piątek, 13 czerwca 2014

13.06.14

Piersi robią się z dnia na dzień coraz to delikatniejsze. Obrastają je maleńkie, białe piórka, jak u nowo narodzonego anioła. Rozmazuje się oddech, w powietrzu unosi się zapach trupa, ale ucieczka powoduje rozpad tkanek jeszcze szybciej, przez co mdlejemy z wycieńczenia. A przecież zapach martwego ciała, jest bardzo specyficzny - przylega do ciała, wżera się pomiędzy linie papilarne i pęknięcia skóry, przesiąka włosy, materiał ubrania, oblepia oczy, dobiera się nawet do łez - tych niegdyś czystych i nieskalanych. Przeskakujemy przez ogromne krzaki, naśladując sarenki - z tą gracją, z tymi samymi subtelnymi ruchami baletnicy. Czasami jakaś mała dziewczynka podchodzi do mnie, i rozrywa rąbek mojej sukienki - rozcięcie odsłania moje nagie udo, na którym perli się lekki pot. Mały niedźwiadek zlizuje go, a potem ucieka polować na miód. Nie wie jeszcze, że miód namnaża się na półkach starej szafy, która stoi zawzięcie w piwnicy. Stary mężczyzna dogląda go i obserwuje nas, uśmiechając się tajemniczo pod nosem.
A ja? Ja zajmuje stary bujany fotel, na którym zmarła babcia, na którym zmarł czarny kot i mały ptaszek. Siadam na nim, bujam się lekko i czytam. Słowa wchodzą w moje oczy i odciskają swój sens, boleśnie przypominający taniec skorpionów na moim brzuchu. Marzy mi się Egipt. Spisuje na czystych kartkach swoje własne słowa, stworzone z myślą o Niej i o obłędzie, którzy czyha. Jestem zakażona, i noszę w sobie szaleństwo od narodzin. Doskonale wiem, że po Jej utracie uaktywni się już za kilka chwil, co uczyniłby tak czy inaczej, ale później. Zawsze to wielka ulga, kiedy obłęd odpuszcza nam jeszcze trochę, błogosławiąc nasze ciała ironicznym gestem szaleńca. 

Nie wiem gdzie jestem, i nie mam pojęcia co zrobię, ale wiem doskonale, że mnie już nie ma - teraz jest coś innego, nowego, chorego i nie działającego, bo tryby, przekładnie, cały mechanizm, został polany kwasem. A przecież kwas wyżera wszystko. Wyżarł również serce i układ wspomagający. 

"Może wejdziesz do łóżka. Porozmawiamy."
~ Tadeusz Różewicz


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz