środa, 25 lutego 2015

25.02.15

Rozdzielam pasma włosów, rwę skórki robiąc maleńkie ranki. Patrzy przechylając głowę, jak maleńki ptaszek, jak sowa która obserwuje swoją ofiarę. Drapieżnik. Próbuje wmówić, że nim nie jest. Ucieka, gdy próbuję go dotknąć, by uświadomić samą siebie, że to nie kolejna iluzja.
Iluzja. Jak długo będzie trwało to nie-zrozumienie, nie-rozpatrzenie. Rozchwiane osobowości. I ten płomień, co podpala niebo w nocy, z gwiazd robi płonące bomby - koniec świata. A my tylko patrzymy, zaciskając dłonie w pięści, odbijając półksiężyce na wewnętrznej stronie naszej duszy - dlaczego? Potem te ślady krwawią, bo musimy poczuć, jak dusza rozrywa się w tych dręczonych miejscach. I to musi być krew, ta żywa i ciepła. Wywołująca przyjemne mdłości, ucisk w podbrzuszu - kiedy to zrozumiemy?
A kiedy chowamy się w samotnej chatce leśnej, bo wiemy, że On nas goni, i nie odpuści, a kiedy pochwyci - przeniesie swój szał na nasze ciała. Siniaki, uderzenia, czuję jak chwyta moją głowę w swoje mokre od podniecenia ręce i uderza nią o ściany tej ślicznej, ciemnej chatki, w której być może mieszka to wytęsknione Ciche Światło. Widzisz, jak potrzebujemy tej odrazy w sobie?

Jemy siebie nawzajem. Ubywa nas bardzo szybko, w nocy powoli dochodzimy do siebie, przybieramy postać mlecznego szkła. Posłuchaj tej baśni.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz