środa, 7 października 2015

07.10.15


 Kładła się zawsze w miejscach, gdzie zachodził najintensywniejszy proces rozkładu, a potem to igliwie przesiąknięte odorem widma lasu, wcierała w ciało tak mocno, że na bladej skórze powstawały czerwono czarne ślady - jak po zadrapaniach tego złego mężczyzny, który bił po plecach swoją Biblią.
Z wilgotnych liści i gałązek robiła lampiony, nocami łapała świetliki, a potem wkładała je do lampionów, które zawiesiła na drzewach, szepty duszków, uspokajające melodie i czas powoli przeobrażający się w postać.
Nocami grała na lutni z zajęczej czaszki
Czarny pies, z którego wychodziły okrzyki nocy, gdy wąchał nagą dziewczynę, tam w krzakach, po tym, jak zaglądnęła pod wszystkie kamienie przy jeziorze.

Ona widziała koniec świata, na jej oczach Słońce rozpadło się, Księżyc stawał się czarny, to przez nią pleśniał tam od środka, miał w sobie miliony duchów i robił z nimi potworne rzeczy - w Księżycu było piekło, i to była jej wina, jej wielka wina.
Meteoryty na ciele.

Zaglądała pod swoją skórę, ale nie znajdywała tam nigdy nic pięknego, kości zbyt lepkie, tak lepkie, że przyklejały się do nich malutkie motyle, rzęsy całe w piasku i krew na bieliźnie. 

Jej dłonie jak stara skurczona czarownica, nimi pisała listy do Delikatnej i nimi kurczowo wczepiała się w Jej sukienkę.

2 komentarze:

  1. niesamowite... skąd ty bierzesz takie rzeczy, skąd te stwory i pomysły? tak nie może myśleć człowiek

    OdpowiedzUsuń
  2. dziękuję bardzo, te wszystkie widziadła mam wokół siebie, w głowie, przenoszę to po prostu na słowa

    "Przyrodę ogarnia jesień i jesiennie robi się we mnie i wokół mnie."

    [Johann Wolfgang von Goethe, "Cierpienia młodego Wertera”]

    OdpowiedzUsuń