czwartek, 5 lutego 2015

05.02.15

Urodziło się we mnie coś na kształt tęsknoty, z którą bardzo nie potrafię sobie poradzić. To nowy rodzaj tęsknoty, nigdy dotąd mi nie znany, dlatego tak groźny, niebezpieczny i niepokojący. Z początku była to bezkształtna masa, pełna żalu i nienawiści. Aż któregoś dnia przerodziła się w czystą i brzydką tęsknotę. Istotnie, jest ona brzydka, nie zauważam w niej nic godnego łzy czy snów, a mimo to dostaje wszystkie te aspekty - jakim prawem? Wylewa się z niej śluz chorej kobiety, którą brutalnie zabiła jej psychoza. Możesz sobie wyobrazić, jaki to kolor - kolor przypominający klęskę, swoiste wrażenie przepaści. Czy jeszcze czytasz? A ja wciąż noszę w sobie taką tęsknotę i pozwalam, by rosła, z każdą nocą potężniejsza i dodająca do siebie nową chorobę. Ta tęsknota nie ma macek, nie ma też kłów. Posiada natomiast żyły, przeźroczyste żyły, przez które przepływają zmielone resztki pięknych wspomnień. To widzę. Zmielone resztki pięknych wspomnień, które są - co tu dużo mówić - obrzydliwe. Nie potrafię długo na nie patrzeć, gdyż wtedy zataczam się, niebezpiecznie tuląc się do ścian, z których wyrastają soczyste pnącza. Boże Mój, to zostało z naszych wspomnień, tych miłych wspomnień, których było tak niewiele. W pewien sposób chroniłam je, ale teraz już nie mam na to siły. Nie bez Ciebie, w tym momencie mojego największego wroga. Tęsknota ma też wypalone białka, oczy, które już nigdy niczego nie zobaczą. Ktoś wbił połamane, maleńkie odłamki kości w te dwie gałki oczne, które zamknęły w sobie tysiące niesamowitych obrazów. Tęsknota musi być ślepa, bo tego boję się najbardziej w swoim życiu, dlatego ona musi być tak pokaleczona. Musi. To nasza tęsknota, nasz defekt, coś czego oboje się brzydzimy. Tęsknota ma nas obrzydzać, nie odpychaj mnie.


Ślub. Dziś śnił mi się nasz ślub. Obudziłam się mocno ściskając w prawej dłoni kawałek kołdry. Jeszcze czuję ból w kościach i krwi, gdy ruszam połamaną ręką. To Ty mi ją połamałeś, śmiejąc się z moich urojeń. Jak mogłeś? A ja uszyłam na nasz Wielki Czas suknie. Była piękna, utkana z moich łez i baśni. A Ty ją zniszczyłeś. Jej strzępki wiszą w szafie, śmierdzą, rozpadają się, bolą.

Wymazuję każdy Twój ślad ze swojego życia, jednak na razie nie przynosi to pożądanych skutków. Jeszcze jest za wcześnie, ale wyrok już zapadł i to boli najbardziej. I ta cisza, co rozsadza myśli w głowie. Ksiądz przychodzi zawsze w nocy, a potem odprawia egzorcyzmy nad moim łóżkiem, kiedy leżę skulona, obrócona do ściany, na której rośnie piękny zdrowy mech. Leśnie. Czuję tylko warczenie bestii i już wiem, że nie wypuści mnie ona z obłędu. Nie wyprowadzi.


"Przebić się przez obłęd do sensu"
Edward Stachura "Dzienniki. Zeszyty podróżne 1"



1 komentarz: