wtorek, 17 grudnia 2013

17.12.13

Droga Żono Piekarza,

Ludzie dziwnie się na mnie patrzą, odkąd znowu mnie nawiedza. Pan Chochlik ponownie zaczął swoje harce, tym razem wbijając mi drzazgę w dłoń. Myślę, że w ten sposób daje mi do zrozumienia, że nie jestem mile widziana w jednym z moich światów. To przykre. Boje się, że będzie w stanie posunąć się do gorszych czynów, niż robienie mi krzywdy. Mówiłaś, że nie jest w stanie skrzywdzić nikogo, poza mną, bo to ja jestem jego głównym celem. A co jeśli główny cel mu się zmieni? Zapytana nie odpowiedziałaś, tylko lekko przymknęłaś powieki, rozsypując mąkę na drewnianej desce. Kiedy wyszłaś, chciałam upiec dla Niej ciasto, ale chleb to coś, czego ja nie powinnam próbować. Więc zaczęłam pisać. Zaczęłam pisać, po rozsypanej mące na drewnianej desce. Pisałam nie swoim pismem, bo ono zupełnie nie przypominało tego, jakim zwykle moja ręka się posługuje. To zabawne. Napisałam dla Ciebie opowiadanie, ale jak zwykle nie pamiętam o czym ono było. Masz może coś na pamięć? Choć raczej powinnam zwrócić się z tym do Aptekarza, jednak po wczorajszych orgiach w kościele, myślę, że będzie skonany jeszcze przez kilka dni. Żadne ziółka mu nie pomogą, to już nie te lata.
Wącham swoje dłonie, rozbijając się o skały nie widzę co się wokół mnie dzieje. Lea została otruta. Co dziwniejsze, tuż przed tym zajadała się Waszym chlebem. Myślisz, że to rzeczywiście ma coś z Wami wspólnego? Z Tobą i z Twoim mężem oczywiście. Twój syn, wieczny aniołek, na pewno nie mógłby zrobić coś tak okrutnego, jak otruć jedną z wróżek. Mam nadzieje, że wyczuwasz tę ironie? Uważa, że oderwanie skrzydła motylowi, nie stanowi żadnej zbrodni. A Pani mówi, by brać z niego przykład. 
Z Pana Chochlika też? 
Obudził mnie dziś księżyc. Pełny, świecił wprost do mojego okna. Zaglądał, dodając otuchy na nadchodzący dzień. I żółty. Boję się, że zachorował na żółtaczkę. Naprawdę muszę odwiedzić Aptekarza, bo to się może skończyć tragicznie. A kiedy wracałam przed chwilą z psem, również świecił. Co prawda już srebrny, już biały, już ten właściwy, ale nigdy nic nie wiadomo. Myślę, że po prostu nie chce mnie martwić. Puścił oko, lekko się uśmiechnął chowając się za rozmytymi chmurami, zawstydzony. 

Jednak upiekłam ciasto. Dla Was. Leży zawinięty w białą chusteczkę, na oknie.
Tuż przy samym sercu Waszego skromnego domu.

Macabre.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz