środa, 14 października 2015

14.10.15

(fragment)

Trzeba było wezwać księdza, bo zwykli ludzie nie dawali sobie z nią rady, a wręcz przeciwnie - wzmagali w niej to piekło, grubymi materiałami zasłaniali jej oczy, a przecież to oczy były jej ratunkiem i przewodnikiem przez tę ciemną dolinę.


Na imię ma Zwida, jest częścią mieszkającą we mnie, wrośniętą jak wilgotne i zimne rośliny. Podglądam Ją każdej nocy, jak w czarnych sukniach przechadza się po pokoju i dotyka różnych przedmiotów białymi dłońmi. Najczęściej jest ubrana w suknie z weluru, a z Jej poskręcanych złotych włosów wydobywa się dym - ten ostry zapach dymu wchodzi w płuca łagodnych kobiet, Jej kobiet.
Stworzona jest z lasu, baśni, obsesji... obsesyjnie wręcz nadaje różnym rzeczom miana talizmanów, a potem modli się do Najświętszej Mateńki i krzyczy.
Rozmawia z widmami, wszelakimi widziadłami, bo tylko z nimi jest w stanie stworzyć rozmowy zawieszone w wilgotnej ciemności - czasami mówi tylko Ona, słyszę jak opowiada rzeczy straszne, które zwiastują zbliżające się apokalipsy - jedna po drugiej. Ma tylko jedno lustro o ciemnej oprawie we wzory, a tafla sczerniała i spękana od starości. Są noce, podczas których mówi do kogoś, jakiegoś Mężczyzny te słowa, wciąż od nowa i po wielokroć: zasłoń lustro.

Wieszcząc Jej głos zmienia się w dźwięk deszczu i jesiennych liści, wetkniętych w ciemne i sine grobowce. Często siada na krześle i wpatruje się w to, co tylko Jej oczom zdołało się ukazać. Zamyka modlitewnik - podkreślone słowa to pył. Zapala świecie - w płomień wysypuje resztki.

Kuca pośrodku pokoju na poddaszu. Czarne tkaniny na Niej lśnią sennym robactwem, białą krwią kości. Twarz zasłania włosami, pozwala głowie na nabrzmiałe słowa. W dłoniach ściska różaniec, a potem gryzie każdy paciorek z osobna, gryzie te Modlitwy za Kobiety, za Mężczyznę, za spokój umęczonej duszy. Gryzie te czarne, mieniące się światłem kamyczki. A potem jest czarnym ptakiem, który dziobie swoje własne ciało, te wilgotne rośliny w Jej ciele i słowa, których nikt nie wypowiada, a mnożą się w Jej głowie, nie Jej własne a tak głośne.

Rozszalałe zwierze tam w Niej. Nigdy nie uda Ci się złapać Jej przytomnego spojrzenia, bo cały czas jest na cmentarzu Rakowickim i tylko tam. Krzyki, jak gdyby milion głosów o różnych barwach nakładało się na siebie. A potem tylko pisanie listów zimnymi i trzęsącymi się dłońmi, książki otulające Ją z każdej strony i ptasie pióra wetknięte we włosy, sny o końcu świata i zbliżające się Kobiety, które proszą o Czułość Jej dłoni. Wiedźma, która roztacza zapach jesieni.
Ludzie z piekła błagają Ją, by przestała krzyczeć. Kochała się tylko z Księżycem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz