niedziela, 8 września 2013

08.09.13

I to jest właśnie tak... Wszystko jest właśnie tak, jak nie wypada. Wszystko jest nie takie, jakie być powinno. Wszystko się zmieniło. Wyglądając przez okno stwierdzam, że wszystko jest takie same, mimo to inne, obce. W tej właśnie chwili ktoś może przeżywać katusze, komuś może właśnie teraz wali się świat, a nam nic o tym nie wiadomo, bo pomimo tego nasz życie i to wszystko wokół nas jest takie samo. Tak monotonne, tak nijakie. Swoją drogą nie chciałabym, by kiedy jest mi źle to i było źle całemu światu i każdemu z osobna. Nie rozwiązałoby to mojego problemu, nie pomogłoby mi, nie poczułabym się lepiej. Od czasu do czasu kiedy jest mi smutno a usłyszę śmiech dzieci biegnących do swoich przyjaciół, robi mi się okropnie dziwnie. Zazdroszczę im tej niewiedzy, bo nie wiedzą co to życie potrafi zrobić z tymi ich szczerymi uśmiechami. Żyją chwilą. Co ich to wszystko obchodzi, skoro większość i tak nie liczy się z ich zdaniem? W późniejszych latach ich życia również niewiele się zmieni, tyle tylko, że dojdą poważne zmartwienia.
Nie wiem dlaczego, ale kiedy zamykam oczy widzę siebie pod wodą. Woda jest mętna ale mimo tego widzę złote monety na dnie morza. Nie wiem, czy jest to możliwe i nie bardzo mnie to w tej chwili obchodzi. Lśnią, bo dochodzi do nich blask Słońca, niektóre z nich są przybrudzone piaskiem. Jest ich dosyć sporo, nie wiem dokładnie ile, nie będę przecież liczyła. Wokół mnie unoszą się bąbelki różnych wielkości. Patrząc na nie przychodzą mi na myśl bańki mydlane, jakie uwielbiałam robić kiedy byłam mała. Wręcz czuje ten zapach, ten gorzki smak, kiedy udawało mi się taką bańkę pochwycić w usta. Są wszędzie. Wychodzą z mojego nosa i z buzi, a wtedy mam wrażenie, jakbym słyszała ich proces wytwarzania się. Nagle wszystko troszkę ciemnieje, być może to Słońce schowało się za chmurami. Teraz widzę dłoń. Obślizgłą, bardzo starą dłoń. Zniszczona, żyły, które dość mocno się na niej odznaczają przypominają cieńsze wersje konarów drzew. Widzę przepływającą w nich brązową krew. Brązowa... najprawdopodobniej zepsuta. Paznokcie są owalne, bardzo długie i brudne, a cała płytka paznokcia szara. Wszystko w tej ręce jest takie bez życia. Jedynie kawałek rękawa lśni bielą. I zgadnij, proszę cię, co ta ręka robi. Chwyta mocno moją dłoń? Nie. Czuję jak płuca proszą o tlen, ale ja uciszam je ciekawością, z którą wpatruje się jak zaczarowana przed siebie. Proszą... To takie śmieszne słowo. Prosić. Prosić, prosić, prosić, prosić, prosić, prosić... Teraz przecież nikt nie potrafi prosić. Nikt nie potrafi tego robić. Może kiedyś jeszcze ktoś taki się znalazł, ktoś, kto nie był przy tym obślizgły i wstrętny jak modliszka, za parawanem smutku, słodkości i innego syfu. Teraz jednak ta osoba nie żyje, bo to już nie jego czas i miejsce. Teraz ta dobroć, ta umiejętność zostałaby zamordowana przez to wszystko, co nas otacza. Wiesz, że nawet piękne rzeczy kryją w sobie tak wiele zła i cierpkości? Czuję delikatny dotyk. Dosłownie jak jedwab, jak... potrzyj policzek o satynowy materiał. Czujesz tą delikatność, śliskość... To piękno streszczone w jednym dotyku? Poczuj. Ja czuje. Ta ręka wchodzi gładko w mój policzek. Pieści całe moje ciało, wszystko. Dotyka delikatnie moich włosów, które kręcą się w wodzie niczym macki meduzy, niczym kręte drogi myśli każdego z nas. Wsadza palce w moje usta, pozwalając smakować swojej starości. Pozwala mi wbić się swoimi zębami w swe stare żyły i pić z nich brudną krew. Kąsam delikatnie, bo nie chcę, by to się skończyło. Nie chcę zranić jej bardziej, aniżeli mogłabym. Jej paznokcie ryją głębokie rany po wewnętrznej stronie ud. Topnieje. To czyjaś ręka, ale ja nie jestem w stanie dostrzec czyja. Po prostu ręka... Oblana grzechem, który mi odebrała. Otwieram oczy i wciąż czuję tą dziwną lepkość w swoich ustach.

***

Jestem przeziębiona. Przez ten irytujący katar nie czuję nic. Dosłownie nic. To strasznie nie móc poczuć smaku właśnie pijącej herbaty, a kiedy nabieram łyżeczką miód - jego smaku również nie czuje, choć wypełnia moje usta, okala moje wargi... Zęby obojętnie gryzą kawałek czekolady, a ja spodziewam się cudu i może poczuję jej smak. Nic z tego. Niemal rozpłakałam się, kiedy tuląc się do swojego psa nie poczułam jego charakterystycznego zapachu, którego pokochałam. Nie czułam zapachu swoich perfum, włosów... Nawet nie sądziłam, jak szare może stać się życie bez zmysłu węchu.

(...) I będę mógł sobie kupić dużo książek i czytać je będę wieczorami, chodził do taniego kina (...), a nocami będę słuchał deszczu spadającego na miasto. I tak będzie aż do wiosny. I aż do wiosny nie będę do nikogo mówił o miłości."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz