czwartek, 4 czerwca 2015

04.06.15

   Gdy umrę, zostaną po mnie tylko włosy. Tylko one nie zostaną zjedzone przez robaki. Kości z wosku na zawsze zostaną odciśnięte w nocy, w gwiazdach którym śpiewają zabłąkane ptaki. Serce zabierze Kobieta. Zrobiła dla niego przepiękną klatkę z drzwiczkami, które nigdy się nie domykają.
   Gdy umrę, zostaną po mnie tylko włosy. Zrobią się białe i bardzo kruchutkie, ale wciąż obłęd będzie je skręcał. Wrosną w trumnę, będą rosły coraz bardziej, coraz głębiej - pod ziemie, pod inne ciała i kości. Ile mam myśli w sobie, ile lęku i choroby? Namaluję z niej obraz...

   Kilka dni temu, gdy rozmawiałam z Nią o śmierci, popatrzyła się na mnie oczami wystraszonej sarenki i dotknęła mojego serca. Czy wiesz, ile dusz w tamtym momencie przez nas przeleciało? Tego nie zliczy nawet sam Bóg, Szatan bezradnie dobija się do drzwi, słyszysz?
   Robię Jej codziennie długiego, grubego warkocza. Nocami płaczę, w Jej przepiękne czarne jak obsydian włosy. A Ona zawsze dotyka mnie czule i delikatnie, policzki łaskocze długimi rzęsami.


   Tej nocy zostawiłam otwarte drzwi balkonu. Zostałam sama w pokoju i ze strachu przed wylewającą się z okna ciemnością, nie zamknęłam każdego otworu w smutnym pokoju. Obudził mnie szum - byłam nad wodospadem w środku lasu. Czułam tę świeżą wodę, każdą kropelkę na skórze, słyszałam jak liście szumią pieśń niepokoju i wyczekiwania.
   I nagle usłyszałam cichy upadek czegoś maleńkiego tuż obok siebie. Przez drzwi balkonu wpadła mała ciemna istotka. Cała utworzona z cieni, z poszarpanych piórek. Malutki przemoczony ptaszek, ułamany, umęczony. Jego brzuszek cicho wznosił się i opadał aż do samego rana. Położyłam go na poduszce, sama położyłam się obok niego i obserwowałam modląc się, śpiewając mu cicho aż do samego końca. Tuż przed świtem przyszła Moja Długowłosa Kobieta. Położyła się po drugiej stronie naszego nowego małego przyjaciela. Moje loki rozsypała wokół jego drobnego ciała, swoje czarne włosy ułożyła podobnie. Staliśmy się jednością. Aż to świtu. Cały czas cichutko śpiewałam by maluszek nie bał się, by w spokoju oddał nam siebie. Do samego końca...

Było tyle miejsc, w którym chciałyśmy uchronić jego ciało. Aż w końcu przykryłam go czarną koronkową chustą, scałowałam każdą maleńką łzę, śpiew z małego gardełka wchłonęłam w siebie. Ułożyłyśmy go we wnętrzu starego, dużego zegara, który stoi na pierwszym piętrze domu dziadków i Maryi.

Na opuszkach palców mamy popiół. 


4 komentarze:

  1. chcę być Twoją Kobietą i takim ptaszkiem, którym byś się zaopiekowała aż do śmierci.

    słowami czarujesz za każdym razem, jak Ty to robisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki rodzaj... terapii. W głowie dzieje się bardzo dużo i mało pomaga na przykry stan umysłu - jedynie słowa, możliwość spisywania tego wszystkiego.

      Dziękuję.

      Usuń
  2. Coś pięknego. Kiedy czytam to co piszesz, czuje się tak lekko, cudne uczucie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak pięknie dziękuję. To dla mnie bardzo ważne słowa i umacniające.

      Usuń