piątek, 16 marca 2012

16.03.12

Doprowadzam skutecznie do swojego końca. Robię wszystko, by się w końcu opanować, ale to już nie to samo. Nic nie jest już takie jak kiedyś. Jak choćby tydzień temu. Wszystko rozpadło się na maleńkie diamenciki. Rozkruszone diamenciki. Diamenciki? Cóż za ironia, nazywać tak swoje sprawy, swoje prywatne życie. Ono przecież w żadnym stopniu nie przypomina diamentu. Diament jest zbyt piękny, zbyt drogi, pragnie go zbyt wielu ludzi. Życie takie nie jest.
Zadziwiające, jak w jednej chwili, wszystko się rozpadło. Wszystko. Bez wyjątku. Nie ma wyjątku. Nie ma niczego, nawet tego pierdolonego światełka nadziei, które pełzło za mną wszędzie - jego też już nie ma. Zgubiło mnie. A może się po prostu poddało? Może powiedziało 'A tam, nie warto za nią latać. Za dużo razy ze mnie korzystała a potem odrzucała - już koniec, nie będę wyławiał ją z każdego stanu depresji' i machnęło ręką, po czym odeszło. Nie dało mi nawet szansy, bym go dogoniła. Teraz nie wiem gdzie mam iść by go odnaleźć. Nie wiem, czy przypadkiem chce być odnaleziony. Ma mnie już dość, jak większość ludzi.
Teraz pozostałam sama. Na własne życzenie. Odrzuciłam przyjaźń, parę porządnych (w miarę) osób, i ponownie, już całkowicie odizolowałam się od ludzi. Już nawet nie próbuje udawać, po prostu się od nich widocznie odsuwam. niech wiedzą, że to już się skończyło. Ja się skończyłam. Ja po prostu nie chcę dłużej udawać, że wszystko gra! Mam dość tego, że przywołuje udawany uśmiech na moją twarz tylko po to, by innym było miło, i tylko po to, by nawet nie zapytali, by nie padło z ich ust to durne pytanie - 'czy wszystko gra? Co się stało?'. Co się stało? Ciele oknem wyleciało!
Wstrzyknęłam w sobie czarną konsystencje, która opanowuje moje serce, mój mózg. Za niedługo opanuje mnie całą, a wtedy nadejdzie mój koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz