wtorek, 11 grudnia 2012

11.12.12

Projekcja, czy jak to się nazywa - tak się dzieje, kiedy ktoś przypisuje innej osobie własne uczucia. Ja osobiście nazywam to chamstwem, ale pewnie lekarze potrzebowali bardziej oficjalnego terminu. No ale cóż, widać nie wszyscy nazywają rzeczy po imieniu. Ale takie zachowanie jest po prostu wkurzające, żeby nie powiedzieć, znowu, chamstwem. No mniejsza.
Nikt cię nie uprzedza, że kiedy serce ci pęknie, naprawdę to poczujesz. Masz wrażenie, że coś w tobie eksplodowało, a do żołądka spadają odłamki. Nigdy w życiu nie zaliczyłeś boleśniejszego ciosu. Nie jesteś w stanie zaczerpnąć oddechu i przez chwile nie pamiętasz nawet, jak to się robi. Kiedy w końcu sobie przypominasz, masz zaciśnięte gardło.
Tylko z połowy zapłodnionych komórek jajowych rozwijają się płody. Z tego tylko 80% przychodzi na świat. Pozostałe ciąże nie są donaszane. To znaczy, że na sto zapłodnień rodzi się tylko czterdzieścioro dzieci. Niezbyt duże szanse przetrwania. W tym zestawieniu nie uwzględniają dzieci z wadami wrodzonymi. To kolejne 10% więc ostatecznie mamy tylko 30% szans na to, że urodzi się zupełnie zdrowe dziecko. To pewnie zależy od tego, co uważa się za zdrowe. Jeśli tak na to spojrzeć, mamy zero szans, że będziemy normalni. Ale zastanówmy się... Od samego początku los jest przeciw nam. Cud, że w ogóle przychodzimy na świat. Ale przecież już na samym starcie życie i los dają nam kopa w dupę. To smutne. To naprawdę bardzo smutne, że od samego początku musimy walczyć, od samego początku ktoś jest przeciw naszemu istnieniu. Pewnie większa część ludzi nie zdaje sobie z tego sprawy. A ci, którzy zdają sobie z tego sprawę, to albo się załamali (czemu się wcale nie dziwie), albo postanowili zawalczyć, mimo, że życie i tak podstawia im na każdym kroku świnie. Reszta jest nie świadoma. Z drugiej strony życie w błogiej nieświadomości niesie za sobą jakieś plusy... Niestety jak tak na to spojrzeć, to więcej jest minusów. I nie wiem, czy niestety.

***

Jutro do szkoły. Nie wiem, jak ja sobie poradzę. Przez własną głupotę narobiłam sobie masę zagrożeń, ale pocieszam się faktem, że mam czas to poprawić do końca marca. Pocieszam się też myślą, że jeszcze 8 dni i przerwa. Potem święta. Zaraz po nich nowy rok. A po nowym roku tydzień chodzenia do szkoły i ferie. Tak... Mamy jako pierwsi w 2013r. Z jednej strony bardzo fajnie, ale z drugiej... Z drugiej z pewnością będę zazdrościła tym, którzy zaczną labę kiedy ja wrócę za kraty (taaak, chodzi mi o szkołe).

Dzisiaj Madzia poprosiła mnie o zgodę, bym pozwoliła jej opiekować się mną... Tak, to zupełnie nie potrzebne. Ta zgoda. Zresztą, ja naprawdę nie mam nic przeciwko, ponad to bardzo chcę Jej opieki. Jej bliskości... Jeżeli sprawi Jej to przyjemność, jeżeli dzięki temu czuje się potrzebna (a jest mi potrzebna tak mocno, jak jeszcze nikt nigdy) to ja naprawdę nie mam nic przeciwko... Madziu, jesteś kochana słońce moje przenajdroższe.

Jest śnieg. Jest masę śniegu, którego tak kocham, na którym tak pięknie widać, ile mój psiak sika... Jeżeli by to ode mnie zależało, to śnieg mógłby być cały rok. I to zimno... Ach, kochane zimno. Mam nadzieje, że będzie tak przynajmniej do końca lutego. Błaagam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz