Na języku czuje lepką ciecz. Myślę, że lekki podmuch wiatru przeniósł na niego Jej zapach, Jej ciało. Bardzo bym tego chciała, by choć przez chwile poczuć bliskość Jej tak kruchej i delikatnej duszy. To mocne przeświadczenie o smutnej konieczności zamysłu. Wkradła się lekka melancholia w to przykre słoneczne lato. Czasami szepcze ciche baśnie, bardzo szybko uciszam ją, bo nie chce dla mnie dobrze. Nie pozwalam jej zaśpiewać, bo śpiew sprawia, że wszystkie klątwy w baśniach mają trzy razy większą moc. Na cóż mi łzy naznaczone wiedzą, co się z nimi zaraz stanie? Nie chcę zapełniać łzami spękanego kieliszka Kobiety - chcę wyssać każdą poranioną bliznę, by nareszcie złe sny uciekły przestraszone.
Od wczoraj bardzo pada, w powietrzu czuć zapach spalonych włosów, rzęs, myśli i wspomnień. Przykra wizja, że wspomnienia wsiąkają w mokre od łez nieba chodniki. W ich pęknięciach wyrastają małe roślinki - nie chwasty - w kolorze zdrowej zieleni i czerwieni kobiecych ust.
Kraków o tej porze roku wydaje się przeludniony wesoło skaczącymi ludźmi. Farba na ławkach bardzo się starła od ciężkości ludzkich ciał, a trawa została wydeptana - ludzie swoimi nogami i natarczywością, chcą odcisnąć w tym pięknym mieście swoje własne drogi. To przykre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz