sobota, 1 lutego 2014

01.02.14

"Daty zachodzą na siebie, plączą się lata. Topnieją śniegi, stopy rwą się do lotu i wcale nie znaczą śladów."
~Jean Cocteau










I tak mijają mi dni, w ten niebywałej drętwocie. Po prawej cały chaos, ciągłe wrzaski i pretensje. Po lewej okno, czyste duże okno, zachęcające do lotu w inne miejsce. Nie wybieram nic, siedząc na swoim miejscu po środku tego wszystko. Drapiąc swoje szwy, wydrapując resztki uśmiechu, bo jeśli zobaczą go niewłaściwe osoby, może dojść do tragedii. Zgodziłam się na zabicie siebie. I tak, jak to się działo kilka dni wcześniej, tak teraz wciąż dzieje się to samo. Cóż, prawie to samo, bo jednak proces idzie do przodu, widać już postępy. Jakie? Nie sposób zauważyć ich gołym okiem. Opiszę...
Co noc przychodzi do mnie mężczyzna, z delikatnymi dłońmi, które stają się szorstkie tylko wtedy, kiedy coś wytrąci go z równowagi - czyli nad wyraz rzadko, co jest momentami niepokojące. Przychodzi do mnie dokładnie wtedy, kiedy Słońce zniknie już całkowicie, a niebo skryje się za ciemną płachtą aksamitu. Ma długie ciemne włosy. Nie są proste jak drut, lekko się falują, ukazując elfie uszka. Jest piękny, usta jego są stworzone do dawania rozkoszy. Jest ubrany staroświecko, tajemniczy wyraz twarzy powoduje szybsze bicie serca, ale on doskonale wie, po co do mnie przyszedł. Leżę w łóżku, a on usuwa gnijące resztki mojego ciała. Gniją, bo tak jak wąż, i ja pozbywam się swojej skóry. Robię miejsce nowej ja, która ma być tą najwłaściwszą, jakkolwiek irracjonalnie to brzmi. Nie mam odwagi podnieść lekko głowy, by zobaczyć jak on to robi. Jego blade dłonie, z wystającymi ciemnymi żyłami, po prostu przesuwają się po moim ciele. Coś skubią, robią coś, że chwilami widać wyzierające z nich lekkie piękne światełko... Wcześniej po skończonym oczyszczaniu po prostu wychodził. Teraz zostaje ze mną aż do świtu. Delikatnie i czule (co najdziwniejsze) gładzi opuszkiem palca mój policzek. Ja wiem, że dalsze procesy nie będą już tak przyjemne i on również o tym wie. Może dlatego jest dla mnie teraz taki... dobry. 

Nie wyobrażam sobie życia bez Niej. I choć brzmi to jak paradoks, ja wciąż wyrywam sobie kawałeczki duszy, jakie przylepiły się do moich powiek. Wciąż szukając siebie na nowo, mam dziwne i nieodparte wrażenie, że... Jestem drobna i krucha. Jak kości najmniej stabilnej konstrukcji - moje ciało. Natłok zarazków w mojej głowie powoduje, że tęsknie. Tęsknota jest dla mnie teraz zabójcza. Zawsze była, jednak w ostatnich dniach tęsknie prawdziwie. Najprawdziwiej inaczej rzecz ujmując. A stan jest tak bolesny, jak żywcem odpadające od kości mięso. Wiesz co się dzieje, jednak nie potrafisz zrobić niczego, by było lepiej, by to zakończyć. Tęsknię. I nie wiem co robić. Śnią mi się koszmary, naprawdę straszne koszmary, po których budzę się z mokrą od łez poduszką. Napęczniałymi od łez policzkami. Łzy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz