wtorek, 27 sierpnia 2013

27.08.13

Nie potrafię uciec od waszych ciągłych pretensji. Nie potrafię. Ciągle wam coś nie pasuje, wiecznie. Cały czas słyszę tylko 'uśmiechnij się, nie ubieraj się na czarno, nie siedź długo w nocy, zjedz coś, pogadaj ze mną, dlaczego taka jesteś?'. Ale gdybyście mnie znali, gdybyście słuchali to wiedzielibyście, że jestem smutna, ponieważ odebrano mi moje 'ja', kolorowe ubrania obrzydzają mi pozostałości po sobie, nie mogę szybko zasnąć i nie mogę długo spać, jem tyle ile potrzebuje, nie gadam z byle kim i byle o czym, jestem taka, jaką mnie zostawiła. A odchodząc zostawiła mnie zdezorientowaną i słabą. Dziękuję bardzo.
Wyrzekłaś się mnie. Jestem teraz niczym. Bo gdybym rzeczywiście była kimś w Twoich oczach to nie siedziałabym teraz sama wypłakując oczy, kiwając się w przód i w tył na krześle, wariując, jedząc swoją wargę wciąż się zamartwiając. A w nocy nie przychodziłaby do mnie dawna ja i nie patrzyła na mnie ze smutkiem i lekkim potępieniem w oczach, nie kręciła ze zrezygnowaniem i z niedowierzaniem głową i nie rozkładała bezradnie rąk jak gdyby mówiła 'teraz naprawdę jestem bezsilna'. Wiem, że ona już mi nie pomoże, bo należy do Niej. Całe dobro, kruchość i delikatność, głośny śmiech, iskry w oczach, perfekcyjne ruchy, energie i całe tajemnice odeszły, bo należą do Niej. Nic mi nie zostało. Może to i dobrze, bo przecież nie chcę pamiętać jaka byłam kiedyś. Kiedy jeszcze wypełniała mnie całą świadomie i pisała mi czułe słowa. Teraz wszystko pokryte jest cierniem, czymś lepki i brudem. Wszystko rozmazuje mi się przed oczyma a czasami nawet zarechota, zakracze jak kruk... Jak dawne ja. Śmieszy mnie jedynie to, że w głowie wciąż dźwięczą mi Twoje słowa 'nie opuszczę Cię nigdy. Nigdy'. Kłamczucha. Chciałabym wyjechać gdzieś, gdzie mnie nikt nie znajdzie. Gdzieś, gdzie znajdę jakąś osobę, która powie mi jak żyć. Która pomoże mi, nakarmi mnie i zaopiekuje się mną. Myślę, że sama opiekować się sobą nie będę potrafiła, bo przecież każdy potrzebuje tej czułości i delikatności, samego zainteresowania od jakiejś osoby. Nie byle jakiej, bo byle jaka osoba nawet na ciebie nie spojrzy, może cię nawet odepchnąć samym swoim spojrzeniem. Poczujesz jej oddech na swojej nagiej szyi, odór zepsutej krwi, gnijących kości, rozkładu, a gdzieś nawet w tym przebija się odór szczęścia. Szczęścia tak słodkiego, że aż cię mdli i wymiotujesz. Wymiotujesz całym syfem jaki udało ci się zebrać w ciągu całego swojego życia. Taki syf zbierasz już od wyjścia z łona matki, wierz mi, że kiedy nabierasz pierwszego haustu powietrza wtedy brud zapełnia połowę twojego malutkiego ciała. A potem rośniesz więc brud ma więcej miejsca dla siebie, spychając tym samym twoją dusze w najciemniejsze jego otchłanie, z których jeszcze nikt nigdy nie wyszedł o zdrowych zmysłach. Słodki smak życia, czyż nie? Kłamczucha... Jesteś jedną wielką kłamczuchą. Kłamczuszysko zmyśla wszystko.

***

Mam zeszyt. Nowy. Pachnie nowością. A raczej pachnie tak, jak pachną pożółkłe, wyglądające tak, jakby przy najmniejszym dotyku miały się rozlecieć, kartki. Staro. Czuję starość, choć przecież zeszyt jest nowy. Ma czarną okładkę. Nic specjalnego. Po prostu zeszyt. Poprzedni, z którego powyrywałam wszystkie zapisane strony, leży gdzieś. Nawet nie do końca wiem gdzie. Nie chcę do niego wracać, nie chcę nawet na niego patrzeć, bo gdy to zrobię, wszystko wróci. Zawsze wszystko wracało, ilekroć tylko na niego spojrzałam. Wracało wszystko, a słowa jakie w nim zapisywałam pojawiały się przed moimi oczami jak film z obiektywu. Nie chcę tak. Dlatego zdecydowałam zakupić nowy. Zakupiłam. Pierwsza kartka została wyrwana, gdyż to, co na niej napisałam przekraczało zdrowy smak. Nie. Tak to nie będzie wyglądało. Boję się, że nie będzie wyglądało wcale. Ale. Nic. Nie, nic. Przestań. Zakupiłam również 'szkicownik'. Czyste strony, nieskalane liniami. Mniejszy od typowego zeszytu. Ale to również jest przeznaczone do mojego pisania. Nie wiem kiedy zdołam zapełnić swoim koślawym pismem te wszystkie kartki, ale nie muszę martwić się, że zabraknie mi miejsca. Nie muszę martwić się również, że zabraknie mi długopisu - kupiłam ich cztery. Na razie. Kwiatki póki co nie usychają. Widze w nich jeszcze życie, widzę to piękno, jakie powinno błyszczeć w nich całą wieczność. I tak ma pozostać. Choć wiem, że jeszcze parę dni i uschną, to mimo wszystko teraz próbuję powstrzymywać łzy od wypłynięcia z oczodołu nad nimi. Kłamczucha... Nie podoba mi się, że wiesz, co czuje. Nie, nie Ty moje byłe kochanie. Ty pewnie nawet tego nie czytasz. Ty. Wszystko tu czytasz a mnie nie jest z tym zbyt dobrze. To nie dobrze. 

OKŁAMAŁAŚ MNIE. JAK SIĘ Z TYM CZUJESZ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz