Dzień upływa mi na strasznym nudzeniu się i nic nie wnoszeniu do swojego życia. Dlatego też większość czasu, gdy nie czytałam książki, wyglądałam przez okno. Doszłam do wniosku, że drzewa, już od dawna pozbawione liści i wystawione na mróz, przypominają mi ręce demonów. I ręce, jak i ich samych. Smagane biczem cierpienia zaglądają we wszystkie strony w poszukiwaniu luki nadziei. Każdy z nich tak inny, ale tak samo zły i pazerny na czyjeś szczęście. Mam wrażenie, jakby czekały tylko na moje potknięcie. Jak gdyby szczerzyły swoje zęby krzycząc tym samym to już koniec. Teraz są spokojne, ale to taka cisza przed burzą. Przed tym, co ma się stać i co stanie się niechybnie. Ulotne chwile szczęścia odchodzą tak szybko, ale oni wciąż tam są. I będą, póki nie zakryje ich warstwa liści. Czyli długo.
Zabieram się za roztapianie swojego serca z grubej warstwy lodu, która okryła je, jak gdyby chcąc chronić przed cierpieniem
Boli mnie, że nie potrafię zapewnić sobie dobrej przyszłości. Nie mogę, bo nie wiem, co mnie czeka za chwile, a co dopiero za parę lat. Nie mogę sobie nawet przypomnieć, kiedy przestałam myśleć o dziecinnych rzeczach, a przeniosłam się na te poważniejsze tematy. Nie wiem kiedy tak szybko... dorosłam. Oczywiście nie twierdze, że jestem już w pełni dorosła i tak w ogóle och, ach, omomo wygylygy.
Nie wiem jak spędzę sylwestra, ale chcę po prostu wejść pod kołdrę i przespać cały ten kolejny cyrk. Z czego mam się cieszyć? Że przybywa mi lat? Że rok w rok przybywa obowiązków? Że przeżyłam kolejny rok i takie tam takie tego? Proszę was. Zdecydowanie wolę usiąść i zapłakać nad tym cholernie głupim światem i jeszcze głupszymi ludźmi, którzy są po prostu debilami z krwi i kości. Sylwestra spędzę z książką w ręce i ciepłym łóżeczkiem, gorącą czekoladą lub moją ulubioną kawą bądź herbatą. I będzie cudownie.
WHY SO SERIOUS?
Nucę pod nosem i wiruję po pokoju przypominając sobie słowa, które pozwalają dalej żyć. Być może wszystko jest iluzją, być może moje życie jest szklaną kulą, być może nigdy nie zaistnieję, ale wyobraź sobie świat bez bólu, bo chciałabym być jego synonimem. Zapominamy kim jesteśmy, w myślach innych jesteśmy już niczym zakurzona książka, napiszmy koniec i spłońmy jasnym płomieniem...
YYEP.
Fascynujący blog.Świetnie piszesz. Dodaję się.
OdpowiedzUsuńPozdrawia..
~Bloody Caroline.
Dziękuję bardzo...
UsuńZapłakać nad tym światem? Nie warto, naprawdę.
OdpowiedzUsuńŚwięta poniekąd straciły swoją magię, stały się kolejnym zwyczajem, który trzeba odbębnić i żyć dalej.
W tym roku nie czekam na Piccolo i serpentynę z utęsknieniem... Dlaczego?
Samotny wieczór z książką i herbatą to genialna perspektywa dla tej nocy, acz dla mnie niemożliwa.
Pozdrawiam,
Daria.
Pewnie, że nie warto, aczkolwiek raz do roku, w tym kulminacyjnym momencie, gdy wszystko sobie przypominamy (to, co robiliśmy przez cały rok, najważniejsze wydarzenia, najbardziej żenujące występy)można, a nawet trzeba zapłakać, chociaż by nad sobą, nad tym, że tak, nazwijmy rzeczy po imieniu, zjebaliśmy kolejny rok.
UsuńNiemożliwa? Ja jednak mam nadzieje, że Ci się uda. Jednakże jak nie w tym oku, to w następnym. Kiedy musi to nadejść, bo to Ty musisz tego chcieć. Życzę Ci szczęśliwego nowego, wcześniej niż wypada, ale cóż.
Pozdrawiam.