niedziela, 26 października 2014

26.10.14

Wraz z nastaniem jesieni, wraca również ta paląca potrzeba pisania, ciągłego zaznaczania swym pismem gładkie kartki. Wszystko przepełnia rdza i zapach mgły - bo wszystko obumiera, bardzo cicho i jednoczenie bardzo lękliwie - suche liście, które kruszę między palcami wydają potworne dźwięki. Momentami ciężko jest je znieść.
Włosy pochłaniają każdy promień jesiennego słońca i wtedy zamykają w sobie złoto. Płynne złoto, które przelewa się z błogością przez loki i uśmierca każde napotkane spojrzenie.
Mgła wkrada się w płuca i wypełnia szarpiąc za tkanki. Niczego już nie widać, bo wszystko przeżarły ćmy - niewidome ćmy.

Tej jesieni nazbierałam mnóstwo kasztanów. Spacerowałam przez krakowskie planty i zbierałam każde napotkane oko, a łupinki z kasztanów tańczyły pomiędzy moimi nogami chrobocząc o zimny chodnik.
Kraków pełen mgły i pełen złotych liści - płonie, cicho tylko krzycząc. Jest piękny. Opuszczone alejki zatrzymują przy sobie mgłe i nieśmiałe promienie słońca o wiele dłużej, niż Rynek czy planty. Pozwalają, by to wszystko osiadło na stare kamienice i wywołało efekt starych czasów. Tak przyjemnie jest się w tym zatracać każdego dnia na nowo.