niedziela, 14 kwietnia 2013

14.04.13

Krótka informacja: blog został przeniesiony. Powodów jest wiele, ale te najważniejsze to to, że za wiele osób, które znam osobiście wie i czyta ten blog. Nie czuje się już tu tak swobodnie jak kiedyś. Wątpie, bym tu kiedykolwiek wróciła, ale nie usunę tego, co tu pisałam przez rok. To dla mnie zbyt ważne, i chętnie wrócę do tego za paręnaście lat. Rozpoczynam coś nowego, a co za tym idzie na nowym blogu. Dziękuję wszystkim. Żegnajcie.

wtorek, 2 kwietnia 2013

02.04.13

Czy dobrze wpisałam date? Nie wiem. Nie wiem już nic. Muszę gdzieś coś napisać... Bo oszaleje, jeżeli już do tego nie doszło... Nikt mnie nie kocha. Hhaha... Powiedziałam to już dzisiaj na głos chyba ze sto razy. Jest mi nadzwyczaj smutno, i nie wiem, jak to teraz będzie. Jeżeli w najbliższym czasie nie zmieni się coś na lepsze, to chyba ocipieje. Widziałam dzisiaj normalnie anioła... To był anioł a nie chłopak do cholery. Cud malina... Nie powinnam tak pisać, ale kiedy on naprawdę był...cóż, był olśniewający. Długie, proste, blond włosy, delikatne rysy twarzy, śliczne usta, szczupłe dłonie, grał na gitarze. I prawdopodobnie miał dziewczyne. Trudno. Ale był śliczny i tak czy tak trzeba byłoby mu to przyznać.
Było mi dzisiaj smutno i jest tak w dalszym ciągu. Czuje się taka niekochana, że aż to śmieszne. Niby żaden powód do niepokoju, ale jednak to okropne uczucie. I nie chodzi mi tu o uczucia mojej rodziny. Ja wiem, że na swój sposób mnie kochają. I świetnie. Chodzi mi tu raczej o... O to, czego nie potrafię wyrazić. Chciałabym mieć osobę, która świata by poza mną nie widziała. Taką osobę, która w swoich oczach miała odbite to głębokie uczucie, którym mnie obdarza. Chciałabym, by ta osoba była i mimo wszystko nie odtrąciła mnie. Chciałabym by kochała moje nieujarzmione włosy, kochała moje głupie poczucie humoru... Chciałabym by po prostu była i oddała mi się bez reszty. Ja w zamian za to, zrobiłabym to samo. Z uśmiechem na twarzy pchałabym się w ta chorą grę miłości, w której chodzi tylko o to, by gdy będzie dobrze, nastało to coś odpychającego. I jaki to ma sens... Ale miłość nie musi mieć sensu by istnieć. Ludzie wypinają się na nią ale i tak ich dopada, i ma z tego uciechę. I po prostu jest. Tutaj nie potrzeba żadnego sensu. I to może właśnie to jest przyczyną problemu?

Kiedy coś uparcie gaśnie - zaufaj iskierce nadziei.
Jakże to boleśnie do nas pasuje...

Nawet nie wiem, czy są jacyś my, czy już jesteśmy osobno.

Zamykając oczy jestem pewna, że kiedy je otworze coś będzie inaczej, że coś się zmieni. Niekoniecznie chodzi tu o to, że przykładowo coś mi nad głową wybuchnie. Nie. Chodzi mi tu raczej o to, że ilekroć zamykamy oczy a potem je otworzymy, to coś sie wokół nas zmieni. Wokół nas a może i także w nas? Choćby to miało być tylko rozmieszczenie kurzu, choćby jakiś robak tylko się przesunął to jednak coś się zmieniło... Choćby to miała być tylko jakaś nieistotna pierdoła, to jednak. Może to jest właśnie takie fascynujące? Choć pojęcie fascynujące jest chyba pojęciem zawyżonym w tym przypadku. Ale innego nie znajduje, za późna godzina.
Pisze tu co miesiąc... Jakże to upokarzające, głupie i smutne. To chyba przez to, że za dużo osób, które mnie znają osobiście, maja dostęp do tego bloga i go czytają... Przez to nie pisze mi się tak swobodnie jak kiedyś. Czas pomyśleć o zmianie bloga.

Nie żyje.
Nie żyje.
Nie żyje.
Nie żyje.
Nie żyje.