czwartek, 28 czerwca 2012

28.06.12

Cóż, ten dzień zaczyna się całkiem nieźle. Zarobiłam... 15.50zł ^^ Nie narzekam, bo teraz mam 30zł i jeszcze troszkę, a jak zwykle zresztą, wydam to na jakąś książkę. No cóż.
W domu płacz, wrzaski, zgrzytanie zębami, a ja zamykam się w swoim pokoju i na to leje. Nie moja wina, że ta rodzina nie potrafi przeżyć od kłótni choćby jednego dnia. No więc niech i tak będzie.
Czy błędem będzie, jeśli zaszufladkuję ten dzień do dnia w miarę okej? No na razie niczego szufladkować nie będę, bo to jednak za wcześnie.
Dosłownie parę sekund temu wrócił ojciec - ten dzień jednak będzie do bani. O żesz w dupę.
M<33
Nawet śmierć nas nie rozłączy.

A gdyby tak moja śmierć wyglądała inaczej, niż w poprzednim wpisie? Może zrobię to całkiem inaczej? Może po prostu zdobędę się na odwagę i, po paru wdechach, myślach, że dasz radę, uda się!, po prostu wejdę pod nadjeżdżający samochód? Może zrobię to nawet z uśmiechem? Może zginę śmiercią natychmiastową, o ile samochód będzie jechał w miarę szybko? Skłamałabym, jeślibym powiedziała, że tego nie chcę. Oby. A może wjadę na wieżowiec gdzieś w środku Krakowa, by popatrzeć przed śmiercią na to piękne miasto i po prostu skoczę? A jeślibym to wybrała i skoczyła, to czy w połowie drogi na dół, czy rozmyśliłabym się? Boje się, że tak, ale jeśli mam silną wole, a mam, to wytrzymałabym do końca te parę sekund. Spadając na dół myślałabym tylko i wyłącznie o M.. Bo Ona jest warta każdego grzechu i każdej chwili. Myślałabym pewnie też o swoim życiu, co nareszcie zostawię, a co szkoda mi będzie. Obym upadła tak, bym złamała kark. Nie wiem dlaczego, ale tak bym wolała. Oczywiście upadek z tak wysoka musi się skończyć śmiercią, ale jest coś niesamowitego w odgłosie łamanej kości. Moja śmierć nie musi być widowiskowa ani spektakularna. Ona po prostu musi być i tyle będzie mi wystarczyło. Mam szczerą nadzieję, że nikt nie będzie próbował mnie ratować, ani plotkować na temat mojego odejścia, choć plotki dla niektórych są jak afrodyzjak. Cudownie. Ale to nie jest tak, że chcę skończyć ze sobą teraz, w tym momencie, w najbliższym czasie. Chce dożyć chociaż dwudziestu trzech lat. To nic, że to życie mnie nie ciszy, ale chcę dożyć chociaż tyle. Potem się zobaczy. Oczywiście śmierć może przyjść po mnie w każdej chwili i o każdym czasie ale dobrze mieć plany na przyszłość prawda?

Chciałabym być psychologiem. Może psychiatrą... Tyle razy zmieniałam plany na zawód, ale niczego nie jestem tak pewna jak tego, że chcę by którymś z tych. Kiedy powiedziałam o tym znajomej, ona na to chcesz pracować ze świrami? Chcę. Fascynują mnie aczkolwiek również przerażają. Jedno z drugiem się pięknie łączy i z chęcią poznam co siedzi w ich głowach. Jednakże taka praca męczy, a ja nie wiem, czy dam radę, dlatego właśnie jest też droga w bok - psycholog. Niewiele się różnią tak naprawdę, ale jedno i drugie mnie przyciąga. Ostatnio żartowałam z E. że będę psychologiem strzygą, będę psycholożką duchów. Bardzo śmieszne. Ona - strzyga malarka. Idealnie się dobrałyśmy pod tymi względami. Mam malutkie plany na przyszłość. Zamieszkam sama, może. Będę miała piękne duże mieszkanie, jeśli nie domek jednorodzinny. Nie boję się jak inni mieszkać sama w takim domku, przy lesie... To moje marzenie. Z dala od miasta, gdzie każdy na każdego patrzy spod byka i nie pomoże, chyba, ze koniecznie będzie musiał. Tak bardzo bym chciała mieć kotka i psa, i papugę. Mieć kominek, fotel bujany, własny piękny pokój z wiszącym łóżkiem. Widok na góry i na las. Mieć miłych sąsiadów, którzy zawsze służą pomocą nie z konieczności a z dobra i z chęci. Mieć wielką bibliotekę w domu, i całą zapełnioną książkami. Książki będą walać się po domu wszędzie. Będą ułożone na podłodze w stosiki, jeśli zabraknie miejsca dla nich w bibliotece domowej. Tak bardzo bym chciała, by moja przyszłość była jasna, prosta, ociekająca powodzeniami i szczęściem. Ale chcieć, nie znaczy móc, nie znaczy, że tak będzie...

Zgubiłam się w plątaninie własnych długich włosów. Otulają mnie i wydzielają piękny zapach, nie żadnego szamponu, a życia. Szeptają do mnie wszystkie moje grzechy, ale ich nie ucinam. Dobrze wiem, że każdy grzech obróci się przeciwko mnie.

Nihilizm.
Hm...
Widzę swoje kości, swoje mięśnie, swoje nerwy.
Widze wszystko bardzo wyraźnie, bo nic się przede mną mojego nie ukryje.
Próbuję wydrapać swoje oczy, by zaniemóc.
Ale wszystko staje się tak wyraźne, że upadam w nicość.
W życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz