wtorek, 20 marca 2012

19.03.12

To nie powinno tak być. Nie powinien jeszcze rozbudzać moje serce samym widokiem. A jednak to robi. Jeszcze. Bo to się wkrótce zmieni. Choćbym miała wyszperać z zakamarków siebie, tą potrzebną cholerną odwagę, to to się zmieni. Jakim prawem jedna osoba doprowadza nas do szaleństwa? A kiedy jednym gestem rozsypuje nasz świat, to tak, jakby rozstąpiła się pod nami ziemia, a z niej powychodziły macki. Ohydne, obślizgłe macki, które zostały stworzone po to tylko, by nas zniszczyć. Raz wyszły, i nie odejdą, dopóki nas nie zabiorą. Czy się przed nimi bronie? Czasami mam ochotę się im poddać, ale czy chcę dać mu tą cholerną satysfakcję? Nie. Na pewno nie. Tak więc walczę, bo jeszcze wiem co to znaczy.
Ten dzień powinien być spokojny, a taki nie jest. Poniedziałki zazwyczaj są do dupy, ten również taki był. Ha. Ha. Ha. Z wielką chęcią oddałabym obowiązek uczenia się, komuś innemu, a sama z wielką radością na twarzy, wyjechałabym z tego kraju. Najlepiej na Hawaje.
Patrze, i nie mogę uwierzyć w to, co widzę. Moje życie do mnie macha. Stoi w kącie mojego pokoju, i bezczelnie do mnie macha. Co więcej, uśmiecha się. Uśmiech ten jest ohydnie słodki. Zbyt słodki i zbyt przebiegły. Jak u lisa. Kombinuje, jak by mi tu dowalić, bo skoro ochłonęłam, dodam, że ledwo, to teraz musi mi tą małą przestrzeń swobody zabrać. Bezczelne krówsko, które śmie nazywać się moim życiem. Nienawidzę go. Jak rany. Nienawidzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz