wtorek, 11 czerwca 2013

11.06.13

   Czuję, jakbyś była obok mnie. Duszą, nie ciałem, ale jednak. Czuję, jakbyś śledziła każdy mój krok nie ujawniając się. Ale to wszystko mi pasuje. Nie chcę odcinać się od Ciebie całkowicie. Nadal chciałabym być częścią Twoje życia, bo Ty częścią mojego już będziesz na zawsze. Nie potrafię zupełnie usunąć całego mojego świata z tego, co mi pozostało. Po prostu nie potrafię. Wyobrażam sobie ciągle, że mimo tego rozstania Ty nagle pojawisz się w moich drzwiach. Ja, z gniazdem na głowie, podkrążonymi oczami i zakrwawioną wargą dosłownie padnę kiedy Cię zobaczę. Taka niespodzianka. Twoje niespodziewane wejście ponownie w mój mały świat. Niestety jednocześnie wiem, że nic takiego nie nastąpi.
   Chciałabym zamknąć się w starej szafie. Ale niech będzie ona pusta, bez ubrań, płaszczy, bez moli i innych robali. Niech będę tam tylko ja. Zamknięta. Odsunięta od zdrowego społeczeństwa. Tak chyba byłoby lepiej? Nie wiem... Czuję się zepsuta w środku. Piosenki nadal grają w mojej głowie, kawa nadal jakoś smakuje, deszcz ciągle pada, a ja ciągle żyje, tylko co z tego? Bez sensu życia wszystko traci ten blask. Jestem jak wypompowana opona w samochodzie. I nie ma zapasowej. Boli mnie kręgosłup. Zbyt długo nie widziałam czystego nieba i gwiazd w nocy. A księżyc? Istniejesz jeszcze, czy również dałeś sobie spokój i odszedłeś? Może kochasz się ze słońcem a ja nic o tym nie wiem? A gwiazdy? Gdzież wy jesteście. Wróćcie pieścić moje oczy, proszę. Bezsenne noce są katuszą, więc proszę, umilcie mi ten czas. Wolałam za wami ale wy nie odpowiadacie. Was nie ma. A raczej jesteście, tylko że zasłaniają was chmury. Z których uparcie pada deszcz. Nie chcę nikogo obrazić, kochany deszczu. Uwielbiam cię. Uwielbiam na ciebie patrzyć, jak rozbijasz się o chodniki. Jak uderzasz o liście i sprawiasz, że unosi się śliczny zapach. Naprawdę uwielbiam cię. Ale uwielbiam też gwiazdy. Ciebie mam ostatnimi tygodniami na co dzień, a gwiazd i księżyca nie widziałam wieki. Boję się, że oślepłam. Że to już nie widoki dla mnie. Że nie jestem już godna. Przepraszam... Nie chciałam. Nie chciałam zaprzepaścić ci przyszłości. Wróć. Przepraszam... Zjadłam truskawki ze śmietaną. Były pyszne. Umiliłam sobie parę minut, w których je konsumowałam. Miałam wrażenie, że jem piękno. Było zachwycone mym wnętrzem, a ja mu za to dziękowałam. Teraz uderza od środka w mój brzuch, chce się wydostać, bo jednak nie jest tam tak pięknie jak mu się wydawało. Za to też przepraszam. Nigdy nie będę idealna, ale chciałabym, by ktoś tak o mnie mówił mimo wad. Patrze na kurz. Mam wrażenie, że mnie obserwuje. Ma żółte ślepia i ostre zęby. To nic, że jest maciupki. Ja go widzę... Przepraszam. Czy ktoś ma chusteczkę? Nikt? Ale jak to. Ja noszę przy sobie prawie zawsze. Nie w tym momencie, ale jest mi bardzo potrzebna. Proszę, dajcie mi chusteczkę. Nie chcę, by łzy spadły w świat, albo by zatopiły się w ubranie, albo w moją skórę, albo we włosy... Daj mi chusteczkę. A najlepiej dwie. Nie... Najlepiej to ty mnie ocal. Ode złego.

NIE WIEM JUŻ JAK MAM SOBIE RADZIĆ.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

20.06.13

   Popełniłam ogromny błąd, myśląc, że możesz mnie uratować. Naprawdę myślałam, że za sprawą Twojej osoby wszystko mi się ułoży, że będzie tak, jak być powinno. Snułam plany na przyszłość zapominając, że przecież wszystko zbyt szybko się zmienia, że nie powinnam robić czegoś takiego tylko dlatego, że byłaś przy mnie rok. Rok, to sporo czasu, ale ja myślałam, byłam przekonana, że zostaniesz już na zawsze. Chciałam pieścić Cię w swoich ramionach, całować Twoją główkę, sunąc delikatnie opuszkami palców po Twych piersiach i mieć tą świadomość, że będę to miała każdego dnia. Każdego następnego dnia do końca swojego życia. Byłam przekonana, że pozostaniesz przy mnie na zawsze, że to nie tylko taki kaprys, takie widzimisię. Najwyraźniej bardzo się pomyliłam dlatego właśnie teraz zostałam z niczym. To straszne uczucie. Tak zostać z zupełnym niczym.
W sumie nie wiem, czy mogę tak szczerze powiedzieć, bo przecież mam trzy przyjaciółki. Ale przecież to przyjaciółki, a nie osoby, z którymi chciałabym się ożenić, wieść życie aż do śmierci. To zupełnie inna sprawa. Inne osoby, inne charaktery. Ja chcę Ciebie. Ciebie. A nie mam i najprawdopodobniej już nigdy mieć nie będę. Jak tak można życie? Jak?! Zwracam się do ciebie z tym pytaniem, a ty jak zwykle mi nie odpowiadasz. Pozwalasz, bym została z tym problemem zdana na samą siebie i nie pomagasz. Nie pomagasz, wciąż tylko dorzucasz coraz więcej problemów, ciesząc się zapewne z tego, że tak pięknie sobie z nimi nie radzę. Naprawdę cieszy cię cudze nieszczęście? Naprawdę aż tak bardzo lubisz na nie patrzeć? Myślę, że owszem. Świecie, twój parszywy charakter i sposób, w jaki się z nami - ludźmi obchodzisz, jest wręcz karygodny, więc dlaczego aż tak bardzo dziwisz się, kiedy ludzie odpłacają ci cierpieniem za cierpienie? Dlaczego dziwi cię, że nie szanują natury? To straszne, ja wiem - nie szanować natury, pozwalać, by wszystko usychało, paliło się, by wszystko obracało się w coś martwego, ale strasznym jest również to, że zupełnie to samo dzieje się z ludźmi. I to przez ciebie świecie. Logika... Brak logiki... Logika... I jej brak... Chciałabym, by wszystko było dobrze, a wszędzie otaczały mnie kolorowe, pachnące kwiatki. Ale to się nie stanie, wiem, że to się nie stanie, bo jest to póki co niemożliwe.
   Przestałam marzyć, przestałam snuć plany na przyszłość już od jakiegoś czasu. Wiem po prostu, że nie warto. Prędzej czy później ponownie przejadę się na czymś lub na kimś. Zawsze znajdzie się coś, co tę przyszłość zniszczy. Nie mogę już dłużej marnować na to czasu, dlatego też od tego momentu będę myślała tylko i wyłącznie o teraźniejszości. Jak mogę udoskonalić dzisiejszą chwilę, która właśnie trwa? Może zrobię sobie zaraz kanapki ze swoim ulubionym serem? Może do tego zrobię sobie herbatę, a potem będę czytała nowo zaczętą książkę? Może zaraz wychylę się przez okno tak bardzo, że spadnę na dół? Niestety mieszkam na trzecim piętrze, więc raczej by mnie to nie zabiło. Chyba że upadłabym tak, bym złamała sobie kark. Jednak z moim szczęściem (tu zawiało ironią) nic takiego się nie zdarzy, i jedynie skończy się na potłuczeniach, może złamie rękę, ewentualnie nogę albo i to i to.
   Nie chcę jeszcze umierać. Za krótko byłam kochana. Chcę przeżyć momenty przytulania ukochanej osoby, chcę czuć jej ciało przy swoim ciele, chcę czuć jej zapach, chcę budzić się przy niej, chcę jeszcze tak wiele, że nie mogę umrzeć już teraz czy w przyszłym tygodniu. Wbrew wszystkiemu chcę najpierw przeżyć najszczęśliwsze chwile a dopiero potem mogą mnie zjeść robaki czy liznąć płomień obracając mnie w pył. Nie wiem już co mam robić, byt wiele razy na ten temat myślałam, że już mam mętlik... A kiedyś było tak pięknie. Skąd mogłam wiedzieć, że zniszczę Ci życie?

