piątek, 18 lipca 2014

18.07.14

Marze o miejscach ukrytych, o pisku wychodzącym z gardła, podczas nocy bezszelestnych i - zdawać by się mogło - bezpiecznych. Zasypiam chcąc poczuć swoje anielskie rozluźnienie, jakie dawniej przychodziło po cichutku, na paluszkach i gładziło moje splątane włosy - po cichutku, na paluszkach. Tęsknie za spokojnym oddechem i równie spokojnymi snami. Od pewnego momentu - choć nie wiem do teraz, czy był on szczególny - wszystko zmienia się w koszmar. Kiedy zapada noc, nadchodzi senna agonia, podczas której skrywam się w fałdach materiału pościeli. Podstać, która przychodzi w nocy i wpatruje się we mnie, nie widzi spokojnego snu ułożonego na mym ciele. Każdy z nas ma osobiste piekło, chory świat pełny urojeń i okaleczonych myśli. W dzień staram się swoją kruchą psychozę trzymać szczelnie zamkniętą i choć przelewa się momentami przez pęknięcia, to i tak jest to zaledwie tkliwy początek wybuchu. W nocy zaś krucha psychoza wypełza ze mnie krzykiem. Jak mgła, która daje efekt jakby dusza ulatywała mglistym strumieniem z ust - krzycząc, wciąż krzycząc. A sny są chorą fantazją strzaskanego do niemożliwości umysłu.
Ciężko mi się śpi, jeszcze ciężej mi ulepić dni w pozory spokoju.
Ciężko mi zaakceptować Ją ponownie w swoim świecie.
Czekam nieśmiało na list...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz