo to jednak za wcześnie.
Dosłownie parę sekund temu wrócił ojciec - ten dzień jednak będzie do bani. O żesz w dupę.
M<33
Nawet śmierć nas nie rozłączy.

A gdyby tak moja śmierć wyglądała inaczej, niż w poprzednim wpisie? Może zrobię to całkiem inaczej? Może po prostu zdobędę się na odwagę i, po paru wdechach, myślach, że dasz radę, uda się!, po prostu wejdę pod nadjeżdżający samochód? Może zrobię to nawet z uśmiechem? Może zginę śmiercią natychmiastową, o ile samochód będzie jechał w miarę szybko? Skłamałabym, jeślibym powiedziała, że tego nie chcę. Oby. A może wjadę na wieżowiec gdzieś w środku Krakowa, by popatrzeć przed śmiercią na to piękne miasto i po prostu skoczę? A jeślibym to wybrała i skoczyła, to czy w połowie drogi na dół, czy rozmyśliłabym się? Boje się, że tak, ale jeśli mam silną wole, a mam, to wytrzymałabym do końca te parę sekund. Spadając na dół myślałabym tylko i wyłącznie o M.. Bo Ona jest warta każdego grzechu i każdej chwili. Myślałabym pewnie też o swoim życiu, co nareszcie zostawię, a co szkoda mi będzie. Obym upadła tak, bym złamała kark. Nie wiem dlaczego, ale tak bym wolała. Oczywiście upadek z tak wysoka musi się skończyć śmiercią, ale jest coś niesamowitego w odgłosie łamanej kości. Moja śmierć nie musi być widowiskowa ani spektakularna. Ona po prostu musi być i tyle będzie mi wystarczyło. Mam szczerą nadzieję, że nikt nie będzie próbował mnie ratować, ani plotkować na temat mojego odejścia, choć plotki dla niektórych są jak afrodyzjak. Cudownie. Ale to nie jest tak, że chcę skończyć ze sobą teraz, w tym momencie, w najbliższym czasie. Chce dożyć chociaż dwudziestu trzech lat. To nic, że to życie mnie nie ciszy, ale chcę dożyć chociaż tyle. Potem się zobaczy. Oczywiście śmierć może przyjść po mnie w każdej chwili i o każdym czasie ale dobrze mieć plany na przyszłość prawda?

Chciałabym być psychologiem. Może psychiatrą... Tyle razy zmieniałam plany na zawód, ale niczego nie jestem tak pewna jak tego, że chcę by którymś z tych. Kiedy powiedziałam o tym znajomej, ona na to chcesz pracować ze świrami? Chcę. Fascynują mnie aczkolwiek również przerażają. Jedno z drugiem się pięknie łączy i z chęcią poznam co siedzi w ich głowach. Jednakże taka praca męczy, a ja nie wiem, czy dam radę, dlatego właśnie jest też droga w bok - psycholog. Niewiele się różnią tak naprawdę, ale jedno i drugie mnie przyciąga. Ostatnio żartowałam z E. że będę psychologiem strzygą, będę psycholożką duchów. Bardzo śmieszne. Ona - strzyga malarka. Idealnie się dobrałyśmy pod tymi względami. Mam malutkie plany na przyszłość. Zamieszkam sama, może. Będę miała piękne duże mieszkanie, jeśli nie domek jednorodzinny. Nie boję się jak inni mieszkać sama w takim domku, przy lesie... To moje marzenie. Z dala od miasta, gdzie każdy na każdego patrzy spod byka i nie pomoże, chyba, ze koniecznie będzie musiał. Tak bardzo bym chciała mieć kotka i psa, i papugę. Mieć kominek, fotel bujany, własny piękny pokój z wiszącym łóżkiem. Widok na góry i na las. Mieć miłych sąsiadów, którzy zawsze służą pomocą nie z konieczności a z dobra i z chęci. Mieć wielką bibliotekę w domu, i całą zapełnioną książkami. Książki będą walać się po domu wszędzie. Będą ułożone na podłodze w stosiki, jeśli zabraknie miejsca dla nich w bibliotece domowej. Tak bardzo bym chciała, by moja przyszłość była jasna, prosta, ociekająca powodzeniami i szczęściem. Ale chcieć, nie znaczy móc, nie znaczy, że tak będzie...

Zgubiłam się w plątaninie własnych długich włosów. Otulają mnie i wydzielają piękny zapach, nie żadnego szamponu, a życia. Szeptają do mnie wszystkie moje grzechy, ale ich nie ucinam. Dobrze wiem, że każdy grzech obróci się przeciwko mnie.

Nihilizm.
Hm...
Widzę swoje kości, swoje mięśnie, swoje nerwy.
Widze wszystko bardzo wyraźnie, bo nic się przede mną mojego nie ukryje.
Próbuję wydrapać swoje oczy, by zaniemóc.
Ale wszystko staje się tak wyraźne, że upadam w nicość.
W życie.

środa, 27 czerwca 2012

27.06.12

To chyba nie będzie ani trochę udany dzień. Zważywszy na to, jak się zaczął, po prostu chyba nie może być lepiej, choć z drugiej strony nie może być już gorzej. To, że pewna sprawa została wyjaśniona, to plus. Natomiast oczywiście inne osoby, musiały mnie wewnętrznie zniszczyć i jest mi bezdennie smutno. Mam ochotę podtopić się własnymi łzami, poddusić się swoimi włosami i zadrapać się obciętymi paznokciami. Nie potrafię racjonalnie myśleć, ani tak, ani siak. Nie wychodzi mi czytanie, bo choć przeczytałam w najbliższym czasie dwie książki, ta, która teraz czytam mi nie idzie. Próbowałam się dzisiaj wyspać, ale guzik z tego wyszło. Próbowałam zacząć ten dzień od wstania prawą noga, ale zaczął się okropnie póki wstałam. Więc nic dziwnego, że jest, jak jest. Prawda?
M <333

Każdy z nas, ma jakiś sekret. Prawda jest taka, choć może i trochę bolesna, że każdy przed każdym skrywa pewien sekret. Jeden sekrecik. Cóż znaczy taki jeden mały sekret, na tle innych, już zdradzonych? Chyba nic. Chyba to dopuszczalne. Nie ma w tym chyba niczego złego. Możemy chyba odetchnąć z ulgą, bo tak chyba można. Tym chyba nikogo nie ranimy. Możemy chyba tak żyć. Nikt przy tym chyba nie cierpi. Bo takie jest chyba nasze prawo. Sama nie wiem. A szkoda, że nie jestem tak niczego pewna, jak tego, że każdy z nas skrywa przed każdym jakiś sekret. To jest oczywiste w swej nie oczywistości. A ostrożności nigdy za wiele, prawda? Chyba tak.
Bawię się puklem swoich włosów, i zastanawiam się nad tym, co będę robiła w swoim życiu w przyszłości. Nie chodzi mi o dzień dzisiejszy. Chodzi mi o moją dalszą przyszłość, tego, co będę robiła za, powiedzmy, 5 lat? Nie mam pojęcia, bo tak naprawdę to nie widzę i nie potrafię sobie wyobrazić własnej przyszłości tak daleko. Mogę wyobrazić sobie, co będę robiła jutro, jakie pierdoły mi przyjdą do głowy, ale tego, jak pokieruje swoje życie - to jest jedna wielka niewiadoma. I nic z tym nie potrafię zrobić, bo to okropna jedna wielka niewiadoma, która wyżera ze mnie całą energie życiową, powodując paniczny lęk. Co ja mam robić? Czy popełnię olbrzymi błąd, który doprowadzi do tego, że ze swojego życia zrobię gówno? Czy będę musiała stanąć pod taką decyzją, która będzie miała radykalny wpływ na moje życie? Czy dobrze wybiorę? Czy będą mnie otaczać najbliżsi czy może odejdą? Swoją przyszłość widzę tak: samotna 23latka. Dlaczego 23lat? Bo pewnie tyle zdołam przeżyć, nim się zabiję. W dniu, kiedy wszystko stanie się dla mnie boleśnie jasne, że nie mam nikogo a moje życie to jedno wielkie bagno - postanowię się zabić, bo dalsza egzystencja nie będzie miała dla mnie sensu. Pewnie nie będę myślała o tym, że samobójcy idą prosto do piekła, jak to powtarzano mi od dzieciństwa. Choć może będę się nad tym zastanawiała przez ułamek sekundy, ale potem szybko o tym zapomnę, skupiając się na śmierci. Moją śmierć wyobrażam sobie bezbolesną, bo nie chcę czuć niczego. Chcę odpłynąć w błogi sen. Więc wybieram leki. Połykam wszystkie jakie mam, popijam alkoholem i czekam płacząc. Chcę płakać, bo moje oczy tylko tego będą potrzebowały. Będę patrzyła się w sufit, o ile będę miała jakiś dach nad głową. Będę ściskała w ręce misia, którego nigdy, prze nigdy nie wyrzucę. Będę się uśmiechać płacząc, ale ten uśmiech będzie spowodowany myśleniem i o najważniejszej osobie, i o tym, że już za niedługo skończy się moje beznadziejne życie. Choć jest duże prawdopodobieństwo, że wybiorę do tego czasu boleśniejszą śmierć, to póki co tak to sobie wyobrażam. Nikt mnie nie ratuję, bo nikogo nie mam. Jestem samotna, głupia, beznadziejna. W końcu zasypiam na wieczność. Dopiero po kilku dniach zaniepokojeni sąsiedzi tym odorem wzywają policje, która wywarza drzwi i mnie odnajduje. Przykładają swoje dłonie czy jakieś szmatki do nosa, by nie wdychać tego zapachu śmierci, sąsiedzi się żegnają, w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego. Amen. Karetka, kostnica, koniec a zarazem początek gdzieś indziej, gdzieś zupełnie indziej byle nie na tym cholernym świecie.

Dzień będzie nocą, póki nie przybędziesz, noc dniem, gdy we śnie ze mną znowu będziesz.


Słowo na Ś.
Moja malutka...
Uciekam z tego świata, z tego kraju, z tego życia szalonym pociągiem śmierci.
Nie boje się, bo wiem, że kiedy dojadę na miejsce, będzie tylko jasność, a nie ciemność jak do tej pory.
Będzie dobrze.
Nie płacz.
Ja nie odchodzę, ja tylko przenoszę się do lepszego teraz.

wtorek, 26 czerwca 2012

26.06.12

No i zaczęły mi się wakacje. Cieszy mnie ten fakt, mimo, że nie dostanę po raz pierwszy świadectwa. Ale to nic. To naprawdę nic.
Nie wiem dlaczego, ale jest mi przeraźliwie smutno. Tak smutno, że spływające łzy, które więżę w swoich oczach, nie są wystarczającym rozwiązaniem i oddaniem smutku. Ale przecież łzy to nie rozwiązanie, to tylko pozbycie się w jednej czwartej toksycznych substancji sprawiających, że człowiekowi odechciewa się żyć.
Niedawno pewna dobra znajoma (Mo. <3) zapytała się, co sądzę o pewnym jej wpisie. Wpis dotyczył braku cierpienia w życiu i co się z tym wiążę. Wg niej, bez cierpienia byłoby o wiele lepiej. A wg mnie kolorowo znowusz by tak nie było - zgadzamy się oby dwie. Po prostu bez cierpienia życie nie miałoby głębszego sensu. Dopóki cierpienie istnieje, dopóty możemy zakładać, że życie, to nie tylko narodzenie się i umieranie. Podobno cierpienie czegoś nas uczy. Otóż tak właśnie jest. Możemy obwiniać każdego o nasz ciężki los, ale to przecież my mamy nad nim władzę, tylko w bardzo wielu przypadkach o tym zapominamy. Bez cierpienia nasze charaktery i psychika byłyby niczym, w porównaniu z tym, jakie są z bólem. Cierpienie umacnia naszą psychikę, buduje nasz charakter na nowo, ostrzega nas i dzięki temu jesteśmy ostrożniejsi, wiemy, co życie może nam zgotować i właśnie dzięki temu, by żyć w jak najmniejszym cierpieniu, zaczynamy inaczej poznawać życie i to, co w nim zawarte. Bez łez, bez smutku i bólu bylibyśmy istotami całkowicie nie obeznanym w prawdziwym życiu - taka jest prawda nawet, jeśli w nią nie do końca wierzymy.
M <333

Cierpienie ma głębszy sens. I jest poniekąd potrzebne. Oczywiście w nadmiernych ilościach często obwiniamy o to Boga. Zakładając, że wierzysz, możesz myśleć w ten sposób: jeżeli Bóg godzi się na moje cierpienie, to oznacza, że w życiu po śmierci będzie mi to wynagrodzone. To oznacza, że ma wobec mnie jakiś plan. Myśląc w ten sposób możemy uchronić się przed całkowitą depresją. Oczywiście takie rozumowanie nie jest łatwe, dlatego nie każdy tak potrafi. Ale to nie oznacza, że takie coś jest niemożliwe. Jeśli człowiek czegoś bardzo chce, to potrafi i tego się należy trzymać, bo to potrafi bardzo umocnić człowieka i jego psychikę. Po prostu trzeba w siebie uwierzyć, co jest chyba najtrudniejszą rzeczą na świecie, ale, jak już mówiłam, nie niemożliwe.

M. - dziękuje Ci za ten piękny związek, który rozkwita dzień po dniu, w którym kocham cię z każdą chwilą coraz bardziej. Dziękuję, że wytrzymujesz ze mną, chociaż ja ze sobą wgl nie potrafię. Dziękuje, że jesteś taka wyrozumiała. Dziękuje, że rozumiesz mnie a przynajmniej się starasz. Dziękuję, że nie zostawiłaś mnie, chociaż z milion razy miałaś do tego powód i możliwość. Dziękuję, że starasz się mnie rozśmieszyć i dziękuję, że mnie kochasz. Dziękuję Ci, za Twoją miłość, która jest najlepszym co mnie w życiu spotkało. Kocham Cię Maleńka <333


Dzisiaj planuje odwiedzić jedną bibliotekę. W sumie szczerze mówiąc nie chcę mi się, ale jednak pójdę, bo nie wiem, co ze sobą zrobić. Chciałam iść do oby dwóch bibliotek, ale E. dzisiaj ma lekcje, więc wybiorę się do tej bliżej. Też fajnie... Chyba że nagle natchnie mnie ochota na odwiedzenie oby dwóch, ale coś powątpiewam w swe możliwości dzisiaj.
Mam mokra skarpetkę, bo ktoś rozlał wodę w łazience. Mam nadzieje, że to była woda.


dusze się w swoim ciele. W tej skórze, która oplata moje kości, która więzi moją duszę. Która więzi prawdziwą mnie, tą, która chce się uwolnić w ostatnich chwilach coraz bardziej. Przepraszam Cię ciało, przepraszam Cię duszo, przepraszam Was, kości, przepraszam całą siebie, bo nie potrafię się ze sobą pogodzić.

Normalnie.
Nie wyrabiam.
Czasami budzę się w trumnie, z własnymi zwłokami obok.
Wyszłam ze swojego ciała, i obserwuje je, jak rozkłada się dzień po dniu coraz bardziej.
Nie odstrasza mnie ten smród. Smród śmierci. 
Nie obchodzi mnie, że gniję, że już nigdy nie będę w tym ciele.
Ja się uśmiecham, bo nareszcie je porzuciłam.
Ja się uśmiecham...

niedziela, 24 czerwca 2012

24.06.12

Tak bardzo boli mnie głowa, że aż nie wiem co się dzieje. Stojąc w kościele czułam, jak opuszczały mnie siły i jak serce szybko bije. Myślałam, że osunę się na ziemie, i doprawdy nie wiem, co się dzieje, przecież zjadłam śniadanie, więc raczej z niedostarczenia organizmowi energii nie mogło być to spowodowane. Więc dlaczego? Leki przepisane przez panią doktor nie działają. Te na noc, owszem, ale te na dzień nie spełniają swojej roli. Niestety.
M<333

Tak bardzo chciałabym poruszyć tematy zakazane. Unieść się ponad wszystko co oddziela mnie od szczęścia i z dumą pokazać światu, że potrafię. Że mogę i że chcę. Chciałabym uśmiechnąć się do jądra ziemi i powiedzieć wygrałam. Tak bardzo bym chciała, by to wszystko, co nieszczęśliwe, obróciło się w proch razem z tym, co niemożliwe. Lecz niestety za każdym razem, kiedy mam siłę, by oderwać się od ziemi, coś, a może ktoś(?) łapie mnie za nogę i ciągnie w dół, następnie chwyta moje skrzydła i wyrywa brutalnie z nich pióra, mówiąc przy tym tak będzie dla ciebie lepiej. Komu mam wierzyć? A może o to właśnie chodzi - by nie wierzyć nikomu, bo każdy chce mojego upadku? Czy to o to chodzi? Żebym zawsze uważała komu powierzam najmniejszą uwagę? Tak, to chyba prawda. W małym zawsze coś wielkiego się kryje. I mimo, że przeważnie nie chcemy ujrzeć światełka w małych rzeczach, to ono nas widzi i nie opuszcza. Próbuje zwrócić na siebie uwagę wszelkimi możliwymi sposobami i mimo, że to nie jest wcale takie znowu łatwe, to próbuje. Dla nas.

Cóż z tego, że w moim życiu nie widzie się tak, jak powinno. Cóż z tego, ze popełniam czasami, ale najczęściej, błędy niewybaczalne? Cóż z tego, że czasami staję przed lustrem i oglądam siebie od stóp aż do głowy a na końcu stwierdzam, iż jestem beznadziejnie beznadziejna? To nic. To naprawdę nic. Jeżeli są przy mnie ludzie, którzy kochają mnie szczerą miłością, to takie rzeczy są dla mnie zupełnie niczym, choć w pewnym stopniu oddziałują na mój humor czy psychikę. Ale to nic. (M<3 O<3 M<3) - więcej ludzi nie potrzebuje, jak mam Was.

Dzisiaj w planach:

  • zjeść obiad,
  • poczytać,
  • pojechać do Wieliczki na imieniny cioci (-.-)
  • wrócić,
  • być może znowu poczytać tą hałowatą książkę,
  • pójść do spania i przygotować się na ostatni dzień w szkolę (wtorek robię sobie jednak wolne)
Czasami ból rozsadza mi głowę. Czasami cierpienie rozwala me serce. Mimo tego wciąż żyje.
Cierniem żelaznej ręki, wtłaczam w swe ciało twoją krew. Szkarłatna ciecz wypływa moimi ustami, uszami, oczami a nawet sercem - ale warto.

Nienawidzę.
Tego stanu, kiedy coś, ale nie wiem co, rozwala moje wnętrzności w drobny mak.
Najmniejsza tajemnica, potrafi sprawić, że nie pozostaje cień nadziei na lepsze dziś,
na lepsze jutro, na lepszą wieczność.
Co mi powiesz moja mała? 
Czy powierzysz mi tą tajemnice, bym zniszczyła swoje życie?

sobota, 23 czerwca 2012

23.06.12*

Miałam dzisiaj piękne parcie na odbyt. Taa, myślałam, że się zesram, ale na całe szczęście łazienka się zwolniła. To chyba przez to, że zjadłam dzisiaj praktycznie całą czekoladę i trzy pączki... Strasznie dużo, przez to teraz panikuje, ale to nic. W sumie już za tydzień zaczynam jazdę na rowerze. Jak to planuje zrobić? Och, po prostu będę wstawała o 6 by uniknąć ludzi i gorąca i będę jeździła. Planuje pojeździć trochę po AWF-ie, ale co z tego wyjdzie to na razie nie wiem. Mam nadzieje, że coś.

Jem sałatkę warzywną, która wyszła C.A. po prostu bosko. Jutro ponoć jadę do Wieliczki na imieniny cioci E.. Tak mi się nie chcę, że zaraz zwariuję. A już na pewno zwariuję, jeśli nie przestanie boleć mnie raz prawy raz lewy bok i to tak okropnie mocno.

Czasami wpatruję się w swoje linie papilarne, i staram się coś z nich oczytać. Jak dotąd nie odczytałam niczego, co by mogło mi się przydać w życiu. Ale wiem jedno - nie jestem żadnym aniołem, bo anioły, podobno, nie posiadają linii papilarnych, tak więc utwierdzam się w przekonaniu, że niestety jestem tylko i wyłącznie marnym człowiekiem, który siebie nienawidzi.

To nie jest tak, że nienawidzę siebie tylko dlatego, że jestem człowiekiem. Nienawidze się dlatego, że jestem taka beznadziejna w tym co robię i w tym, jak żyję, jakie podejmuje decyzję, jak oddycham i jak rozumuję. Jestem po prostu wybrykiem natury, bo nie znam równie beznadziejnej osoby co ja. Jakież to szczęście, że mam parę najlepszych osób na świecie, które kochają mnie tak, jakbym chciała być kochana.
Mówię 'do widzenia', bo 'żegnaj' nie daje możliwości powrotu.

Kurde, czy mnie kiedyś przestanie być smutno? No pytam się... Moje kąciki ust ciągle są na dole. Ciągle. Ciągle.
Tak chyba nie powinno być???

Tata się ucieszył - czekolada zeżarta - pogodzona - mogę umrzeć.
Książka się rozkręca, choć nie powala mnie ani szczerze mówiąc nie zaciekawia. Nie wiem jak dojdę do końca, o ile wgl.

Marzenia.
One również zniknęły.


Jestem jak ta błyskawica.
Pojawiam się i znikam.
Tylko jeśli się pojawiam, to nieoczekiwanie, raz na jakiś czas, bardzo rzadko, 
dzięki czemu jestem podobno taka... wyjątkowa.
Dziękuję.

23.06.12

Mam szczerze w dupie co się z kim dzieje, kto z kim się kocha, kto z kim się nie kocha, kto przez kogo jest maltretowany, kto kogo bije, kto kogo nienawidzi, kto kogo kocha, kto z kim obsmarowuje się błotem, kto z kim kogo obgaduje, co się komuś śni, kto nie lubi kogoś, kto nie lubi jakiejś potrawy, kto z kim się pocałował, kto komu podstawił nogę, kto jakie ma cholernie niesprawiedliwe życie, itede itepe.
Mam to po prostu w dupie. Miejcie sobie takie a nie inne kłopoty, bo jak nic z nimi nie robicie, to już nie moja wina, więc czego ode mnie oczekujecie? Wygadania się? Proszę bardzo, ale tylko tego, bo ja nie jestem jakimś pieprzonym mistrzem Joda, który na wszystko zna odpowiedź i wszystkim z chęcią pomoże! Czasami mam dosyć tego, że oczekujecie ode mnie niemożliwego. A ja was tak bardzo nie chcę zawieść, że katuje się tym wszystkim, jakby to mnie dotyczyły wasze problemy. Ale tak naprawdę nie o tym chciałam tu pisać. Odbiegłam chyba całkowicie od tematu, bo przecież tak na dobrą sprawę, to z chęcią was wysłucham, i z chęcią będę szukała jakiegoś rozwiązania, ale proszę tylko o jedno: nie oczekujcie ode mnie niemożliwego. Tylko tyle, a dla mnie tak wiele. Ja jestem tylko człowiekiem - hasło powtarzane przeze mnie było tu już wielokrotnie, ale w nim zawarta jest cała prawda. Jestem tylko człowiekiem, więc nie zrobie nic ponad moje możliwości. Gdybym była czymś więcej, niż tylko człowiekiem, to starałabym się jakoś bardziej wam pomóc, ale jestem nim i tylko nim, i dlatego jestem beznadziejna w sprawach, kiedy oczekujecie ode mnie pomocy.

Zastanawiałam się ostatnio, po co są gołębie? Tak naprawdę zupełnie nie wiem. Przecież brzydkie toto, śmierdzące toto, srające po wszystkim toto, gruchające toto, leniwe jak 100x takich jak ja toto - żadnego z niego pożytku. Tylko wiecznie sra i żebrze żarcia.
A na co komu pająki? Po co są te obrzydlistwa na tym świecie? Większość z nich potrafi zabić człowieka, a oprócz tego tylko spuszczają się po sieci, składają jajka, łażą, są obrzydliwe, tkają te wstrętne sieci gdzie popadnie.
Tata opowiadał mi, że kiedy miał około 20 lat, czy może nawet więcej, i chodził do pracy, to znał tam takiego chłopaka, który jadł żywe ślimaki i żywe pająki. Tak po prostu. Był jakiś chory na głowę - to oczywiste, ale żeby jeść te paskudztwa?! Że niby po co. Ja nie rozumiem tych wszystkich ludzi. To okropne, co zrypana psychika może zrobić z początkowo normalnym człowiekiem.

Dzień nawet się porządnie nie zaczął, a ja już błagam, by jak najszybciej się skończył. Kompletnie nie mam na nic siły, mam wielką ochotę na coś słodkiego, a przecież zjadłam wczoraj resztki czekolady... Dzisiaj Dzień Ojca, dam Mu czekoladę, którą może On da mnie, bo przecież On za czekoladami nie przepada... Marne szanse tak naprawdę, ale może da *.*

Nie ważne.
Życie to coś, czego należy się bać.

Rozkładam skrzydła, i staram się odlecieć jak najdalej stąd.
Patrząc na bieg czasu ciągle stoję w jednym i tym samym miejscu,
ale już o niebo silniejsza niż poprzednim razem.
Czuję, że mam siłę, by wprawić w ruch moje skrzydła i wreszcie wzbić się w powietrze.
Lecz kiedy spróbuje po raz pierwszy, muszę Ci powiedzieć...
Że tak naprawdę całą sobą Cię kochałam.

czwartek, 21 czerwca 2012

21.06.12

W dalszym ciągu jest gorąco, choć dzisiaj rano było mi zimno, że momentami trzęsłam się nawet pod kołdrą. Może będzie padać, bo nareszcie wieje wiatr, a nad moim blokiem zwisła ciemna chmura. Może coś z niej poleci, było by miło...
Jeżeli istnieją ludzie, którzy tak nie lubią całej tej zakichanej polityki, to jest nimi moja rodzina. Choć oni to jeszcze coś z tego rozumieją i mają jaką taką cierpliwość, to ja w tym wymiękam całkowicie. Jeśliby komuś w przyszłości przyszło trajkotać do mnie o politykach niepoprawnych politycznie, to krzyżyk mu na drogę, bo równie dobrze mógłby blondynce wyjaśniać konstrukcje cepa.
Drogi katecheta wczoraj wkurzył się o podniesiony wiek emerytalny, ale dla mnie to tylko kolejny problem dołożony przez tych zasranych pożal się boże polityków. I tak pewnie nie dożyję emerytury, więc mi to tam rybka.
Pożeram czekoladę, i nie czuje się ani trochę winna. Rower czeka na mnie w piwnicy, i nawet mi się śni. Spokojnie rowerku, nie zapomniałam o tobie. Jak tylko zaczną się wakacje, zaczynam bladym świtem na nim jeździć. A dlaczego tak wcześnie? Bo nie lubię tych włażących pod koła... ludziów. Poza tym skoro mają być upały, to wiadomo, że rano jest najchłodniej. Ach, jestem genialna.
Pomimo tego, że nie słucham takiej muzyki, a już w szczególności nie przepadam za polską muzyką, to ta piosenka wpadła mi w ucho i uważam, że jest naprawdę bardzo fajna. Nie powala na kolana, ale poprawia mi humor.


Bardzo chcę już wakacje. Nie wiem, dlaczego to się tak dłuży, choć pewnie nie powinnam się dziwić, bo przecież czas do wakacji zawsze niemiłosiernie trwa co najmniej tak, jakby został jeszcze miesiąc a nie 8 dni. Dla mnie 5, bo od środy już mam labę. 
Mam do przeczytania około 45 książek, z czego jestem bardzo zadowolona i nie mogę się już doczekać. Najchętniej to wykupiłabym cały Empik, no ale niestety mnie na to nie stać. Bolesna prawda. 

Przeczytałam książkę Tango ortodonto, i już tęsknie za głównym bohaterem. To czwarta część, i jak dotąd nie widzę piątej. Więc, czy to koniec zbolałego życia Rudolfa Gąbczaka? Mam szczerą nadzieje, że nie, bo przecież w dalszym ciągu nie wiem, czy zapłodnił swoją dziewczynę, czy zdobył Oskara i czy w końcu go nie fałszywie docenili.

Jest mi poniekąd smutno i sama nie wiem dlaczego. Nie, wcale nie dlatego, że nie będę widziała przez dwa calusieńkie miesiące tych wstrętnych ludzi z mojej klasy i szkoły. Z tego, to ja będę codziennie skakała z radości, choć pewnie o nich w pierwszym dniu już zapomnę. Smutno mi, bo iż ponieważ tak. Nie potrafię tego wyjaśnić słowami, ani nawet jakimkolwiek gestem. Może to za sprawą tego, że się nie wyspałam? Może to dlatego, że ojciec mnie wkurza? A może to dlatego, że rozmowy z pewnymi osobami mi nie wychodzą? Przepraszam, ale ja nie mam czasami siły.
Jutro Dzień Ojca. Jej, jak dobrze, że kupiłam już tydzień wcześniej ten prezent, bo jakiegoś lenia małego złapałam przez to gorąco. A kwiatków mu nie kupie. Na nie nie zasłużył. Na prezent zresztą też, ale aż taka chamska nie będę.

Czym Drżenie. Nie podchodzę do niej zbyt optymistycznie, bo schemat jest taki sam: wilk, dziewczyna, miłość, przeciwności, wielkie bum. 455 stron takiego pitolenia plus druga część tyle samo. W co ja się wpakowałam...
Dzisiaj wszyscy mnie wkurzają. A kysz wstrętne maszkary. Dawać mi tu wakacje.

Jestem kluczem do rozwiązania zagadki. Rozbłyskam na dnie oceanu, w tej pięknej rafie koralowej. Nikt jak dotąd mnie nie zauważył, tak więc tkwię w miękkim piasku, otulona zimną wodą, nieświadoma czyhającego na mnie zła.

Zabije cię.

wtorek, 19 czerwca 2012

19.06.12

Wszędzie koszą trawę. Jakieś zboczenie czy co? Na działce, przed blokiem, koło bloku, z tyłu, z przodu, przy szkole, tu i tam i siam. Zwariować można, od tego ciągłego ryku kosiarek. Ja chcę tylko chwili spokoju, którego nawet nie mam w łazience! No i jak ja mam się obyć bez wzdęć? (właśnie się nie przyznałam do tego).
Tak ogólnie nie narzekam na poprawę humoru. A kto za tym stoi? Kochana pani od matematyki i kochana pani od wychowawczyni. Ta pierwsza, bo powiedziała do pani B. że da mi dwóje na koniec, ta druga, że mi tą wiadomość przekazała, bo inaczej żyłabym w nieświadomości do dnia jutrzejszego. A co by się mogło stać z moimi nerwami? Na pewno zostałyby całkiem zszargane. Także mogę z całą pewnością powiedzieć, że przejdę! Co prawda z poprawką, ale to przecież bydle co. Więc: przejdę! Mogę z czystym sumieniem powiedzieć sobie, iż zrobiłam wszystko, by wywalczyć te wszystkie dwóje i tróje na koniec. Z praktycznie ośmiu przedmiotów, zostało mi tylko dwa, i jak tu się nie cieszyć?! Mogę zasnąć spokojnie.
Tugeza...
Wciąż rozdwajają mi się paznokcie, i kompletnie nie wiem co robić, bo żadne zasrane odżywki nie pomagają. Pan C. gapił się dzisiaj tak, jakbym mu zjadła kanapkę z przed nosa. Nie wiem dlaczego, ale gapił się dobre 5 minut bez przerwy, aż w końcu zaświtało mi w głowie. Obiecałam Panu C. pożyczyć Mu książkę o egzorcyzmach, i oczywiście tego nie zrobiłam, miałam mu dać w piątek uzupełniony zeszyt, i oczywiście tego nie zrobiłam. Zeszyt dam jutro, ale książkę nie, bo na pewno nie przeczyta jej w tydzień.
Jeszcze tylko 9dni...

M<333

Kurczę, nie wiem dlaczego, ale ludzie nie rozumieją słowa wszystko. Jeżeli człowiek mówi bardzo wyraźnie, mów mi wszystko, to tak też należy zrobić. I nie ma tutaj drugiego dna. Nie ma. Po prostu mów mi wszystko a nie będzie niepotrzebnych rozczarowań i przykrości. Nie mam żalu, nie złoszczę się, co nie znaczy, że denerwuje mnie tylko to samo zachowanie. Tylko tyle. Ja mówię Ci wszystko, więc i Ty tak rób. Nie ważne, czy ta wiadomość mnie zmartwi, czy może ucieszy - po prostu mi ją powiedz, żeby obyło się bez rozczarowań.

Przeznaczenie rozdaje karty,
my tylko gramy.
Artur Schopenhauer

Druga część tak świetnej książki nie wyszła autorce jak powinna. Kompletna chała, nudziarstwo i temat całkiem bez smaku. A szkoda wielka, bo myślałam, że nareszcie znalazłam jakąś pełną humoru, dobrze napisaną historyjkę, o tak wspaniałych ludziach z fantastycznymi charakterami. Trudno. Życie też takie jest. Myślisz, że po 300 stronach to całkiem niezła sielanka, a już w kolejnym etapie wszystko staje się mdłe, gorzkie, nudne, zapiździałe.

Czuje się jak taka metka na sznureczku, jaką się spotyka przy ubraniach z House'a czy New Yorker'a. Jestem taką plakietką na sznurku. Cały czas dyndam, raz w jedną raz w drugą stronę, i właściwie to istnieje tylko po to, by ktoś mógł przeczytać coś we mnie, a potem uciąć, zgiąć, czasem może nawet porysować i wyrzucić do kosza. A potem leżę całą zmięta, osłabiona, zmęczona i nikt nawet nie wie, że leżę w pustce, jaką okrywają mnie wszyscy ci ludzie. Zapomnieli o mnie, bo przecież już się mną posłużyli, więc na co komu osoba już wykorzystana...?

Jest strasznie gorąco. W domu się tak tego na całe szczęście nie czuje, ale kiedy przychodzi się z tego skwaru, to marzy się o lodowatym prysznicu. A jutro ma być jeszcze cieplej niż dzisiaj. Ja nie wiem co to ma znaczyć, ale czy nie może być normalniejszej temperatury, jak choćby 24 stopnie? A nie walić prosto w dekiel z 31.

Przykro mi.
Bo czuję.



poniedziałek, 18 czerwca 2012

18.06.12

Człowiek nigdy nie widzi ciemniej, niż kiedy ma zamknięte oczy.

18.06.12

Moim nawykiem stało się skubanie i gryzienie dolnej wargi.
Czytałam, a raczej przeglądałam dzisiaj bardzo ciekawą książkę, jak zaakceptować cierpienie. Niesamowita książka. Zamierzam ją kupić, jak tylko kupię książkę, którą wyślą z magazynu dopiero 22 czerwca, więc dobrze będzie, jak dojdzie jeszcze w tym miesiącu -.- Buraki jedne, guzik mnie obchodzi, że to przed sprzedaż! Ja ją chce już teraaaaz!!!
Wdech. Wydech. Wdech:
Czego się dzisiaj nauczyłam?
Że jeżeli się cierpi, to zawsze można pocieszać się myślą, że inni zapewne mają gorzej, no a co za tym idzie, nie jestem jedyną nieszczęśliwą. Ponadto, powinniśmy eliminować wszystkie przykazania cierpienia i bólu. Co oczywiście nie jest łatwe, ale jeżeli by się postarać, to efekty będą widoczne. Poza tym, powinniśmy zaakceptować to, że cierpimy, i wtedy podobno będzie nam łatwiej. No nie wiem. Taki masło maślane, bo z drugiej strony jak się coś zaakceptuje, to traci się ten upór i wiarę w to, że damy temu rade... Przynajmniej ja tak to widzę, ale może się mylę. Och, i bardzo częstym tematem w tej książce była poruszana wiara w Boga. Najbardziej urzekło mnie to, iż jeśli Bóg pozwala nam byśmy cierpieli, to tylko dlatego,że ma wobec nas jakiś plan. Że może być tak, że w tym świecie będziemy cierpieć, ale po śmierci będzie odwrotnie. Nie wiem sama co o tym myśleć. To głębszy temat, który wymaga długiego analizowania.

M<333

Czyli wychodzi na to:

  • akceptuj ból, całe swoje cierpienie, ale również zapobiegaj temu, by się ono rozwijało.
  • ufaj i wierz w Boga, mimo, że spadają na ciebie wszystkie kary świata
  • nie idź przykazaniami bólu i cierpienia
Poniekąd to bełkot, jak dla mnie pewne tematy z tej książki nie miały rąk ani nóg, a całość wyglądało jak rozlazła kupa, ale... Ale chyba warto wydać pieniądze na taką książkę, która wiele nas może nauczyć, i można mieć ją w domu, by w razie czego, przypomnieć sobie co nie co o nauce cierpienia. Powinnam ją przeczytać dogłębnie, analizując każde słowo, ale to dopiero wtedy, kiedy ją kupię lub wypożyczę z biblioteki, jeśli tak ową znajdę, a nie na chybcika w Empiku.

Ćwiczyłam dzisiaj godzinę. Mało jak dla mnie, ale za to intensywnie i do wyczerpania, że ledwo doszłam do łazienki, żeby się umyć, tak trzęsły mi się nogi. Przerwałam głównie dlatego, że zaczęło kręcić mi się w głowie i opuszczały mnie siły, no i jeszcze to gorąco... Planuje pojeździć sobie na rowerze, ale to dopiero, jak będę miała jasną sytuację w szkole. Jutro poprawa z niemieckiego, zobaczymy jeszcze geografię, która, nawiasem mówiąc, jest najokropniejszą sytuacją, jaką mam z przedmiotów. Ech.

Cierp ciało, boś na świat chciało przyjść.
Fuck.
Yea.
Czacha mi dymi.
Hahaha

sobota, 16 czerwca 2012

16.06.12

Tak bardzo boje stracić tak wiele. Dlatego staram się nie ryzykować. Nie chcę niepotrzebnie siać paniki, ani specjalnie nadeptywać komuś na odcisk. To nie leży tak naprawdę w mojej naturze. Nie chcę, by ktoś źle o mnie myślał. Pokazywał palcem mówiąc to ta nienormalna, to ta aspołeczna. Nie chcę, by ludzie brali mnie za dziwadło, bo nie idę za resztą jak stado owieczek. Nie chcę, by uważali, że jestem nienormalna. I co z tego, że wszystko, co teraz napisałam, jest prawdą? Brzydzę się sobą, a już w szczególności prawdą o samej sobie. To okrutne, jak wiele ludzi patrzy na innych i ich ocenia, ale kiedy przychodzi co do czego, i muszą ocenić siebie samych, to wtedy nie potrafią wykrzesać z siebie nic. Ograniczenie? To słowo jest mi dobrze znane. Ograniczam siebie a co za tym idzie i swoje uczucia. Nie jest wylewna, nie jestem tego typu osoba, która lubi co drugie słowo, jak bardzo ktoś jest dla mnie ważny, czy jak bardzo tego kogoś kocham. Dla jednych robię wyjątki, dla drugich nie. Ale kochać trzeba. Bo co się dzieje z człowiekiem, który nie-kocha? Nie wiem. Prawdopodobnie usycha. Nie ma wody - łez przyjaciół również, bo ich nie ma. Więc pewnie na początku jest mu tylko źle, a z czasem to uczucie się pogłębia, doprowadzając człowieka do wiecznej depresji. Za późno chce zmienić sobie i swoje życie, więc się poddaje. Psychika przypomina kwiatek, który staje się nijaki, potem wyblakły. Liście przeżerają robaki, są suche, sparzone, podziurawione. Płatki więdną, odpadają. Aż w końcu, już na samym końcu pozostaje z niego tylko chwast, z którego nic już nigdy nie wyrośnie, ani pięknego, ani dobrego. Będzie tylko zawadzał, więc doprowadzi się do samobójstwa.
Takie tam moje wizje...

Po tamtej stronie Ciebie i mnie...

M<333


Chciałabym uciec od tej dennej codzienności. Na tapczanie, na łóżku, na morzu, na tratwie, na statku, na pontonie, na czymkolwiek, byle by na morzu... Nie chcę już chodzić, bo robię to codziennie, niezmiennie od tylu już lat. Chcę pływać. Chcę pływać na statku, czy na czymkolwiek. Chcę zmiany. Chcę zmiany w otoczeniu, a takie coś dostanę tylko na morzu. Popłynęłabym jak najdalej od lądu. Niekoniecznie sama, mogłabym z M.. Pływałybyśmy, karmiłybyśmy się nawzajem, pijąc razem, śmiejąc się razem, robiąc wszystko razem, czego dotąd nie robiłyśmy, i mówiąc sobie rzeczy, które jeszcze nigdy z naszych ust nie padły. Było by dobrze. Nareszcie coś innego, od tej cholernej codzienności, która tak mi przeszkadza, którą tak rzygam, której tak nienawidzę...

Suicide.
Tak.

Papa.

piątek, 15 czerwca 2012

15.06.12*

M <33 Tak Cię kocham, że nikt mi tego uczucia nigdy nie będzie w stanie zabrać. Jesteś wspaniała, jedyna w swoim rodzaju, najwspanialsza. Można by rzec, że jesteś jedyną osobą, która potrafi kochać całą sobą, a którą znam. Szanuje Cię za to, jaka jesteś, jaka być chcesz. Szanuje Twoje decyzje, i mimo, że nie zgadzam się ze wszystkimi, to i tak Cię kocham...
Kocham Cię za wszystko i za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.
Po prostu przy mnie bądź, to wystarczy. Bo nawet nie wiesz, ile radości sprawia mi to, że po prostu jesteś... Jeszcze nigdy się ode mnie nie odwróciłaś, nie chciałaś i nie potrafiłaś wyrządzić mi krzywdy. Wciąż jesteś, i mam nadzieje, że zawsze będziesz mimo wszystko.


KOCHAM CIĘ!!!



15.06.12

Ojciec jak zwykle już pijany. A jest dopiero godzina dwunasta! To się w głowie nie mieści, jak można być tak ograniczonym człowiekiem, któremu wystarcza tylko piwo, żeby się całkowicie zgnoić. Bo przecież jak już sobie co nie co wypije, to filozofuje, jakby zeżarł wszystkie rozumy. A tak naprawdę, plecie trzy po trzy, bredzi takie bzdury, że nic, tylko człowiek ma ochotę wyskoczyć z rozpędem przez okno, jak go słyszy czy widzi. On, to obraz nędzy i rozpaczy, i wszystkiego co najgorsze. Ja się tylko pytam dlaczego pokarało mnie takim ojcem? Chociaż przyznam, że kiedy nie jest pijany, można by rzec, że jest nawet i... kochany. Ale przecież on jest najczęściej po piwie, więc takie przebłyski, w których jest kochany, zdarzają się rzadko. A szkoda, bo przecież ja już dostaje kurwicy jak go widzę w takim stanie.
Dlatego też, żeby poprawić sobie humor, jadę z E. do Plazy kupić sobie książkę. A może i nawet dwie, jeśli znajdę jakąś dobrą.

Jestem małym zmizerniałym kwiatuszkiem, który uschnął nie doczekawszy się podlania. Najbliżsi podlewają nie swoimi łzami, a ja wciąż usycham. Zaznałam rozpaczy.

Nie wystarczy urodzić się człowiekiem.
Trzeba jeszcze być człowiekiem.
Prymas Stefan Wyszyński

W moje łapy dotarły dziś upragnione perfumy. Tak się z nich cieszę, tak się siebie wącham, i nie mogę się tym zapachem nacieszyć. To nic, że 'nakrętka' jest troszkę kiczowata - warto warto bo nie wygląd buteleczki się liczy a jej zawartość.
Czytam książkę, która jest po prostu fantastyczna. Tyle humoru, świetne postacie, bardzo dobry styl pisania, nie ubogi jeżyk - jest ok.

Niech to Euro się już skończy.
Jałć.
I nie ma mnie...

czwartek, 14 czerwca 2012

14.06.12

Myślałam, że ta przyjaźń już naprawdę nie ma szans, na odnowę. Że to już definitywny koniec, że już nic jej nie uratuje. A tu proszę bardzo. Oto nastąpiła odnowa, przez którą mamy siebie na nowo, od początku, bardziej zżyte, z wyjaśnionymi sprawami, z postanowieniami, obietnicami - teraz tylko doprowadzić się do porządku - to nam właśnie pozostaje. Jak już to zrobimy, to będzie coraz lepiej, tak podejrzewam. Damy rade, bo mamy siebie, a jak człowiek ma bliskie osoby, to jest mu łatwiej. Mimo, że może tego czasami nie okazuje, to wszystkie problemy są o jeden stopień łatwiejsze. Bo druga osoba nie rozwiąże ich całkowicie, do tego należy zadanie osoby, która te problemy ma. Damy radę.
O. <333

Nie fajne rzeczy dzieją się ze mną i M.. Rozmowy całkiem nam nie wychodzą. I czyje to wina? Ja nie wiem jak to naprawić. Czasem jestem bezradna w sprawach, na których tak cholernie mi zależy. Nie chce tego zakończyć, i nawet mi takie coś przez myśl nie przeszło. Nie będę zakańczała znajomości, które są dla mnie wszystkim. I więcej czegoś takiego nie zrobię, choćby skały srały, wrogowie lizali mi stopy, nie, nie, nie.
JA CHCĘ, ŻEBY BYŁO MIĘDZY NAMI JAK DAWNIEJ CHOLERA NO...
M. <333

Dzisiaj nasprzątałam się. A jak, kurde. Sprzątnęłam wreszcie ten wiecznie panujący śmietnik na biurku, i jak tak teraz przy nim siedzę to... Aż płakać mi się chcę, jak widze, że jest tak przejrzyście. Ja nawet nie przypuszczałam, że mam na swoim biurku blat! A tym bardziej, że się na nim nie zalęgła żadna pleśń czy inne robactwo. Och, jak to miło, że przynajmniej tego mi oszczędzono, nie wspominając o tym wstrętnym kurzu. Udziela mi się obecność C.A., bo przecież to Ona jest największym czyściochem w domu.Ale nie mam nic przeciwko. To miłe uczucie, kiedy widzi się porządek, który nie gościł w moim pokoju już od dawna.

Z tego wniosek, że: jestem taką dziewczyną, która, wbrew pozorom, ma porządek w pokoju. Która nie ma naszej klasy czy facebook'a (to drugie mam, ale w zasadzie nieaktualne), która ma pluszowego misia, z którym lubi spać, mimo swojego wieku, bo dostała go od tak cholernie ważnej osoby, że to się w głowie nie mieści. Która mogłaby wpieprzać żółty ser całymi dniami, czytać książki nawet nocami i nie żyć życiem jak nikt inny. Jestem taką dziewczyną, która, podobno, jak chce to potrafi, która nie siedzi całymi dniami przed komputerem, która czyta! Która ma problemy, ale kto ich nie ma, która nie idzie za ludźmi, jak zabłąkana owieczka, która nie patrzy się na skate'ów czy na podobnych ciućmaków jak ciele na malowane wrota, która lubi czasem pooglądać mecz, dawne kreskówki z dzieciństwa, która kocha deszcz i burze, która nie lubi, kiedy świeci słońce, która lubi, kiedy jest jej zimno, która stresuje się zbyt mocno i płacze, która jest. Która kąpie się godzinę, a czasami dwie, która jest niezdarna w kuchni, która ma parszywy humor, kiedy nie posłucha choćby jednej piosenki na dzień, która ma plany, która w zasadzie nie widzi swojej przyszłości, która ciska gromami z oczu, która lubi pisać, tworzyć coś na tym blogu, która kocha, która chce, która może, która ma siłę, którą czepie z bliskich osób, która czasem się pomodli, która czasem się powygłupia a czasem palnie głupią rzecz. Która nie pali, nie pije, nie ćpa. Która polubiła samą wodę, która nie przepada za Frugo, która ma porządek na biurku, i w swojej biblioteczce, która nałogowo kupuje książki i to jej poprawia humor, a zakupy typu bluzka, sweter nie.

Strach mnie paraliżuje. Cały czas przemyka się koło mnie, i nie chcę mnie opuścić choćby na krok. Zbiegam ze schodów wprost do paszczy lwa, bo to podstępna bestia, bo to potwór, a może i monstrum. Nie wiem co ze mną zrobi, może mnie rozszarpie, może mnie przytuli wpełzając w moją duszę. Może wyżre ze mnie wszystkie siły witalne, a może pomęczy mnie, a potem zostawi i o mnie zapomni. Nie wiem. Ale wiem, że póki co strach jest nieodłącznym elementem mojego życia.

Kocham.
A to wbrew wszystkiemu fajne uczucie...
Niszczysz mnie.
Tak nie powinno być.

niedziela, 10 czerwca 2012

10.06.12

To podejrzane.
Wydrapałam wielką dziurę w swojej duszy, która zionie pustką. Ja nie wiem, jak mam się teraz czuć, ale pomijając fakt, że jestem wewnętrznie wypompowana, to nie jest źle.
Sprawy z M. (i love you so much), dobrze że wszystko się naprawiło.
A z resztą dalsze relacje mnie nie interesują.

Bardzo bolała mnie dzisiaj głowa, z czego miałam niskie ciśnienie.

Hm...

Przed człowiekiem można schronić się
tylko w objęciach drugiego człowieka.
Witold Gombrowicz


No nie wiem, czy się z tym zgadzam. Po części - tak mogę to ująć. 
Bo przed człowiekiem można chronić się spojrzeniem 'spod byka'. Wtedy przeważnie większa część wycofuje się, jeżeli chciała cię wcześniej zaczepić. Można też ostentacyjnie ignorować, przyjmować takie pozycje, by dać jasno do zrozumienia 'odwal się'. Ale jeżeli patrzeć na to w głębszym stopniu znaczenia... Nie zgadzam się. Drugi człowiek nie ochroni nas przed tym pierwszym, jeżeli ten pierwszy jest w stanie zrobić wszystko, by nas dajmy na to skrzywdzić.
Ale nie ważne. 

Być może przeniosę się na innego bloga. Nie chcę, by pewne osoby czytały to co tutaj pisze. Nie ich sprawa. Ale to nic pewnego. Zastanawiam się.

Diabeł bowiem i inne złe duchy zostały stworzone przez Boga jako dobre z natury, ale same uczyniły się złymi.

Nienawiść.
Ład i porządek.
Dobro i zło.
Te dwie 'rzeczy' stoją na bardzo cienkiej granicy.

Ja muszę jutro koniecznie kupić sobie znowu jakąś książkę, bo oszaleje!!!

09.06.12

Pytasz się mnie jak to jest zawieść się jednocześnie na dwóch tak cholernie ważnych osobach w twoim życiu? A ja Ci odpowiem, że to zajebiste uczucie pustki. To jakby życie waliło Ci się ze wszystkich stron. Gdzie nie spojrzysz, tam ciemność. Po prostu wszystko ze sobą te osoby zabrały, w momencie, kiedy postanowiły iść gorszą drogą. A ja tak prosiłam, błagałam. Jak widać nic nie jest wieczne i nikt nie może zagwarantować ci, że cię nie zrani, bo jeśli tak mówi, to znaczy, że na pewno to zrobi. I masz duszo, co żeś chciała. Przepraszam cię mózgu za to, że tyle razy cię nie posłuchałam. Idź do diabła serce, które wciąż woła kochasz je... A ja się pytam co wspólnego ma z tym kochanie? Co z tego, że kocham, skoro się wciąż zawodzę? Mówi się nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. A to tak, jakbym przez miłość do nich wciąż do owej rzeki wchodziła.
Co poczułaś w momencie, kiedy stało się jasne, że coś umarło?
Och, to proste. Poczułam wszechogarniający smutek, żal, pustkę, coś pomiędzy niestrawnością a nudnością. Tak mogę to opisać, ale to i tak jeszcze nie to... Poczułam się tak, jakbym nigdy już nie miała być szczęśliwa. Łzy które spływają do teraz, które tak nienawidzę, uświadamiają mnie, że straciłam coś, czego odzyskać nie mogę. Bo coś umarło w nas i to coś nie ożyje.
Co teraz...?
Pytanie dnia. Ale wolałabym to: jak mam im teraz na nowo zaufać?
Nijak. Nie da się. Nie potrafię. Zawiodłeś mnie raz czy dwa, mojego zaufania nie odzyskasz. Nie dam się wciągnąć w wasze chore gry. Chcecie rozpieprzać swoje życie, to proszę bardzo. Ostrzegałam, robiłam wszystko, byście zrozumiały i nie szły tą drogą, ale teraz to mi w sumie wszystko jedno.
Nikt nigdy mnie tak nie zranił, więc gratuluje wam.

Z tego wniosek: nie można nikomu zaufać, bo jeśli się to zrobi, to się zginie. Żadna przyjaźń nie gwarantuje, że któraś ze stron nie zawiedzie.

Chrzanić.

To boli.

piątek, 8 czerwca 2012

08.06.12

Jest godzina 11:00 a ja jestem w pełni sił. To pierwszy raz, od bardzo dawna. Pierwszy raz, od tak długiego czasu czuje się silna, i mam ochotę przebiec cały świat, a to i tak by mi nie wystarczyło, i musiałabym pobiec raz jeszcze. Kocham ten stan, bo mam wrażenie, że mogę wszystko. Bo mogę. Mogę wszystko nawet w te dni, w których czuje się bezsilnie. Wiem to. Tylko właśnie wtedy, to, że mogę przysłaniają mi czarne myśli, i wtedy jest wszystko na nie. Ja jednak wiem, że to tylko pozory. A pozory mylą. Podobno.
W planach mam dzisiaj:
12:00 - spotkanie z E. i pójście do dwóch bibliotek. Ja nie wiem, jak ja się zabiorę z... dwunastoma książkami, ale jakoś to będzie. Nie wiem ile wypożyczę z bibliotek, ale postaram się nie maximum, ale gdzieś około dwóch  w jednej i drugiej + te, które pożyczy mi E. Łał. Jest trochę tego + dziewiętnaście książek własnych.
16:00 - spotkanie z P.
Godzina Nie Wiem Która, Może Nawet Nie Dziś - zakupy z C.A.
Hm... Jak tak na to patrzę, to jest tego sporo... Ale siła dalej się mnie trzyma, oby tak dalej. Może to dlatego, że gniłam w łóżku do 10:30. Może...

Od piekła lub nieba odgradza nas tylko życie,
rzecz najkruchsza w świecie.
Blaise Pascal

Całkowie się z tym zgadzam, i nawet zbytnio się nad tym rozpisywać nie będę.
Chociaż nie. Nie zgadzam się tylko w jednej rzeczy. Powinno być: Od piekła lub nieba odgradza nas tylko życie, rzecz najokrutniejsza na świecie.
Życie to najokrutniejsza rzecz na świecie, i, jak rany, dobrze, że kiedyś się skończy, bo gdybyśmy byli nieśmiertelni, to to byłby koszmar.

Czuję, jak zimna pięść zaciska się w moim brzuchu. Tracę oddech, który zostaje mi brutalnie odebrany z płuc, przez upadek. W sekundę wszystkie siły uchodzą ze mnie, by pod wpływem przerażenia równie szybko wrócić. Biegnę najszybciej jak potrafię. Biegnę przez mgłę, która otula mnie niczym macki potwora czasu.
A ja biegnę...

Wciąż biegnę.
I boję się...
Czasami mnie to przeraża.
To co tu pisze.

czwartek, 7 czerwca 2012

07.06.12

Czym jest piękno? Piękno jest niczym więcej niż trikiem, złudzeniem. Wynikiem pobudzenia cząstek i elektronów zderzających się w gałkach ocznych, ich przepychanką w twoim mózgu, gdzie zachowuje się jak gromada podekscytowanych uczniów mających zaraz wybiec na przerwę. Czy pozwolisz, by tak cię mamiono? Czy pozwolisz się oszukiwać?
Miłość - najbardziej zdradliwa choroba na świecie, zabije cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija.
Ale to niedokładnie tak.
To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki Ci, Boże. 
Miłość - zabije cię i jednocześnie cię ocali.

Ten, kto skacze do nieba, może upaść, to prawda. Ale może też poszybować w górę.
Jesteśmy silni w tym, co robimy, ale zawsze możemy potknąć się na swych własnych skrzydłach.

Problemem naszego wieku, nie jest bomba atomowa,
ale ludzkie serce.
Albert Einstein.

Kiepsko coś z moim życiem, oj kiepsko. Ale nie upadne - tak sobie kiedyś obiecałam, i tego się trzymam.
Wszystkie kłamliwe istoty mogą ode mnie odlecieć, bo was nie potrzebuję, nie chcę i olewam ciepłym moczem.
Jestem jeszcze na wielkiej niewiadomej, ale próbuję ze wszystkich sił się pozbierać. Żebym potem nie zarzucała sobie, że nie próbowałam. (Prawda M.<33?)

Podobno pewne cytaty, przywracają wiarę w ludzi i człowieka. A co ze światem? Świat nie tworzą sami ludzie, choć zdecydowanie nie są na nim niepotrzebni. A cytaty, które przywracają wiarę w ludzi i człowieka, uważam za zbyt wygórowany nagłówek. Więc nie. Nie zgadzam się z tym.
Nie zgadzam się z wieloma rzeczami, tak więc...

Chrzań się.
Ostatnio mam ochotę na starocie w piosenkach. Oj uwielbiam.
Morzę mych łez
podaruję tylko jej.
By pamiętała, że nawet moje łzy należą do Niej, jak wszystko inne.

sobota, 2 czerwca 2012

02.06.12

Bardzo krytykuję własną osobę. Ostatnio wręcz cały czas. Nie wiem, czy to dobrze, ale chyba nie. Nie wiem, jak moja osoba, która siedzi zagnieżdżona gdzieś wewnątrz mnie to wytrzymuje, doprawdy. Czasami myślę, że tylko czeka, by jakoś się na mnie za to zemścić.
Gdzie znajduje się granica naszego szaleństwa?
Bańki pękają, i tylko czasami szczypią w oczy.

Zaraz zrobimy kawę.
Wprawdzie nie mam kawy, filiżanek i pieniędzy,
ale od czego jest nadrealizm, metafizyka, poetyka snów...

Mówi się: double talk,
Śni się: double dreams,
Żyje się: double life,
Ale skacze się z okna tylko raz.
Dotykam palcem lodowatą szybę i rysując na niej swoje życie, rozmyślam o Tobie.

Kiedy stoisz, jesteś łatwym celem. Dlatego biegnij. Nigdy nie zatrzymuj się, choćby na momencik, choćby na chwileczkę. To cię zabije. Pożre, zrani, ukatrupi. To ci nie przyniesie ubłaganego spokoju, dobrych marzeń i słodkich snów. Uciekaj.
Pustka. Patrzysz na szumiący telewizor. Obraz odbija się na Twojej twarzy. Twarz w ekranie. I tak w nieskończoność, aż wypalą się Twe oczy.
A ja, dzieciak w ciele dziewczynki, siedzę pod kocem z książką na kolanach, i próbuję odzyskać swoją czystość i niewinność. Zaufać. Rozpocząć na nowo.
I nawet nie śmieszy mnie to, że napisałam najpierw nienawiść zamiast niewinność.

Wypalam się.
Czuje to.
What the hell?!