sobota, 23 lutego 2013

23.02.13

Jesteśmy tak różni. Dwa zupełne inne światy. Dwa inne światy zbudowane na dwóch zupełnie różnych zasadach. To co jednej wydaje się dobre, drugiej kompletnie nie odpowiada - te dwie różne osoby wyznaczyły sobie inne granice. Człowieka nigdy do końca nie poznasz, ale to chyba nie jest takie ważne. Równie dobrze można oszukiwać się, że taki układ jest dobry, że nie ma w nim nic chorego. Można wołać, głośno, człowieku, cóż eś ty uczynił? ale jaki to ma sens? Gdzie w tym logika, skoro nikt na to nie odpowie, bo nie wie jak? Jesteśmy tak różne, Moja Droga. Może to właśnie te dwa różne światy, w których żyjemy, powodują, że nie potrafimy znaleźć wspólnego języka? Może to, a może tamto...
Możemy tak wymieniać prawdopodobne powody, ale, powtórzę, jaki to ma sens?  Bardzo bym chciała, żeby to się wreszcie skończyło. Żeby nieporozumienia i niedogadywania się zastąpiło coś dobrego. Wreszcie. Czekam na to odkąd zaczęło byś źle przez dłuższy okres czasu. Czekam na to, ale to jeszcze nie pojawiło się ani razu. Owszem, była nadzieja, ale nadzieja jest przecież tak ulotna... Brakuje tego czegoś, by było dobrze. Tego czegoś, czymkolwiek to jest. Pozwalamy na zbyt wiele, niszcząc tym samym to, co się między nami narodziło. Co nas połączyło.

~~~

Ten rok został przeze mnie zmarnowany. Wychodzi na to, że spieprzyłam sobie rok swojego życia. Ale wiesz co? Nie przejmuje się tym, bo moje całe życie, to jedna wielka pomyłka, więc, różnica w te czy we wte to nic. Moje sny przybierają bardzo dziwny wyraz. Otóż są zbyt rzeczywiste. Stały się zbyt rzeczywiste tak, że kiedy się budzę, mam przekonanie w ręce, że to się rzeczywiście wydarzyło, i jestem skłonna kontynuować te senne czynności w realu. Straszne, bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie miałam. Tego przeświadczenia, że tak było naprawdę. A skoro mówimy o snach, teoretycznie mogłabym je potrafić rozpoznać. Wielu ludzi nie potrafi odróżnić snu od jawy, bo ich sen jest zupełnie taki sam. A pisząc taki sam, mam na myśli swoje sny: gdyż moje sny są zawsze jakby w gorszej jakości niż realny obraz oczu. Nigdy nie są zbyt wyraźne, tylko jakby za mgłą, jak gdyby zostały nakręcone przez starą kamerę. Ale mimo tego właśnie najważniejszego szczegółu, ja w śnie zawsze mam przeświadczenie, że to się dzieje naprawdę. Raczej każdy tak ma, ale piszę to dlatego, że są takie osoby, które potrafią kontrolować swój sen. To niesamowite, to naprawdę coś. Jednakże ja tego nie potrafię, a bardzo bym chciała potrafić. E. to rzekomo umie, a wg niej pierwszym i największym krokiem jest uświadomienie sobie, że to sen. Jak na ironie, ja w śnie mam czasami pewność, że to sen, dzięki właśnie 'nieczystemu obrazowi', a jednak dupa z tego wyszła.
    Sen to piękna umiejętność naszego mózgu. Przeważnie wolę nie śnić wcale, gdyż niestety z reguły śnią mi się raczej niezbyt przyjemne sny. Nie wiem na czym polega mój problem. Bardzo chciałabym oderwać się od przykrości i strachu przynajmniej śniąc, ale nic z tego. Chciałabym kontrolować swoje sny a w nich przenosić się do swojego wymyślonego świata. Lepszego świata i jakże przez to niepodobnego do naszego realnego... Chciałabym, żeby istniały takie osoby na świecie, które posiadają jakieś moce. Śmieszne, prawda? Ironicznie śmieszne bo głupie. Ale mam już tak bardzo dość tego monotonnego świata i ludzi, że to byłoby miłe oderwanie się od codzienności. Hm...

Kiedyś, w sumie nie tak dawno, myślałam, że samobójstwo to jedyne najrozsądniejsze i najłatwiejsze rozwiązanie. Nic bardziej mylnego, ponieważ nie jest najłatwiejsze. Haha. Nadal uważam, że jest najrozsądniejsze, ale na pewno nie przychodzi łatwo. Przynajmniej nie każdemu. 
Ale pojawiła się nowa myśl, nowe pragnienie, które co prawda jest małe ale jest - trzeba walczyć. Wiadome jest, że życie opiera się głównie na ciągłej walce - jestem jeszcze młoda, ale także trochę zmęczona tym, że ciągle wymaga się ode mnie walki. Strach pomyśleć co to będzie, kiedy będę już w kwiecie wieku. 
    Chciałabym kiedyś napisać książkę. Idiotyczna myśl, zważywszy na to, że się do tego nie nadaje, no ale pragnienie kwitnie we mnie już niecały rok. I nie więdnie. I wciąż rodzą się nowe pomysły. Brakuje tylko jawnej zachęty z mojej strony. Bo wciąż się zniechęcam. Przecież dobrze wiem, że jeżeli napisałabym książkę, i udajmy, że ktoś ją wydał, ktoś przeczytał itp. to to będzie raczej śmierdząca psychizmem książka a nie jakaś tam radość, radość, różowe jednorożce, problemów nie ma, jest sex, masa kasy omomo wygylygy ecie pecie. Już lepiej nie wydawać nic. Ale z miłą chęcią napiszę książkę razem z moją M. O nas. To wcale nie jest zły pomysł, zważywszy, że razem raźniej. Może kiedyś. Jak dotrwamy. 
    P. i E. oznajmiły mi, że jestem za szczera, przez co czasami bardzo nie miła. Przykro mi bardzo bejbs, no ale taka już jestem. W porządku - kiedyś taka nie byłam, potem byłam tylko w połowie, a teraz rzeczywiście jestem całkowicie, ale postanowiłam mówić otwarcie to, co myśle i się nie przejmować. Już nie mam nic do stracenia, a nudzi mnie moje obecne życie, więc będę dolewała oliwy do ognia ile mi się będzie żywnie podobać. I tak kiedyś odejdziecie, i tak kiedyś zostane sama, i tak kiedyś ktoś powie koniec. Będę gotowa. 

Krzyk.

Zwykle nie słucham tak spokojnej muzyki...
Ale ta piosenka po postu mnie oczarowała, i słucham jej na okrągło.
A kiedy nawet jej nie słucham, to i tak nucę sobie w myślach, czy pod nosem.

środa, 20 lutego 2013

20.02.13

Jest już koniec lutego, a ja w dalszym ciągu czasem mylę się przy wpisywaniu w dacie roku. Ilekroć dochodzę do tego momentu, moja ręka waha się i muszę sobie dokładnie przypomnieć, że przecież ojciec się wtedy upił, że przecież usłyszałam wtedy po raz pierwszy tę cholernie wkurzającą piosenkę Ona tańczy dla mnie czy jakoś tak, że przecież ludzie w telewizji wrzeszczeli pięć!...cztery!...trzy!...dwa!...jeden!...SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!!! Że przecież żałowałam, że nie mogę 'świętować' końca nieszczęsnego roku z moją M. Kiedy już sobie to wszystko uświadomię, wtedy mogę spokojnie wpisać 13 w końcówce. Bardzo wiele rzeczy do mnie nie dochodzi. Nie wiem, czym to jest spowodowane. Czasami muszę się bardzo mocno skupić, by zacząć ogarniać to, co się w okół mnie dzieje.
Nie, żebym tego jakoś szczególnie chciała, jednakże mam za dużo nieprzyjemności, by przez swoją niedyspozycje umysłową dokładać sobie jeszcze więcej zmartwień.
Zadawanie sobie pytań jest bez sensu, mój rozum to wie. Ale pytania nie wiedzą. Przychodzą - bez pukania i dowiadywania się, czy mi to akurat odpowiada. Chcą, aby się nimi zajmować, wszystko jedno, o jakiej porze się pojawiają. Odpowiadam im, że nie wiem. Czasami mówię im też, że nie wierze. Niczego by to nie zmieniło. Pytania są bezczelne, prawda? Przychodzą kiedy im się tylko podoba i ani im się śni, by raczyć zapytać, czy aby na pewno chcemy ich, i tej niepewności, która wraz z nimi przyjdzie. Pytania kują mnie w myśli, wżerają się w nie perfidnie i każą mi się na to godzić. Nie godzę się, wiesz? Walczę z nimi, bo przecież to nie one mają tutaj rządzić... To ja jestem panem swego umysłu i nie mogą mi tego zabrać. Przecież umysł, to jedyne, co mam, co jest moje i co kontroluje ja... Prawda? Czy aby się nie mylę? Już nie wiem... Już się w tym wszystkim pogubiłam... A w dzisiejszych czasach tak łatwo jest się zgubić i już nie odnaleźć świetlistej drogi nadziei. Codziennie zadajemy sobie tyle pytań. A jeśli nie sobie to innym ludziom. Teraz tak się zastanawiam, co jest gorsze: pytania, czy odpowiedzi. I jedno i drugi może nas zdzielić po głowie ostro. Przepraszam... mówiłeś coś? Człowieku, ja istnieje. Naprawdę istnieje. Nie jestem z tego dumna, ale istnieje i jestem człowiekiem. Ojej... Czuje się tak, jakbym grzeszyła będąc człowiekiem. Przepraszam, przepraszam, przepraszam... Potrzebuje samotności. Dajcie mi samotności... Tęsknie za tobą, Samotność. Gdzie jesteś? Dlaczego ode mnie odeszłaś? Już nawet ty nie chcesz ze mną być? To przykre... Popatrz, popatrz co mi robisz. Widzisz tą łzę, która czai się w kąciku mego oka? Zagubiona, samotna. Ona może powiedzieć, że jest samotna, bo ty, Samotność, jej nie opuściłaś. Ale mnie tak. Więc skoro ona jest samotna i cię ma, to jaka ja jestem, bo cię nie mam? Co robić, co robić, co robić... Przestań istnieć. Przepraszam, ale ja nie chce istnieć. Oj, tak mi przykro, ale jednak żyjesz, to teraz się kurwa męcz, bo cię stworzyli parząc się na łóżku i proszę. Sto tysięcy plemników i to właśnie ty wygrałaś? Aż żal na ciebie patrzeć. Proszę Cię, z wesołej dziewczyny stałaś się cieniem samej siebie, a nawet gorzej. Dziewczyno! Walcz. Nie. Nie? Jak to nie, musisz walczyć, walcz do cholery, walcz! Nie, nie chcę. Nie potrafię, nie chcę. Próbowałam ale nie wyszło. Daj mi spokój. Idź sobie. PRECZ!!!

***

Miłość to cholerstwo. Oj nie mówicie mi, że nie, bo to jedno wielkie cholerstwo. Albo spada na osoby, które mieszkają od siebie pół kraju, albo spada na osoby, które mieszkają blisko siebie, bywa, że nawet na tym samym osiedlu, a jednak i tak coś staje im na drodze do szczęścia i tyle. Tyle tej posranej miłości ale co wy z tego zakochańcy macie? Nieprzespane noce, podczas których łzy wchłaniają się w poduszkę? Usłyszane słowa, które wręcz ranią nie tylko uszy, ale także i mózg i serce, i całe ciało, bo to tak boli...? Co wy z tego macie... A ja? Nieważne. Nie wasz interes, nie mój interes. Kocham tak, jakbym chciała a nie mogła. Boje się. Boje się. Nie da się nikogo zatrzymać na tym świecie samą miłością. Nie da się i koniec.Czasami wolałabym być wolną duszyczką, chciałabym hasać sobie spokojnie po tym świecie in ie mieć hamulców, bo przecież jestem wolna, nikomu siebie nie oddałam, nikt nie ma prawa nazywać mnie swoją własnością. Bywa. Ale jest dobrze jak jest. Naprawdę. Nie kurwa. Teraz cię mój drogi pamiętniku okłamałam. Nie jest dobrze jak jest. Ale będzie. Za parę lat. O ile dotrwamy. A tego nie wiem, bo nasze rozmowy coraz częściej urywają się w połowie dnia i już do końca nie rozmawiamy. Coraz częściej nie mam nic sobie do powiedzenia a to już bardzo duży zły znak. Tego najbardziej obawiałam się przez ten cały okres tego związku. Że kiedyś przyjdzie taki moment, w którym zamilkniemy. Po prostu zamilkniemy, nie mając sobie nic do powiedzenia, i to nie będzie jedna z tych przyjemnych ciszy, w których po prostu się jest i naprawa się bliskością. Początki zamilknięcia uważam za trwające od paru tygodni. Teraz tylko czekam na ogłoszenie ostatecznego wyniku zagłady, czyli ostatecznego zamilknięcia. Mhm. 

Little girl, little girl... Why are you crying? 

poniedziałek, 18 lutego 2013

18.02.13

Tak mi smutno boże. Och, przecież boga nie ma. Czyli możemy liczyć tylko na siebie samych. To jeszcze gorzej. O boże... Nie mam odwagi podejść i powiedzieć sobie 'podnieś głowę do góry i tak krocz przez życie' Do cholery, tak się nie da. Tyle razy próbowałam i jedynie co udało mi się osiągnąć to spierdalanie gdzie pieprz rośnie i to w drugą stronę, niż trzeba było.
Podobno strach jest zgubny. Bojąc się czegoś, możemy być pewni, że to się stanie. Lepiej nie bać się - wtedy jest cień szansy, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Cholera. Naprawdę bardzo łatwo mówić. Węże nie ukąszą, chyba że będą wyczuwały od człowieka strach. Serio? Czyli życie atakuje nas, bo czuje strach, który aż wylewa się z każdego otworu z naszego ciała(?) Ale, ale... Napady lęku i paniki także się wliczają. Przecież my sami pchamy się w stan pełnej psychozy... Proszę Pani, czy Pani mnie widzi? Proszę Pani, czy pani mnie słyszy? Proszę Pani, proszę się do mnie odwrócić - proszę stanąć ze mną twarzą w twarz. Nie? To aż takie trudne? Wstyd nie pozwala Pani podnieść wzroku znad własnych emocji? Jakże mi przykro... och, jakże mi przykro, jakże mi źle... Dlaczego, dlaczego, dlaczego??? O, popatrz, ptaszek. Popatrz, jak on siedzi. Popatrz jak on ćwierka, jak gdyby chciał nas ostrzec. No, popatrz, jak on się wydziera. Drze swego dzioba, jakby mówił uciekaj, uciekaj, uciekaj, uciekaj, uciekaj... Ale ja stroje. Dlaczego ja stoje? Nie mogę się ruszyć... coś przykleiło moje stopy do podłogi. Boże, to tak boli... Odrywam stopy na siłę, wszędzie pełno krwi... Jeden krok, a potem drugi. Odwracam się. Widzę moja skórę z mięsem przylepioną w dalszym ciągu do tego samego miejsca. Moje stopy... Boże, moje stopy... Jak ja się teraz ruszę? Każdy kok jest wprost niewykonalny. Stoję, ale to tylko dlatego, że jeszcze to do mnie nie dotarło. Nie czuje bólu... Zaraz dojdzie, jeszcze moment, jeszcze chwila... Boże... Jak ja mam teraz kroczyć przez życie? Chryste... co ja teraz pocznę? Proszę... Błagam... Niech mi ktoś pomoże. Tu jestem! Krzyczę, krzyczę, krzyczę... Pomocy! Drę się w niebo głosy, ale nikt nie przychodzi... Ja wciąż tu jestem...- mówię cichutko. Ja wciąż czekam...

Ktoś perfidnie zastrzelił moje wnętrzności. Wpakował kulkę w mój żołądek, nerki, jelita, w pęcherzyk żółciowy, serce... We wszystko to, co jest w tym cholernym brzuchu. Kwilę... Wydaję z siebie takie dźwięki, jakich normalny człowiek nie potrafi zrobić. Smutne... Takie smutne sobie życie mam, tralalalalaaaaaaaa.
Współczuje. Sobie. Nie tobie ty perfidny, gówniany człowieku... amen.

Kocham Cię M. Bądź dla mnie tą jedyną.. Proszę Cię, bądź dla mnie tą jedyną. Wtedy wszyscy będziemy mieć święty spokój. Wtedy będzie dobrze. Prawda?

I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing.I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing. I am nothing.
Ale cóż.

***

Nic się nie dzieje. Jest taka nudna, jakiej chyba jeszcze nigdy w życiu nie miałam. Mój psiak ma cieczkę - ha, moja sunia jest teaz małą kobietką - och, jestem z niej taakaa dumna. Ciasto. Upiekłam ciasto razem z C.A. wyszło tak pyszne, że na drugi dzień nie było połowy. A jeszcze pod wieczór była cała blacha! Teraz został ostatni rząd. Jestem przeziębiona. Kicham. Smarkam. Czytam - pożeram książki. Chcę zostać nowym papieżem. Wizja mnie, jako papieża w glanach, ubraną na czarno, czytającą Biblie Szatana, mieszkająca w tych cholernych luksusach w Watykanie... Ta wizja jest bardzo kusząca. Głosujcie! I przekupujcie tych kardynałów. Warto. Amen.

Iluzja.
Mimo wszystko.