piątek, 6 lutego 2015

06.02.15

Bawię się swoją sukienką, czerwoną jak dojrzałe wino. Wyszywam w niej nowe wzory. Długą igłą, precyzyjnie, chcę by każdy wzór był jak cieniutka pajęczyna, która dopiero co złapała kropelki zamarzniętego deszczu. Robię to w dzień, gdyż światło jest tu najistotniejsze. Od czasu do czasu spoglądam na zegar wiszący na ścianie, tuż przy biblioteczce, bardzo głośny, bardzo stary, czas. Przychodzisz, wtedy skupiam się jeszcze bardziej, by niczego nie zepsuć. Ściągasz swój ciemny płaszcz, kładziesz go na krześle, zasypianie. Klękasz na przeciwko mnie, w swoje spokojne dłonie chwytasz koniec sukienki, muskasz nieśmiało moją nagą skórę, rozchwytywanie.

Masz czarne włosy, ciemne oczy, wielkie i silne serce. Wzięłam już swoje leki, dlatego moje dłonie biorą przykład z twoich - są spokojne, cichuteńkie, niewiasta. Jest cicho, nie przeszkadzają mi żadne głosy, słychać jedynie cichy szelest przechodzącej nici przez materiał. Bicie naszego zegara. Łzy w oczach, gdyż tak mocno staram się niczego nie zepsuć. Całujesz moje nagie kolano, wiesz ile kosztuje mnie to trwanie-w-bezruchu. Zlizujesz krew z moich palców. Pozwalam ci na to - wtedy, na tę krótką chwilę, przestaje wyszywać, całą uwagę przenoszę na ciebie, na twój czerwony język małego chłopca. Nie pozwolisz, by moja krew złączyła się z barwą sukni. Pamiętam, jak powiedziałeś, że moja krew złączy się jedynie z twoją i będziesz tego pilnował. Uciszanie.

Wyszywam nadal, te tajemnicze wzory, ukryte słowa, symbole magiczne, złe. Przenoszę schizofrenie na czerwony materiał, delikatnie. Podłoga zamieniła się w czarną ziemię, z której wyrastają maki. Wciąż klęczysz, nie pozwalasz, by materiał dotknął ziemi, by coś zaburzyło baśń. Piękne dźwięki wydobywają się z naszego gramofonu, a zeszyty z listami zatrzymały się na niedokończonych słowach. Cierpliwie trwasz, uśmiechasz się leciutko, patrząc na moje oczy. Widzisz w nich głosy, jest już późno, leki przestały działać. Kojąco dotykasz moje udo swoim zarośniętym policzkiem. Gdy słońce odchodzi, pomagasz mi ostrożnie przenieść suknie do starej dębowej szafy - jest bezpieczna, w nocy ochraniają ją świetliki. Kładziemy się do łóżka, które porasta mech. Skulona i otoczona twoimi ramionami - słuchamy skowytu, krzyków i jęków, przez całą noc. Rano pomagasz mi usiąść na krześle, wyciągasz suknie, wyszywam. Całe moje nagie ciało pokrywają czerwone zadrapania, nowe maleńkie siniaki. Ochraniasz. Klękasz. Pomagasz. Nie wypowiadamy do siebie ani jednego słowa. Rytuał.




2 komentarze:

  1. Coś niesamowitego. Stworzyłaś coś niesamowitego. Za każdym razem przenosisz mnie w inny świat, masz ogromny talent.

    OdpowiedzUsuń