wtorek, 25 września 2012

25.009.12

Jestem do dupy. O kurde jaka ja jestem do dupy, to się wgl tego przeżyć nie da. Tak wiem, wygląda to na to, że znowu się żale. Mam. To. W. Dupie. Mój blog. Wcześniej pisałam, że wszystko niszczę, teraz: sieje zło, wszystko niszczę - w dalszym ciągu. Niby nic się nie zmieniło, ale jednak. O tak, są pewne zmiany, są pewne rzeczy, o których chcę już zapomnieć. Ale się nie da, ponieważ niektóre sprawy kiełkują w nas bez naszej woli. Chcesz? Rośnie. Nie chcesz? Rośnie. Jest ci to obojętne? Rośnie. Rośnie, rośnie i rośnie. Pije moje szczęście, którego mam tak mało... I bezczelnie śmieje mi się w twarz. A ja? Ja próbuje w tą twarz walnąć pięścią, ale to jak łapać powietrze.
Nie załamuje się - walczę. Walczę na tyle, na ile to możliwe. Nie mogę się poddać, bo to jest nie do przyjęcia. Taka opcja nie wchodzi w grę. Mam zrypaną psychikę? W porządku, już się do tego przyzwyczaiłam, a to, że psychika stwarza mi nowy świat, rzuca mi nowe kłody pod nogi, to też okej. Tak naprawdę to nie okej, ale przecież nikt nie wie, co się naprawdę we mnie dzieje. Jestem, czy mnie nie ma... To bez znaczenia, bo i tak kiedyś zniknę. Rozpłynę się w sekundę, stanę na głowie, żeby pozostawić po sobie choć malutki ślad dobroci. 


***

Wstaję i podchodzę do okna. Niczym bóg patrzę z wysokości na przechodniów przewijających się po chodnikach. Jedna na dwieście osób z tego tłumu cierpi na psychozę maniakalno-depresyjną. Ty, wymierzam palec w jedną z ludzkich mrówek. Piętnaście milionów takich od jednego morza do drugiego. Niektórzy dopiero zaczynają wylatywać w górę, miesiące dzielą ich od momentu, kiedy inni już spalają się w widowiskowych płomieniach. Niektórzy spadają swobodnie ku najbardziej posępnej z depresji. Inni, w kompletnej samotności, targają się na swoje życie. Jeszcze inni trzymają się mocno, uczepieni stabilności za pomocą litu, zoloftu i ścisłego przestrzegania zasad

***

Mówię sobie codziennie, jak bardzo chcę być silna.
Staram się jak moge, i chociaż wiem, że nic z tego nie wychodzi
to wiem też, że kiedyś nadejdzie dzień jasności.
Czerń otaczająca mnie dzień w dzień, która zaplata się wokół mnie swoimi mackami...
Ta czerń, która nie opuszcza mnie i jest mi wierna - ona odejdzie.
Musi kiedyś odejść, bo człowiek nie został stworzony po to
by się wiecznie smucić.
Przecież nic nie jest wieczne, więc i smutek taki być nie może.
A co jeśli... Jeśli jednak może?
Takie wątpliwości nawiedzają mnie, kiedy już już prawie uwierzyłam swoim zapewnieniom.
Tchórzostwo. 

***

Wyznałam prawdę. Czy się cieszę? Bardzo. Zeszło ze mnie to napięcie. Sama doprowadziłam do tej chwili, by mieć to za sobą. Nie pozwoliłam, by to życie mną pokierowało. Żeby wtrąciło się do tej sprawy. Uniosłam wysoko podbródek, i zrobiłam to, co powinnam zrobić już dawno. Jestem z siebie w zasadzie dumna, bo jeszcze tydzień temu mówiłam sobie nie, nie powiem Jej Ale powiedziałam. A Ona wybaczyła.
Kupiłam
  • 4 książki
  • 2 swetry
  • żel pod prysznic
  • podpaski
Hej, hoł. Oł, oł, oł... Generalnie boli mnie strasznie zadek, i nie ma kto mi go wymasować, bo tak samej to nie wypada.

***

Wczoraj Pan C. dowiedział się ode mnie, że jestem ateistką. Zaskoczył mnie tym, że powiedział mi, iż wie o moich problemach. Oczywiście - nie o wszystkich. Coś we mnie pękło, i powiedziała Mu, że chodze do psychiatry, powiedziałam co u mnie stwierdzili, co się dzieje (bez szczegółów, bo to jednak nauczyciel). Zaskoczył mnie też tym, że widział, że coś ze mną nie tak - chodzę smutna, tajemnicza, skryta, zamyślona, ubieram się na ciemno. Jestem inna od tych plastikowych chichrających się bladź. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, że mu powiedziałam, ale teraz to nie ma wielkiego znaczenia, bo czasu nie cofnę. 

03 października - rozpoczęcie terapii. 

Ostatnie szanse.
Yep.

2 komentarze:

  1. ehh, witaj ponownie, skąd tak dużo o mnie wiesz...

    chyba jesteśmy tworem jednej i tej samej wyobraźni...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U, aż tak? Pisze co mi ślina na język przyniesie, ale w sumie to fajne uczucie, że ktoś podziela te emocje.

      Usuń