poniedziałek, 17 sierpnia 2015

17.08.15

Fragmenty wpisu w dzienniku

Krople deszczu na szybach tworzą witraże. Pośród nich twoja smutna ręka, co drży jak przestraszony ptak.

Poprzedniego wieczoru, gdy Duszka opowiadała o starej kamienicy, która miała schody tak stare i zniszczone, że nawet zgarbieni i przegrani mieszkańcy bali się po nich chodzić, i tak kręte, niepewne, że łatwo było z nich zlecieć, rozszalałe ogniki malowały straszne wizje. W żeliwnej wannie pływała Leśna.

Pokój oświetlała tylko jedna mała świeczuszka, bardzo niespokojna, migające psotne ogniki. Złote światło rozlewało się wokół nas, ale ciał nie dotykało, nie docierało również do najodleglejszych kątów, zbyt przestraszone, by samemu dawać ochronę.

Słuchałam jej opowieści, gdy ciemność umysłu zaczęła tworzyć przykre przewidzenia. Gusła. Postacie pod stołem - skulone, jedzące same siebie. Zło wchodzące przez okno, inaczej, bo nie przez otwarte ciało, nie przez krew. Płonęły we mnie wtedy wszystkie łąki, wiele kilometrów wgłąb - do samego epicentrum. Moje ciało było ruiną, nie dało się uciszyć burzy.

Poprosiła, bym wyobraziła sobie długą, wąską drogę z ciemnego asfaltu. Po bokach dwa ogromne, oszklone i ciemne budynki, pnące się wysoko w górę. Na jednym końcu drogi - stara wieża, na drugim - wysoki, wąski, ciemny obelisk. Atmosfera ociężała od zła, niewypowiedzianego niepokoju, surrealizmu. Pośród tego ludzie bez twarzy, zgarbieni, maleńcy w tej agonalnej wielkości martwych budynków.

Deszcz zapowiada nadchodzącą ukochaną jesień, a wraz z nią baśnie, zapach kurzu w pokoju na poddaszu, Muminki, dawno nieotwierane kufry.

Chropowate opuszki palców, na których goją się rozcięcia.
Suche kilometry zniszczonego gniazda. Wyrwane włosy, z których jadły ptaki. Wypalone trawy, wysuszone kwiaty.

Ze szczątków ułożymy nową melodię, z jego małych, kruchych kości powstanie nowy duch.
Jednak jest jeszcze za wcześnie, i choć nie mówisz mi tego wprost, ja wiem, że jeszcze wiele zwierząt w nas (przy nas) umrze.


(będzie mnie tu więcej, bo więcej też się dzieje)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz