czwartek, 5 listopada 2015

05.11.15


Ma oczy niewidomych niewolników. Patrzy przez ślepe okno, w biel mgły, najgłębiej.
Okna w domu nie chcą pozostać zamknięte. Coś cały czas otwiera je szeroko, albo tylko odrobinę - tylko na tyle, by coś mogło wejść do środka, nieproszone, bezszelestne.
Z szafy wyjęte najcieplejsze swetry, ciemne szale. Książki, które głośno oddychając czekały na jesień, spoczywają teraz coraz bliżej dłoni. Z drewnianej półki zdjęty mały kominek, przeniesiony na stół, bym mogła rozpalać w nim ciche światło i zapachy lasu, baśni. Kwiaty swoimi małymi główkami nachylają się bliżej miejsca, gdzie czytam, gdzie piszę, gdzie nucę urywane melodie. Ususzone roślinki spoglądają zawieszone tuż przy obrazach. Zapach kurzu wydobywający się z miejsc od dawna nie-ruszanych.

Z pełni Księżyca zrodziła się mgła, przepiękna mgła, która pojawia się jeszcze kiedy jest jasno. Za jej sprawą patrząc przez okno w kuchni widzę Obraz, który został wpisany w wyśniony cmentarz - nigdy w nim nie byłam, a jednak mam tę pewność, że ułożenie drzew i gęstość mgły odpowiadają właśnie jemu.

Wychodzę na dłuższe jesienne spacery z psem, który biegnąc rozwiewa suche liście i ginie w nich kolorem, małym ciałem - pozostają widoczne tylko psie oczy - w kolorze księżyca.
Wracając ze spacerów we włosach niemal zawsze znajduję wpleciony mały listek.

Lekko odsłaniam okno. Czegoś wypatruję. Po wieczornym spacerze włosy wciąż pachną ogniskiem, pieczonymi jabłuszkami i wilgotnymi liśćmi, pomimo tego, że je umyłam. W ciemności zobaczyłam tyle pięknych Obrazów, a każdy z nich tworzy osobną opowieść, dojrzewającą w mojej głowie. Plotą miękkie gniazda. Granatowy materiał na alabastrowej skórze, gwiazdy i Księżyc uwięzione w oczach w kolorze porannego lasu.

I teraz hoduję świeży mech na łóżku i ścianach. Pokłady ukojenia, początek czegoś nowego.


środa, 4 listopada 2015

04.11.15

czeka na wiadomość od niej
na wiadomość z Tamtego Świata
zaświeciła wszystkie świece jakie posiada w pokoju i czeka, wypatruje w ciemności jej alabastrowej skóry
woskowe ciało, zastygła w oczekiwaniu, schnące węże na głowie, słowa nie dające się spisać na kartkę - Opatrzność na ustach
wyciągnęła z kufra jej włosy i teraz wdycha zapach cynamonu, delikatnie gładzi tę zbożową sierść leśnego zwierzęcia

*
fragment Snu Kobiety (z wiadomości od Delikatnej - 27 października)

Wczorajszej nocy śniłaś mi się ubrana w czarną, koronkową suknie, podobną do mojej i obie kroczyłyśmy alejkami nieznanego mi miejsca - nie widziałam go jeszcze nigdy w Snach ani Wizjach. Potem zabrałam Cię do mojego domu, od razu wbiegłaś do pokoju oświetlonego milionem świec i nie zważając na nie, z impetem oparłaś dłonie o parapet, wychylając się przez okno, wzrokiem nerwowo czegoś szukając. Przestraszyłam się, bo nie wiedziałam o co chodzi, w końcu zrobiłam nam herbatę, wszystko miało być Wyjątkowe i Czułe, ale na szczęście nic złego się nie wydarzyło. To jedynie euforia w Twoich oczach i okrzyk radości, że nigdy wcześniej nie widziałaś niczego piękniejszego. Stojąc tuż przy Tobie spojrzałam przez okno mojego własnego lokum. Widać z niego Dolinę Śmierci, ale tego dnia wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Świat wokół był przytłumiony, jedynie w tamtym oddalonym od nas miejscu spoczywały promienie słońca oświetlając najpiękniejsze kolory i ryk dzikich zwierząt, śpiew najpiękniejszych ptaków. Kiedyś tak będzie, będzie.

poniedziałek, 2 listopada 2015

02.11.15

Zamyka oczy. Rozgląda się po pustce, nasłuchuje. Tego zmysłu nie udało im się upośledzić, a nawet mocno się rozwinął, tak mocno, że ciało powoli nie jest w stanie utrzymać tej czarnej materii rozrastającej się głęboko w niej. Ciche skrobanie. Twardnienie metalu, ściany zamieniają się w piasek, mgła dostaje się pod zamknięte powieki.

Była ich starożytną kapłanką. Po pewnym czasie zdali sobie sprawę, jak stare istnienie mają przed sobą i jak groźne. Ona jedna zgłębiła te obszary magii, do których nikt nie zdołał dotrzeć. To w jej oczach kryły się prawdziwe popioły zmarłych, to z jej wypadających rzęs rodziły się jesienne liście.
Mieszkała w grobowcach Egipcjan. Przemierzała je głęboko wdychając drgającą martwą ciszę, spokojną wodę w zastygłych ciałach. Szepty wchodziły miarowo, wypełniając szczelnie jej głowę, by żadne wodospady nie zalały tej cichej miękkiej poczwarki, ukrytej i spowitej całunem.
Na Ołtarzach rozkładała obrusy, powolnymi ruchami wygładzała każdą fałdkę, zapalała ciemne świecie - przygotowani na przyjmowanie zmarłych.

Jej ulubionym miejscem była jaskinia, umieszczona jeszcze głębiej niż grobowce. Jaskinia przechowywała w sobie miliony bielejących kości, które tworzyły połyskujące piramidy. Robactwo powoli ssało pozostałości po szczątkach. Skłębione materiały, mumie zachowane niemal w idealnym stanie, ułożone u stóp białej piramidy. Chodziła w każde miejsca tej ogromnej komnaty widziadeł, wybierała najmniejsze kostki i chowała do płóciennego worka. Legiony widm opiekowały się tym pomieszczeniem i były jej posłuszne, a ona powoli kompletowała ciało swojej ukochanej Kobiety. Kostka po kostce.
Nocami kładła się na kamieniu, który niegdyś służył do usuwania organów, tworzenia mumii, i okrywała się całunem. Początkowo był biały, by wraz z tysiącami lat pożółknąć od zwłok, do których był przykładany by wydobyć tajemnice śmierci, tajemnice nietrwałości. Teraz jest niemal czarny jak pióra kruka, którym z oddaniem się opiekuje.
Cmentarzysko w jej ciele, zwierzęta które liżą jej rany.