wtorek, 10 marca 2015

10.03.15

Jest coraz cieplej. Zaczęłam otwierać balkon, wtedy cały pokój owiewa zapach narodzin. Jest jeszcze bardzo delikatny, dlatego tak łatwo jest mi wyczuć jego dziewiczość. W ciągu dnia słyszę głębokie oddechy ścian, w nocy przytrzymuję ramy obrazów, by ocalały, by przetrwały ten proces nieśmiałego oczyszczania. Wciąż każdego dnia wypatruję cichego światła, tak bardzo przeze mnie pokochanego. Jego go coraz mniej - złoto, rdza i miód - jest go coraz mniej.
Zasypiam bardzo późno, bo One nie dają mi spokoju, nie pozwalają zasnąć, Ty wiesz. I tylko czasami głaszczesz mnie uspokajająco po ciele, ale znowu zaczęłam uciekać przed Twym dotykiem mięciutkiego puchu. Nie pozwalam.
Budzę się bardzo wcześnie, ale to piękne przebudzenie, bo po krzykach w głowie, następuje piękna pieśń ptaków. Nie sądziłam, że one potrafią wydobyć ze swych maleńkich ciał tak cudowną pieśń. Mistyczną. Pieśni budzą mnie każdego ranka, wyobrażam sobie, że odbijają się od gór, owiewają moje schorowane ciało, moją schorowaną głowę - leczą. Wędrują po lesie i przynoszą mi z niego zapach, taki kuszący i prawdziwy. Dostojność, niezwykłość. Magia, w jeszcze nie do końca obudzonym świecie.  

*

A więc jesteś, znowu jesteś. Dzięki temu zrozumiałam to, co chodziło za mną już od tak długiego czasu, co kazało mi się schylać, gdy przez strach wpadałam w lekko uchylone drzwi.
Lekkość bytu.

Wczoraj głosy bardzo się nasiliły, schowałam się w czarną sukienkę, wypiłam kilka kieliszków napoju o pięknej barwie, a potem szeptem opowiadałam baśnie - jak modlitwę. Opowiadałam mojej małej sarence, opowiadałam zapalonej świeczce.
Coś bardzo chce, bym wpuściła to w swoje życie, w siebie. Po głowie wciąż mocno szura tych kilka słów 'Wpuść mnie'. W zimnych dłoniach ściskam bordowy różaniec, przyciskam go do ust.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz