piątek, 1 maja 2015

01.05.15

   Śpisz już. Jest mokro, jest zimno, jest trochę (ale tylko troszeczkę) mniej Ciebie, jest więcej lęku i może jeszcze więcej surowości. We wtorek, w nocy, bardzo padało. Całą swoją uwagę skupiłam na tym, co rozgrywało się za oknem. Te przeraźliwe dźwięki, ten szum i odgłosy zwierząt. Baśń, którą opowiadał deszcz, moje słowa do niej (zapisane w dzienniczku): "Mój Boże, jak pada... Nie zniosę tego. Nie zniosę tego dźwięku." Od tamtej pory wszystko we mnie trzęsie się bardziej.


-

   Coraz częściej wychodzi słońce i rzuca na moje włosy smutne światło. Te loczki mają w sobie złoto, ale widzę w nich również niteczki miedzi, czegoś czerwonego, rudego - popatrz, popatrz jakie to nieodgadnione, nieuzupełnione, nie. I to tamta druga strona, ta zła-strona - to ona ma we włosach krwiste ogrody i złoto, porozrywane zwierzęce rany,  i ma na imię Maria. I nosi się na czarno, i ma smutne miodowe oczy, wiecznie wilgotne, z wytęsknionym blaskiem, ze spojrzeniem nieobecnym, zawsze gdzieś-indziej. To ona obserwuje ludzi, ukrywając się za rzęsami, to ona opowiada baśnie, spaceruje boso po lesie, to ona maluje blade ciało na czerwień, smakuje smutek, sny. To ona ucieka na swoje ulubione cmentarze, bo tylko tam może rozmawiać swoim głosem, uspokoić szalone myśli, z głosów-w-głowie zrobić doniosłą pieśń, tylko tam można zobaczyć spokój na jej twarzy. Ale cicho, ciii... To wszystko ona. To ją nazywają czarownica. To ona jest szalona.
   To wszystko ona. Te loki, które pachną lasem, cynamonem - rozumiesz? I kiedy odpycha ludzi, bo tak bardzo się ich boi (nawet ich Dobroci i Spokoju, bo ona jest mała, niedoświadczona) Wszystko ona, to ona nosi w sobie to szaleństwo. Proszę, nie mów tego... Nie mów do mnie. Ale Ty nie słuchasz, i te słowa wchodzą we mnie jak łzy Małego Niedźwiadka. Mówisz: jesteś nią, Ty ją stworzyłaś, jesteś nią cała. 

   I masz rację. Pokornie klękam przed Tobą i wycieram policzkiem ślady Twoich stóp, z zimnej podłogi, na której tańczyliśmy przy blasku czerwonego wina. Nie mów już. Ja wiem i rozumiem. Marszczę brwi próbując przypomnieć sobie moment, w którym ona mnie pochłonęła. Kiwasz palcem, karcisz tą małą dziewczynkę, którą wciąż w sobie chronię. Ona jeszcze jest i żyje.
Wszyscy bardzo krzyczą. Całkiem już uciekłam w tą drugą siebie, w tą złą-stronę. Tak mówisz. Łapię w małe rączki Baśnie Andersena.

Ptaki patrzą i malują się na czarno. Pięknie mi dziś śpiewały, wiesz?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz