wtorek, 21 sierpnia 2012

21.08.12

Śnij, jakbyś miał  żyć całą wieczność.
Żyj, jakbyś miał umrzeć jutro.

Nie spodziewałam się tego. Nie po ludziach, których znam i obdarzyłam zaufaniem. Prawdopodobnie sama sobie jestem winna i mam tego całkowitą świadomość, ale jednak zabolało. Wczoraj u pani psycholog było jako tako - no bo jak może być u psychologa? Miała stwierdzić, czy z moją głową wszystko w porządku, czyli: czy nie mam dauna, i takie tego typu rzeczy, co było potrzebne lekarzowi. 
Jakieś kretyńskie testy i takie pierdoły. Prawdziwa terapia ma się zacząć we wrześniu, cholera jasna. Jak dałam się na to namówić? I po co? Przecież ja nie mam żadnego problemu. Prawda...? Terapia terapią, jakoś może dam radę, ale co najgorsze... Ta wstrętna krowa, złamała dane słowo. Mianowicie: wszystko zostanie między nami, i nic poza nas nie wyjdzie. A wyszło. Mogła powiedzieć parę innych rzeczy, które jej powiedziałam, ale powiedziała C.A. najważniejszą, najdelikatniejszą i miała czelność patrzeć mi prosto w oczy. Jawna kpina i tyle. Taki człowiek nie nadaje się na psychologa, a już na pewno nie na mojego. Jak tak wgl można? Oczywiście kiedy C.A. powiedziała mi to przez telefon, a następnie zapytała się o tą ś.p. osobę, to się rozryczałam. Myślałam, że już mi przeszło. Ale nie. To, że myślę o Nim każdego dnia, zastanawiam się, czy jest Mu dobrze na tamtym świecie, czy jest szczęśliwy ze swoją mamą, czy się na mnie gniewa - to jedno... Zawsze gdy odważę się wpuścić go głębiej w moje myśli jest mi przeraźliwie smutno i generalnie zaczynam płakać, ale dawno tego nie robiłam, bo po prostu nie miałam na to siły. Akurat powodów do płaczu mam sporo, więc... Tak więc myślałam, a raczej miałam nadzieje , że już mi lepiej, że się z tym pogodziłam. Naprawdę tak uważałam. Ale niestety się pomyliłam. To było do przewidzenia. W naturze mam, że tak łatwo z czyjąś śmiercią się nie pogodzę. Nie potrafię.
   Do dzisiaj zostało mi zasłanianie okna zasłoną, nawet w dzień, przez to, że mam wrażenie, że On patrzy się na mnie z góry. Patrzy się, potępia mnie i moje zachowanie, brzydzi się mną, gardzi mną. Już nie robię swobodnie różnych rzeczy, kiedy jestem sama. Tak się nie da żyć. Ale nie wiem, jak to zatrzymać, jak przestać o tym wszystkim myśleć. Nie sądziłam, że ta śmierć tak się na mnie odbije, naprawdę - nie sądziłam, że będzie tak trudno.
   Jutro idę do psychiatry. Planuje kupić małą torebeczkę, ponieważ do tej pory tego nie zrobiłam, a przecież nie będę targała jednej dużej, jeżeli mam zamiar nosić w niej tylko portfel czy komórkę. Jutro też prawdopodobnie idę do bibliotek z E. bo kończy nam się czas. Dzisiaj spotkanie z P. - brakowało mi Jej. Aż sama się zdziwiłam, że tak bardzo. Ciesze się, że u Niej się układa. Zasłużyła na to i mam nadzieje, że długo szczęście będzie się jej trzymać. Przywiozła mi śliczną bransoletkę.
   Miałam dzisiaj malutkie problemy z sercem. Właściwie z całym moim organizmem. Od rana czuje się jak jedna wielka ektoplazma. Śnił mi się koszmar, po którym, obudziwszy się, byłam jeszcze bardziej zmęczona, niż normalnie. Właściwie ostatnio ciągle jestem taka jakaś słaba. Dzisiaj serce bolało tak, jak nigdy, biło bardzo szybko, jakby się gdzieś spieszyło. Może na tamten świat?
   29 sierpnia mam poprawkę o 12:00 i 14:00 - Pączek idzie ze mną, by mnie wspierać. No to będzie się działo. Mam tydzień, na bicie się z czarnymi myślami, kołataniem serca, pocącymi się łapami, związanym w supeł żołądek. Super.

WHAT ARE YOU DOING?!

____________________________


Mru mru <33

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz