poniedziałek, 15 czerwca 2015

15.06.15

Na białej skórze malowałam maki - soczysta czerwień i kolory siniaków. Ty malowałaś usta na czerwono, bardzo powoli i ostrożnie, by zachować tę równowagę i czystość. Harmonie.

Ciało pełne siniaków, świeżo namalowanych galaktyk. Jeśli tylko je dotknąć, na opuszkach palców zostanie popiół, wilgoć farby nieba. Faktura wejdzie pod paznokcie, kobiece ciało nagle ożyje.


Wokół mnie tańczyły zjawy, czułam je na ustach i w głowie.

~

Tej nocy było najgorzej. Miało się wrażenie, że grzmoty wychodzą z żył, że pękają w środku ciała, a potem gwałtownie wychodzą jak duchy, zostawiając umęczoną duszę, tej maleńkiej, drobniutkiej kobiety.
Błyski rozświetlały najciemniejsze kąty i właśnie wtedy widziało się najwięcej czystego zła, które trzeba było zniwelować modlitwą. Ale to nigdy nie nadeszło, różaniec został za brudną szybą, splątany i zimny. W okno uderzały małe latające robaczki i ptaszki, które wystraszone uciekły z gniazda między żebrami. Z początku nie bolało, dopiero kiedy zdzierałam oczy pluszowym misiom, niteczki tworzące ich uśmiech zawijały się na palcach, a pozytywka upadła po kolejnym wstrząsie, wprost na dywan pełen kurzu i snów - dopiero wtedy, bolało najbardziej.
Każdy grzmot - do drzwi dobijał się szatan. Każdy kolejny grzmot - to ja stałam po drugiej stronie i uderzałam pięściami w drzwi, krzycząc, zdzierając skórę, rwąc klamkę, ze schodów robiąc ogród z kości (muszę o nim opowiedzieć, muszę) - i tylko jedno, dostać się do środka i opętać resztki, uleczyć, uleczyć, uleczyć.
Z każdym błyskiem w oczach lśnił lęk, dlatego zamykaliśmy powieki, światło na tę chwilę przestało istnieć, okna wpuszczały burzowe powietrze. Mój pokój żył i było w nim tyle ludzi, stworzeń, zwierząt. Pieśń natury rozbudziła w nas coś, co zostało uśpione pewnej nocy nad jeziorem, kiedy przestraszona zakopywałam pod kamieniem tak ważne dla mnie rzeczy.
Fosfor błyskawicy i miód między palcami.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz