Troszkę się zagubiłam. Ale próbuję to wszystko odbudować. Z czasem powinno być coraz lepiej, jednak póki co - nie jest i w najbliższym czasie być może nie będzie. Jeszcze przez trzy tygodnie nie. 13 lutego zaczną się utęsknione ferie. Dwa tygodnie wolności od wstrętnej szkoły, gdzie wsadzają w nas tony nauki, z czego więcej niż połowa nie przyda nam się w życiu.
Powinniśmy uczyć się tylko tego, co nas interesuje, bo to, co nas uczą tylko przysłania nam umysły na naszą przyszłość. Och nie, nawet tego nie skomentuje. Czasami po prostu nie warto czegoś komentować i tyle. I to jest właśnie taka rzecz. Ta, i moje życie.
Zaczyna bawić mnie pewna rzecz... Pewna historia zatacza kółko już chyba po raz setny, i nie ma siły, by tego galopu zatrzymać. Topie się pod spojrzeniem tego, którego imienia nie wolno wymawiać, podczas gdy on łapie inną za ręke. Modliszka, która żeruje na innych. Kłamie prosto w oczy, żeby niepostrzeżenie wychłeptać krew, a potem zostawić, bo przecież dostał już to, czego chciał, więc po cholere ma użerać się ze swoją już za smakowaną ofiarą? Porzuca ją, by tylko gdy mu się przypomni, spojrzeć, pomyśleć 'cóż za żałosna osoba', dać znak, że była tylko zabawką i niczym więcej...
Wstrętne, lecz prawdziwe.
A jutro? Co będzie jutro? Dzisiaj już nic. Pozostaje mi tylko siąść, a raczej przykleić się do krzesła i wlepić oczy w zeszyty i wkuwać, i wkuwać bo czegoś trzeba się przecież nauczyć... Potem pozostaje czytanie książki a następnie być może od niechcenia moje palce przeniosą się na pilot od telewizora, żeby pooglądać jakiś badziew tylko po to, by zająć czymś umysł. By nie rozkleić się, bo tego mi nie wolno robić. Oj nie.
Szlachetny owoc nie pleni się tam, gdzie chwastem zarosło pole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz