piątek, 25 stycznia 2013

25.01.13

Robicie mi wszyscy makaron z mózgu. Pozwólcie mi nacieszyć się chwilami młodości, tak ulotnej, jak życie kwiatów po ich z cięciu. Ale wy nie chcecie. Ba, nie pozwalacie! mi nacieszyć się tym, co właśnie mi przemija i już nigdy nie wróci. Każecie mi iść do tego piekła, do tego więzienia, gdzie zamykają drzwi po dzwonku na lekcje i nie wypuszczą, chyba, że masz fałszywe zwolnienie podpisane przez wychowawce, wice lub samego dyrektora mojej porąbanej aczkolwiek nieźle popieprzonej szkoły. Kurczę, naprawdę chciałam napisać coś pozytywnego po 'aczkolwiek', ale nic mi nie przychodzi do głowy. No cóż, peszek i orzeszek.
Tak się zastanawiam, może powinnam zrobić listę osób, które by ponosiły odpowiedzialność za moje samobójstwo? O, przepraszam. Miałam nie pisać o samobójstwie, bo to niby temat skończony. Przepraszam, ale to chyba mój blog, prawda? Tak więc: muszę przyznać, że jak tak się teraz nad tym wszystkim zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że nikt by się tym nie przejął. Och, teraz zaprzeczacie? Nie macie jak,bo albo nie wiecie o tym blogu, albo po prostu jesteście w błędzie. Więc, nie zaprzeczajcie, nie marnujcie swojej energii i mojego czasu. Może i znalazłoby się parę osób, które by mnie od tego pomysłu odciągały. Może i by były. Mam szczerą nadzieję, że tak by było. Od pewnego momentu w moim życiu po prostu przestałam ufać ludziom. Całkowicie i nieodwracalnie, to wiem na pewno. Po prostu tak się stało i już. Dlatego właśnie przyjaźnie się tylko z trzema osobami, i, zaskoczę cię, to mi w zupełności wystarczy. Ale wracając do tematu. Nie wiem, czy te osoby uchroniłyby mnie od tej decyzji. Jasne, pewnie, powstrzymywałyby mnie, bo  jak to, nie powstrzymywać swojej przyjaciółki przed popełnieniem samobójstwa? To tak, jakby kopnąć ją w dupę, powiedzieć 'jak chcesz', i jeszcze na deser podrzucić parę pomysłów, jak by tu ze sobą skończyć. Chamskie, ale szczere. Potem by odpuściły, bo, dzięki moim zapewnieniom, byłyby przekonane, że porzuciłam ten chory pomysł odebrania sobie życia. A jeśli chodzi o moją M.? Ciebie wliczyłam w te trzy zaufane osoby. I wiesz co? Dochodzę do takiego wniosku: a jeśli Ty w tych staraniach, bym nie zrobiła sobie nic złego, myślała byś od początku do końca tylko o sobie? Sprawa ma się tak: za każdym razem nie podałaś innego powodu oprócz; bo mi, bo mnie, bo ja. Tak, tak właśnie. Nie pozwolę Ci się zabić, bo jesteś mi potrzebna. Nie dopuszczę do tego, byś odebrała sobie życie, bo co ja bez Ciebie zrobię? Musisz żyć, bo ja Cię kocham i jesteś moją dziewczyną. Cały czas, w tym wszystkim chodziło Ci głównie o siebie samą. I tak jest także w naszych kłótniach: piszesz mi, że wszystko Ty niszczysz, że jesteś taka głupia, nienormalna, że gdyby nie Ty, to by tych kłótni nie było, że wszystkiego się czepiasz - tylko po to, by zwrócić na siebie moją uwagę, bym, no nie wiem, poczuła litość do ciebie, że faktycznie, jesteś taka biedna, och i ach, i tylko chodzić za Tobą z pieluchą w ręce, a w drugiej z pudrem przeciw odparzeniom? Nie wiem, ale ja odnoszę takie właśnie wrażenie. Nawet w tej jednej pierdolonej chwili, kiedy to ja miałam problem, kiedy stałam nad przepaścią, a do skoku dzielił mnie dosłownie milimetr, i tak bardzo potrzebowałam Twojego wsparcia, mocnych argumentów na to, bym jednak została pośród żywych, Ty tak naprawdę myślałaś tylko osobie i o tym, co TY zrobisz, kiedy ja zdechnę, co TY będziesz wtedy myślała, co TY będziesz wtedy czuła. Jeżeli masz problem, to proszę bardzo - mów, ja nie będę przedstawiała Ci swojej sytuacji, byś zaczęła się nade mną ochać i achać, do czego, jak wiemy, nigdy by nie doszło. A dlaczego to wszystko piszę właśnie tu, a nie do Ciebie? Wiesz, że sama nie wiem? Może dlatego, że najzwyczajniej w świecie nie rozmawiamy już trzeci dzień, a ja nie wiem, czy napisać, czy zostawić to w cholerę, dać Ci czas czy czego tam potrzebujesz? Nie wiem, do cholery nie wiem co ja mam robić!!! I właśnie teraz, teraz właśnie chyba potrzebuje ręki matki. Mojej matki, matki, która kopnęła mnie w dupę rok po moim narodzeniu, a której teraz właśnie tak bardzo potrzebuje, bo do ojca się z takim problemem nie zwrócę, a do C.A. tym bardziej, gdyż również ze sobą nie gadamy. Gdybym mogła, i byłaby taka możliwość w ogóle, to przyznam szczerze, że zaadoptowałabym sobie matkę. Dobrą, kochającą mnie matkę. Wierną, ładną, ale dobrą. Dobrą do cholery ociekającą dobrocią i spokojem oraz trzeźwym tokiem myślenia. Niestety to nie wykonalne, a szkoda. Wracając do tematu samobójstwa: tak naprawdę wszyscy byście się nabrali, gdybym powiedziała okej, nie zabije się, już w ogóle o tym nie myślę, możecie byś spokojni. Nawet z muchą się zaprzyjaźniłam. Ale nie zauważylibyście podstawowych rzeczy: tego co kryje się pod moją wiecznie nałożoną maską, i ogólne zmiany zewnętrze, bo do wnętrza was nie wpuszczę, to chyba jasne? Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Ale nawet dając jasne sygnały do próby samobójczej wy tylko byście patrzyli na siebie i na swoje potrzeby. Niech was licho weźmie, a mnie niech pożre, będzie prościej i szybciej.

***

Szkoda, że nie ma możliwości zablokowania pewnej osoby, by z łaski swojej obślizgłej, nie czytała mojego bloga. Namolna krowo weź może spierdalaj? Przyczepiła się do mojego konta na lb, i nawet tutaj łazi ślepiami za zapisanymi moimi słowami. To już jest żałosne. No ale: jestem przeziębiona. Tylko trochę, ale boli mnie głowa, mam stan podgorączkowy, leci mi z nosa jak z niedokręconego kranu, boli mnie gardło i ogólnie koniec ferii. Obiecałam sobie nie klnąć i trwam w tym postanowieniu i w sumie dobrze mi idzie, ale tutaj musiałam, po prostu musiałam się wyżyć. Hm... 

A CO JEŚLI PEWNEGO DNIA ZNIKNĘ?
WTEDY WSZYSTKO ZOSTANIE TAKIE SAMO, TYLKO ŻE MNIE BĘDĄ WPIEPRZAĆ ROBAKI.
Szatanisko jest wielkie, i rozdaje cukierki i w ogóle jest takie omomo,
ale ja po proszę coś na ból głowy, a cukierki niech sobie Drogi Szatanek w sadzi
w to płonące, cuchnące dupisko.

2 komentarze:

  1. Czy warto myśleć o śmierci... Zawsze jest gówniana, obojętnie, czy umrzesz ze starości, czy z choroby, czy sam się zabijesz. Wiem, że życie też może być gówniane, ale przez rok patrzyłam, jak ktoś umiera. Dlatego codziennie rano myślę o tym, żeby dać sobie szansę. Nie wiem, czy znajdę jakiś cel, ale ciągle szukam.

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam takie blogi, obserwuje i dodaje do moich ulubionych u mnie, wpadnij i zobacz ;)
    http://myzombielifee.blogspot.com/
    licze na rewanzyk!

    OdpowiedzUsuń