sobota, 28 marca 2015

28.03.15

To takie piękne uczucie móc pisać na nowo, wpatrywać się w rosnącą ilość napisanych listów. Jeszcze ciężko jest mi je wysłać, są zbyt ważne, jestem jeszcze zbyt ucieszona tym, że powstały. Mają w sobie ukochane światło, dlatego niech przez kilka dni rozświetlają mój pokój. Potem zaczną szeptać w wielu innych umysłach, podzielę się tym, co siedzi i drga...

... a drga naprawdę wiele. Coraz częściej łapię się na tym, że nie pamiętam, że wszystko jest nie na swoim miejscu, że ktoś przy mnie stoi, modli się przy moim ciele kiedy śpię. I tylko Ty wiesz, ile sił kosztuje mnie akceptacja, uspokojenie się, wyciszenie tego ryku w sobie. Głaszcząc mnie po głowie mówisz, że to nic strasznego, że potrafię tak łatwo zapomnieć drugiego człowieka i to, ile dla mnie niegdyś znaczył. Uśmiechasz się kiedy przytakuję, w zamyśleniu patrząc przez okno na las. Bo nie pamiętam już bardzo wielu ludzi, tak wielu. Wiem tylko, że ich ilość jest nieracjonalnie duża, ale nie sposób przypomnieć ich twarzy, urwanych słów czy chociażby gestów. Nic. W pamięci są tylko ci, którzy mówią do mnie, przychodzą i uspokajają samym tylko swoim spojrzeniem. I to jest na swój sposób piękne, pomocne gdy ktoś wydaje się tak odrażający, że odchodzę - i jego już nie ma w mojej głowie, jak gdyby nigdy się przy mnie nie pojawił.

Patrzę na list, na którym z taką starannością zawiązałam koronkową wstążkę, i mam ochotę zedrzeć ją, słowa wyrzucić albo zapytać Najbliższej, kto jest autorem tego wszystkiego. Nie robię jednak niczego takiego, bo to by wymagało wielu dni spędzonych na przypominaniu sobie, i to czegoś, czego - podświadomie - wiem, że nie chcę pamiętać już nigdy więcej. Podchodzę do koszyczka z listami i wdycham zapach papieru z różnych stron kraju. Historie zamknięte w jednym miejscu - w nocy bardzo często słyszę ich powstawanie. Słyszę skrobanie długopisu na kartce, ale każdy nosi  w sobie inne natężenie, inny ruch, inne emocje, słyszę różne oddechy i myśli. I to wszystko nie ma końca, bo koniec nigdy nie nadejdzie, nigdy nie odważy się dotknąć tego, co przychodzi nieoczekiwanie.

Mam mnóstwo planów na zagłębianie wiedzy. Nie odpycham już bliskich, pozwalam im istnieć takimi, jakimi są naprawdę (i kochać, kochać mocno i delikatnie). Pozwalam na chaos, na mocniejsze smaki i zapachy, na ruchome dźwięki. Pozwalam, mając nadzieję, że to mnie nie zgubi, że nie zatonę w tym zbyt mocno. Zrywam z rąk chłód, ale on wciąż odnajduje mnie na nowo.

(nie sposób nas wygoić
ale postaram się stworzyć dla Ciebie modlitwę
dla Nas.)

Wpuszczamy do naszego pokoju światło. Wpuszczamy nocne zwierzęta. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz