piątek, 28 marca 2014

28.03.14

Oddech sprawia ból, jakby pod nim kryło się milion ostrz, sączących z siebie jad. Nie ma czasu na rozkosz, nie ma czasu na dzielenie się ciszą i spokojem, bo tego nie ma. Zrobiło się tak cicho, cichuteńko. Nadal w moich uszach rozbrzmiewa szum. Z oczu sączy się ropa, a spomiędzy paznokci wychodzą czarne małe robaki. Lubią mieszkać na ciepłym wilgotnym języku i cykając śpiewać mi na dobranoc.

Obłęd rozszedł się w każde zakamarki żył.


niedziela, 23 marca 2014

23.03.14

Dotknij mnie. Zrobiłam zdziwione spojrzenie. Czy to moje usta zdobyły się na takie wyznanie? Nie, nigdy czegoś takiego nie wypowiedziały, zbyt mocno ściskał je strach. Staram się rozprowadzić językiem smak niewypowiedzianych. Smakują gorzko, metalicznie, ale kiedy już zliże się gorszą warstwę, to pod nią odnajdzie się subtelny smak ciała... Ciepły i lekko słonawy. Słodkość przychodzi znacznie później, a wtedy język pragnie wody. Drugiego człowieka, nie z siebie. Dotknij mnie. Roztrzaskałam szklankę. Po podłodze posypało się mnóstwo maleńkich drobinek szkła. Każde z nich, wbrew pozorom, jest bardzo ostre - co więcej - skaleczy cię nawet wtedy, kiedy trzymasz swoje gołe stopy z daleka. Ja nie trzymałam, a mimo to poprzyklejały się do moich stóp, tworząc liche 'buciki'. Buciki pełne pęknięć i ostrych Iskier. Bo to Iskry, teraz już je rozpoznaje. Dotknij mnie. Policzkuje się, by zdobyć odwagę, by obudzić się, bo jestem nader pewna, że znowu wyfrunęłam z rzeczywistości. Ale nie... Naprawdę tu jestem, a te słowa naprawdę rozbrzmiały. Dotknij mnie. Jedyna różnica polega na tym, że nie wypowiedziały ich moje usta, ani nawet moja podświadomość, ani wyobraźnia... Wsłuchaj się. Bo ja już wiem, ale dostrzegam cię zbyt późno. Siedzisz, taka krucha, taka nieistniejąca, nie wołasz nawet o pomoc. Chociaż... Twoja pomoc brzmi 'Dotknij mnie'. Rozumiem, ale nie mogę, dobrze wiesz, że nie mogę cię dotknąć. Nie patrz tak na mnie, twoje błagalne spojrzenie nie robi na mnie wrażenia, nie sprawia, że pragnę się przełamać. Nie dotknę twojego ciała. Patrzysz już nie delikatnie, już nie błagająco, już nie uroczo, już nie dobrotliwie i ze łzami. Twoje spojrzenie zmieniło się diametralnie, odkąd dotarło do ciebie, że ja naprawdę nie złącze swojego ciała z twoim. Twoje oczy są teraz ciemniejsze - to z gniewu - źrenica przysłoniła całą tęczówkę, jesteś z siebie dumna? Widać w nich złość, wściekłość. Taka furia, jaka rozgrywa się we mnie - ty teraz tworzysz ją w rzeczywistości. Nie dotknę cię. Drobinki szkła nie tworzą już bucików. Przebiły się z ogromną siłą do góry, przebijając moje stopy, przebijając kości. Wirują teraz wokół moich rozwianych włosów - to piękne, niestety ty tego nie dostrzegasz. Opanował cię straszliwa wściekłość, skierowana na mnie. To boli.

~ * ~ * ~ * ~

Tak bardzo nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak Twoja Osoba staje się dla mnie ważna. Cichuteńko, leciuteńko ciągnę Cię przez sen za włosy, by Twoja Osoba wiedziała, że się Nią interesuje i pragnę poznawać, bo jak nikt... rozumiesz mnie. Chrząkam, kiedy zdaje sobie sprawę, że jestem takim małym nic nie znaczącym pyłkiem kurzu, na Twoich rannych powiekach. To takie niebywale... Słowa się odradzają. 


czwartek, 13 marca 2014

13.03.14

Więc mówisz, że wszystko blaknie pod naporem twojego dotyku, a słońce drży na niebie i sprawia wrażenie, jakby miało zaraz wybuchnąć? I mówisz, że to przez ciebie. Cóż... masz racje. Jeśli jednak tak na to spojrzeć, to masz naprawdę wielki problem, a powieki nie są ci już potrzebne. Wyrysowałam a nich, czarnym flamastrem, urywane kreski - to szlak, tym pokazuje ci jak będę ciąć. Biorę wielkie nożyce, srebrne, miejscami lśniące - tam, gdzie nie ma rdzy z resztkami zaschniętej krwi. Podchodzę do ciebie cichutko, na paluszkach, by nie zbudzić cię z tego pozbawionego sensu snu. Naciągam powiekę i tnę dokładnie po trasie. Tnę ciało, ani na chwile nie przestając, ani na chwile nie zatrzymując się - choć twój krzyk paraliżuje mi kończyny. To śmieszna scena, podczas której ty wijesz się z bólu, machasz rękami i nogami, ale tak naprawdę wcale nie przeszkadzasz mi w rozerwaniu twoich powiek. Zupełnie. A przecież chcesz mi to wszystko utrudnić - mimo to nie ruszasz głową. Nie, ona pozostaje u ciebie nieruchoma, zimna i, wydawać by się mogło w pierwszej chwili - obojętna. Osoba stojąca na tyle blisko ciebie, twojej twarzy, może dostrzec malutkie kropelki potu, jakie powstały z wysiłku trwania w tym stanie. Podejrzewam, że w twoim wnętrzu panuje rozkład na wszystkie części, może, gdybyś mogła mówić a nie tylko krzyczeć, porównałabyś ten stan do istnego prawdziwego piekła w twojej duszy. Cóż za rozczarowanie... Lepiej nic nie mów, lepiej tylko krzycz. Ale, ale... nożyczki przestają być ostre, zaczynają rozkruszać się w moich dłoniach. Czy to ty próbujesz ją ratować? A przecież doskonale wiesz, że dla niej jest już za późno! Ty tchórzu, kryjesz się za filarem, wyglądasz jak wielki cień w gałęziach winorośli, tak mocno splątany i wyciśnięty. Ty chcesz ją uratować? Cóż, gdybym tylko mogła pozwolić sobie na takie marnotrawstwo, to z pewnością pozwoliłabym tobie dokończyć dzieła, jednak jeśli już jesteśmy na tym etapie... Rwę jej powieki. Obydwie są lekko nacięte, gdyż nie pozwoliłeś mi zranić ją bardziej. Cóż za ironia, teraz będzie cierpieć mocniej i mocniej... bardziej i bardziej... Rwę jej powieki. Rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę... Rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę, rwę... Wyrywam je z korzeniami.

~*~*~*~

Ponownie zaczęłam obserwować ludzi, w ten każdy następny dzień, podczas którego robimy tyle czynności, nad którymi nie wolno się zbytnio zastanawiać - bo co, jeśli uderzy w nas pewność, że to wszystko nie ma sensu? To bez sensu. Tak więc obserwuje ludzi - ponownie. Ponownie staram się zapisać ich historie w sobie, ich mimikę twarzy, kiedy myślą, że nikt na nich nie patrzy. Jeszcze nie mogę powiedzieć, do czego ponownie doszłam, jednak... Myślę, że jestem ku temu blisko, jednocześnie będąc dalej niż jeszcze przed sekundą. Paradoks? Śnią mi się rzeczy dziwne, rzeczy niespotykane i niepokojące. Bo jeśli to wszystko wytwarza moja psychika i moja wyobraźnia, to muszę stwierdzić, sama samiutka, że jest coraz gorzej. Ale ciekawi mnie również to, jak Ty sobie beze mnie radzisz. Ciekawa jestem, dlaczego na próbę załagodzenia całej tej okropnej sytuacji, napisałaś mi jedynie jedno marne, suche i chłodne słowo. Nie zamierzam już się starać, umywam ręce od tego całego grajdołka. Motyle zamieniają się w obślizgłe larwy, a larwy w motyle. W obu tych przypadkach otaczają mnie całą, i nie pozwalają mi zrobić bez nich chociażby jednego malutkiego kroku. Mam siniaki. Mnóstwo siniaków na swojej skórze, pod którą w żyłach płynie mleko. Mówiłam już, jak bardzo nie lubię mleka? A przed oczami mam wciąż i wciąż szklany stary kubek, w którym w mleku płyną płatki róży. Zatapiają się, by następnie wyleźć na powierzchnię, niosąc w sobie kapkę tego ohydnego białego płynu. Mówiłam już, że nie lubię róż?

"Jest mi mdło
boli mnie głowa,
Zeschły mi wargi
to żaden wiersz.
Po prostu chcę
żebyś wróciła."
~ Włodzimierz Szymanowicz