sobota, 1 czerwca 2013

01.06.13

   Mam tłuste palce. Chciałam zjeść naleśniki, ale po paru 'kubkach' martini zmieszanego z sokiem pomarańczowym nie wiem, czy to dobry pomysł. Zjadłam również pizze. Zbyt dużo myślałam i zbyt dużo płakałam w środku. Nie mogłam wypłakać się na zewnątrz, bo nie chciałam, by wszyscy to zobaczyli. Po co? Co by to zmieniło, że ktoś zobaczyłby jak mi źle? Co by to zmieniło? Zrobiliby coś? Stał by się cud i nagle wszystko zaczęłoby się układać? Co by to zmieniło? Myślę, że nic. Nic, nic, nic. Jestem zbyt głupim człowiekiem, dlatego właśnie nigdy nie pojmę tego świata. Mam tłuste palce. Tłuste palce mam. Od oleju. Od naleśników. Od tłustego widelca.
   Boję się. Każdego ranka, kiedy otwieram oczy - boję się. Każdej nocy, w której budzę się z paniką w sercu, a ono pędzi, jak gdyby spieszyło się, by dopaść ten niezidentyfikowany ból i go pożreć - boję się. Każdego dnia, w którym muszę zmierzyć się z tą niezbyt przyjemną rzeczywistością, z tymi ludźmi, którzy patrzą się na ciebie spod byka, nie ufając nikomu, ale w myślach obmyślając, jakby cię tu upierdolić - boję się. Każdego dnia w szkolę, w którym obawiam się o swoje już i tak mocno nadszarpane nerwy - boję się. Kiedy kładę się spać, rozmyślając o właśnie skończonym dniu, o tym, co się stało, co się nie stało i co stać się mogło, o tym, co zrobiłam a czego nie, o tym, co straciłam, o tym, co zyskałam, o tym, co zniszczyłam - boję się nawet wtedy i kiedy śpię również się boje wiesz? Ale sen, to taki drugi rodzaj umierania. Bardzo przyjemny o tyle o ile. Jeśli śnią ci się w nim same koszmary, strasznego, przeraźliwe koszmary, które doprowadzają cię do bólu serca z przerażenia, to nie jest już przyjemny, a jedynie odpychający. Robisz wszystko, byle tylko nie zasnąć. A kiedy już jakimś cudem zasypiasz, to budzisz się w środku nocy. Rozglądasz się po swoim pokoju, który jakimś dziwnym sposobem nie wygląda jak twój pokój. Albo wygląda, ale jest jakiś taki...przerażający. Coś się w nim zmieniło, coś powoduje, że ogarnia cię przerażenie, strach tak namacalny, że aż niemożliwy. A jednak. Właśnie coś usłyszałeś. O, a teraz właśnie zobaczyłeś coś kątem oka. Wydaje cie się? Tak myślisz? Może i masz racje, ale ja osobiście uważam, że to zdarzyło się naprawdę. Tak jak i to, że właśnie sparaliżowało cię ze strachu, właśnie szybkim ruchem zapaliłeś lampkę nocną. Jesteś cały spocony, serce bije ci zbyt szybko, dobrze o tym wiesz. Boli. Rozglądasz się cały czas po pokoju, ale nic nie widzisz. Nie widzisz, ale czujesz czyjąś obecność. Postanawiasz włączyć telewizor, by odgonić czarne myśli i strach. Niestety nie ma nic ciekawego, jedynie jakieś programy o wróżeniu z kart tarota. Kiepskie oderwanie od tego, co się dzieje w pokoju. Oglądasz jakiś badziew, ale to nic nie daje. Wyłączasz telewizor, za to włączasz radio. Lecą jakieś polskie stare piosenki. Raniące dla twych uszu, ale zawsze to jakieś zwrócenie twojej uwagi. Na komputer nie wchodzisz, bo biurko jest zbyt blisko przy oknie - boisz się, że coś cię przez nie złapie. Kładziesz się. Starasz się usnąć. Ale nie możesz. Nie możesz, bo to coś jest razem z tobą. Jest tuż obok ciebie. Prawdopodobnie nawet dmucha ci w twarz swoim zimnym oddechem. Wszystko jest złe. Nawet ty sam. Ze strachu zatraciłeś swoje prawdziwe ja. Już ciebie nie ma. Jest tylko twoja skóra na twoim szkielecie. Ale ciebie już nie ma. Nie ma. Nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie am, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma. Nic już nie ma...

Boję się.