sobota, 14 kwietnia 2012

13.04.12

Po zajściu, które miało miejsce około tydzień temu, stawiam przy słowie alkohol wielkie, wręcz ogromne STOP. Jeżeli kiedykolwiek najdzie mnie ochota, by sięgnąć po to cholerstwo, to, siło nieczysta, uchroń mnie od tego niechcianego czynu. Kiedy będę miała poważne zaćmienie mózgu, jak wtedy, to niechże mi ktoś mocno przyrąbie w ten poniemiecki bunkier. Będzie miło, bo przynajmniej ominie mnie zarzygane łóżko, i, na drugi dzień, niezdolność do wstania, już nie mówiąc o chodzeniu.
Co mam myśleć o tym, co dzieje się między mną ma Moją Maleńką? Owszem, nie mam pojęcia i owszem, nie wiem czy zacząć to ratować, czy może pozwolić, by 'samo się uratowało'. Tylko wybierając opcję drugą, muszę liczyć się z tym, że to może zajść po czasie. Nic nie dzieje się w mgnieniu oka. Nawet nasze życie. Nie rozwala się ot tak, w nanosekundę. Wszystko dzieje się etapami. I na każdym etapie możemy zapobiec całkowitemu zniszczeniu. Nawet na tym ostatnim, już decydującym. Wtedy czeka na nas taka maleńka nadzieja, która maleje, im dłużej wahamy się zadziałać. Ale to od nas zależy, czy pozwolimy sobie na to, by na naszych oczach rozwaliło się wszystko to, co nasze, czy może raczej ruszymy nasze owłosione tyłki i powstrzymamy ten rozpad.

Na świecie są miejsca mityczne. Istnieją, każde na swój sposób. Niektóre łączą się z naszym światem, inne trwają pod nim, niczym grunt pod obrazem. Są tam góry. Są też skały, na które docieramy, nim znajdziemy się na urwiskach, gdzie kończy się świat. W górach są zaś jaskinie, głębokie jaskinie, zasiedlone na długo przedtem, nim na Ziemi pojawił się pierwszy człowiek. I nadal ktoś w nich mieszka.

Historie są niczym pajęcze sieci, połączone ze sobą pasemkami przędzy. Możemy podążać wzdłuż nich, do środka opowieści, bo w środku znajduje się jej koniec. Każdy człowiek, to nić jakiejś historii.

Często umieram. Niemalże codziennie. Czasami nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Czasami to boli, a czasami nie czuje nic. Zupełną obojętność. Lecz przeważnie w tej chwili czuje ogarniające cierpienie, a ból ma za małe znaczenie, by opisać to, co się wtedy dzieje. Umieram, bo jeśli od czasu do czasu nie umrzesz, ludzie zaczynają traktować twoją obecność jako coś oczywistego.

Myślisz, że możemy po prostu stąd zniknąć? Z tego świata, i z...po prostu z danego miejsca? Wiesz, ja próbuje. Mimo, że nie udaje mi się to za każdym razem, to sama świadomość prób, daje mi do myślenia. Wciąż uczę się nowego postrzegania świata, a także ludzi. Efekty są. Co z tego, że marne. Ale są. A to przecież dobrze. A może będzie lepiej. Kto wie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz